Przede wszystkim przed obejrzeniem sądziłem, że to będzie typowy slasher. Otóż nie, ciężko mi to w ogóle nazwać slasherem, gdyż całość skupia się bardziej na dziwnym motywie zemsty kilku świrów, którzy uciekają z psychiatryka, niż na morderstwach. Same morderstwa są, ale tak jakby ich nie było, praktycznie nic nie widać. Później przemienia się to w home invasion, no i tyle.
Ogólnie oglądało mi się w miarę ok, nie nudziłem się. Czubki, mimo że nie mieli żadnych masek, to byli fajnie wykreowani i odegrani, ale najlepiej spisał się Donald Pleasence. Uwielbiam tego typa i po raz kolejny rozłożył mnie na łopatki swoimi tekstami i zachowaniem, podobnie jak to było w "Death Line". Na plus również końcowy zwrot akcji, którego się nie spodziewałem.