Hulce zagrał wyśmienicie, ale Abraham był jednak lepszy. Przyjrzyj się scenie pisania Requiem Mozarta, jego mimice i gestom, a dostrzeżesz jego umiejętności.
Ale ten śmiech Mozarta ;-)

Ach, też bardzo żałuję, że to nie on :) bardzo trudno jest porównywać role Mozarta i Salieriego, bo są całkowicie różne. Postać Salieriego jest "jednokierunkowa", jest on tylko zawistnym, zdesperowanym człowiekiem; Mozart w jednej scenie jest pociesznym wesołkiem, w drugiej skoncentrowanym geniuszem tworzącym lub dyrygującym, w trzeciej przestraszoną istotą spoglądającą na zamaskowanego zleceniodawcę. Myślę więc, że pod tym względem rola Mozarta była dużo trudniejsza, a Hulce'owi należą się wieeeeeelkie brawa, bo zrobił to na prawdę fantastycznie. Oprócz tego dyryguje po prostu ślicznie ;) F. Murray Abraham jednak był wystarczająco rewelacyjny aby dostać Oscara, a wybór na pewno nie był łatwy. Ja uwielbiam go w tej kreacji, jest niesamowity. Najlepiej by było, jakby obaj dostali :) a co do sceny dyktowania Abraham wypadł w niej tak znakomicie po części przez Hulce'a, który celowo opuszczał kwestie wprawiając Salieriego(Abrahama) w konsternację i czyniąc z niego nieco opóźnionego w odbieraniu informacji tępaka.