broniłem się przed tym filmem ładnych pare lat. Zostawiony był on na tak zwana czarna godzine
martwego sezonu filmowego czyli wszystkie dobre nowosci obejrzane i trzeba zrobic krok w tył by
nadrobic pewne zaleglosci. Byłem przekonany ze sie zanudze na smierc ale chciałem juz w koncu
odhaczyc ta "ósemkę" i co? Rozczarowałem się. Nie wierzyłem własnym oczom. Mimo banalnej
fabuły rezyser w jakis niewytłumaczalny cudowny sposób zaciekawiał mnia kazda scena. Sypał
chwytliwymmi rezyserskimi trikami z rekawa niczym koperfield. Było coś szczerego i naturalnego w
tym filmie. Żart mieszał się z grozą. Wzniosłość z prostotą. Aż chce sie powiedzieć Bravo!!!