NIby Tim Burton, niby ja zjarany, niby tysiące kolorów, Helena Bonham Carter i Johnny Deep, aaa i oczywiście Danny Elfman i powinno być arcydzieło... A nie jest, bo brakowało psychodelii, brakowało iście Burtonowskiego klimatu z "Batmana". I Johnny blado zagrał, powinien być bardziej obłąkany, 7/10