oglada sie ten film troche jak teledysk. nagle ciecia montazowe i bezsensowne milowe przeskoki w fabule powoduja ze sa momenty kiedy nie wiadomo o co chodzi i o czym teraz film opowiada, wszystko zmiksowane, chaotyczne, w dodatku historie z lat 60, 70-tych okraszone w glownej mierze najnowszymi kawalkami r'n'b. gdyby nie rola willa smitha i rowniez jona voighta na trzecim planie, to nie byloby czego ogladac, bo w sumie wyszedl calkiem nudny film.