Witajcie w naszej bajce.
Z pewną dozą sceptycyzmu ale i zainteresowania podchodziłem do tego filmu. Sceptycyzm wziął się z licznych komentarzy malkontentów internetowych, natomiast zainteresowanie wynikało z naturalnej potrzeby powrotu do emocji znanych z dzieciństwa. Dla mojego pokolenia Pan Kleks był postacią kultową. Bardzo ucieszył mnie udział pana Piotra Fronczewskiego w tej produkcji. Zawsze to jakaś kontynuacja. Stopniowo sceptycyzm ustępował miejsca pozytywnym emocjom. Na koniec stwierdziłem że nowy Pan Kleks jest lepszy niż Harry Potter. Być może to dlatego że Harry'ego Pottera oglądałem na małym ekranie w domu, a nie w kinie. A poza tym Pan Kleks pochodzi z naszego, polskiego kręgu kulturowego i jeśli chodzi o jego nowe wcielenie to naprawdę nie ma się czego wstydzić. Wizualnie jest świetnie. Muzycznie również, muzyka nawiązuje do starego Kleksa, ale jednocześnie jest nowoczesna. Powiedzmy to wyraźnie: to nie jest typowy remake, to jest coś całkiem nowego, świeżego i interesującego. Ale uwaga: nie dla małych dzieci. Miałem wątpliwą przyjemność siedzieć obok małżeństwa z kilkuletnią córeczką. Musieli jej czytać napisy i wszystko tłumaczyć, kto jest dobry, kto zły, czy umarł, czy nie. Powiedzmy tak: jeśli wasze dziecko nie nadąża z czytaniem napisów, nie bierzcie go do kina. Ja po seansie znów zacząłem wierzyć w magię. Powrót, chociaż chwilowy do czasów dzieciństwa uważam za udany. Czekam na kolejną część.