Zauważyłam że są 2 wydania wersji reżyserskiej - jedno w białym pudełku, a drugie w tym normalnym, na czerwonym tle. Czy one czymś się od siebie różnią (oprócz tego że biała wersja ma polskiego lektora)? Którą lepiej kupić?
również się chętnie dowiem, bo właśnie przymierzam się do zakupu. nie wiedziałam nawet, że są dwie różne wersje, dobrze, że tu zajrzałam... :]
Ja już zamówiłam, mam nadzieję że jutro dojdzie - 3 osoby które mają ten film poleciły mi wersję w białym pudełku z polskim lektorem :)
ja z kolei szczerze odradzam oglądanie tego filmu w wersji z lektorem - pisałam już o tum w innym wątku na tym formu. po pierwsze - "amadeusz" jest rewelacyjny pod względem gry aktorskiej, a to ciężko docenić, kiedy wszystkie kwestie zagłusza drewniany lektor. a po drugie i najważniejsze - lektor zagłusza też w wielu miejscach muzykę, która w tym przypadku jest co najmniej tak samo ważna, jak dialogi... jeżeli tylko możesz - włącz napisy. to nie jest film, w którym napisy przelatują przez ekran w takim tempie i w takich ilościach, że utrudnia to śledzenie akcji (o ile nie jest się półanalfabetą, o co Cię nie podejrzewam), a dzięki temu dostajesz w pełni wartościowy film zamiast wybrakowanego produktu... ;]
Też nienawidzę lektora, zwłaszcza w TAKICH filmach. Z tym dvd chodziło mi raczej o dodatki - bo wersja z dodanym m.in. polskim lektorem jest nowsza, więc myslalam że ma więcej dodatków. No i własnie - od piątku mam to dvd i jest cudowne. Polskiego lektora w ogóle nie włączam, w ogóle w żadnym filmie praktycznie nie 'używam' jego głosu. No i tak mi przeleciał Amadeusz - z polskimi napisami, z angielskimi, ostatnio 2 razy w ogóle bez napisów oglądam bo pięknie mi wygląda obraz przy zgaszonym świetle i z głośną muzyką. Cudeńko. A sceny, które występują tylko w wersji reżyserskiej wnoszą coś nowego, trochę innego. Na początku dość zszkowała mnie scena z Konstancją która poszla do Salieriego w nocy... Ale już następna scena gdy płacze i mówi do Wolfiego "I love you" znowu mi zmieniła opinię :)
Ah rany, jestem tak zachwycona filmem że mogłabym gadać i gadać. Swoją drogą - uwielbiam sceny z Mozartem jako dyrygentem. Zwłaszcza przy "Uprowadzeniu z Seraju" - Hulce dał takiego czadu jak machał rękami, że możnaby go porównać do jakiegoś rockmana.