"Alone In The Dark" Jacka Sholdera, to typowy, tani slasher, jakich wiele. Przedstawiający podobną historię, zbliżoną do "Halloween" Johna Carpentera, jednak w nieco słabszym stopniu. Główni antagoniści, czyli Hawkes, Preacher i Fatty, zostali całkiem dobrze zagrani, jednak brakowało tutaj pewnego rodzaju "szaleństwa" jak w przypadku "Piątku trzynastego" czy "Halloween". Postacie całej trójki niczym specjalnym się nie wyróżniają a zbrodnie jakich się dopuszczają nie są zbyt brutalne czy przekonujące.
Jedynie wybija się postać Skagga, który wyglądem, sposobem mordowania czy zachowaniem prawie, że przypomina Jasona Voorheesa.
Głównym motywem filmu, jest odwet na dr. Potterze, który owych szaleńców zamknął w "wariatkowie", jednak sama fabuła niespecjalnie wciąga, muzyka jest niezbyt adekwatna do tematu slashera a samego klimatu nie potrafiłem wyczuć.
Dodatkowo uważam, że twórcy powinni owych morderców zrobić tak, aby szokowali m.in. swoim wyglądem, aparycją oraz sposobem popełniana morderstw, jednak w filmie przez większość czasu, prawie nic się nie dzieje.
Postacie poboczne, to podobne mięso armatnie jak w przypadku "Krwawego biwaku" Andrew Davisa, które niczego ciekawego nie wniosły do fabuły a pojawili się po to, aby zaraz zdechnąć, po czym łatwo o nich zapomnieć. Są mało ciekawi, ich los w ogóle mnie nie interesował i w zasadzie był mi obojętny.
Samo zakończenie jest słabe, pozbawione polotu i mało widowiskowe.
Plusy:
• Postacie psychopatów;
• Całkiem mroczy klimat;
Minusy:
• Nieciekawi poboczni bohaterowie;
• Niewykorzystany potencjał seryjnych morderców;
• Mierna i strasznie oklepana fabuła;
• Mało szokujący i mało przerażający;