Amelia

Le fabuleux destin d'Amélie Poulain
2001
7,6 272 tys. ocen
7,6 10 1 272193
7,6 61 krytyków
Amelia
powrót do forum filmu Amelia

Celebracja życia

ocenił(a) film na 9

Gdy obejrzałam ten film po raz pierwszy, pomyślałam: "infantylna bajeczka". Jakaś aspołeczna, pretensjonalna dziewucha, która chce zbawić świat, dziwni bohaterowie, cukierkowy Paryż - nie rozumiałam tego.

Dziś coś mnie tknęło i podeszłam do "Amelii" drugi raz. I już wszystko wiem.

Może więc spróbuję wytłumaczyć tym, którzy, tak jak ja parę lat temu, zupełnie nie rozumieją idei tego filmu (oczywiście będzie to moje subiektywne odczucie, każdy ma prawo odbierać tę historię na swój sposób).

Po pierwsze, przymierzając się do obejrzenia "Amelii" trzeba spełniać jeden podstawowy warunek, bez którego nie pojmie się magii tego obrazu. Trzeba wyłączyć w sobie dorosłego. Innymi słowy - spróbować cofnąć się do czasów dzieciństwa i spojrzeć na tę historię oczami naiwnego kilkulatka. Przypomnieć sobie jak to było, gdy jako dzieci słuchaliśmy bajek o królewnach i smokach. Wyłączamy suche, racjonalne myślenie, wyłączamy pragmatyzm, przestajemy być na chwilę tymi zasępionymi, mającymi na głowie wszystkie problemy świata, do bólu poukładanymi, logicznie myślącymi dorosłymi. Zapominamy o naszym kredycie, który mamy spłacać przez następne 30 lat, o wysokich rachunkach za światło, o cieknącym kranie, o znienawidzonym szefie, o nieuprzejmej ekspedientce ze sklepu... zamiast tego rozbudzamy w sobie wrażliwość dziecka, które boi się ciemności i potworów z szafy.

Już na tym etapie niektóre osoby mogą mieć problem, bo okaże się, że nie potrafią. Nie potrafią tak po prostu przestać przejmować się tym cholernym szefem. Albo wydaje im się to głupie. Wtedy niech od razu sobie odpuszczą.

Ale jeśli gdzieś tam głęboko odnajdują w sobie pokłady dawno zapomnianej, dziecięcej naiwności - niech po nią sięgną, niech ją odkurzą i na chwilę przypomną sobie, jak to było gdy jeszcze nie interesował ich żółty pasek w TVN24, podwyżki podatków, stopy procentowe, zamieszki w Libii czy inne tragedie i ludzkie dramaty. Dopiero z takim nastawieniem jesteśmy w stanie zrozumieć magię Amelii i jej historii.

Co ja dziś zrozumiałam?

Że, tak jak powiedział Lucien, świat jest piękny. I choć słyszymy tę, banalną zdawałoby się, prawdę na co dzień, to rzadko kto potrafi w pełni pojąć jej sens. Ciągle w biegu, bierzemy sobie na główę tyle problemów, myślimy, nie bez ironii - "jasne, świat jest piękny - jak może być piękny, skoro nie mam kasy / superszybkiej i superdrogiej fury / długich nóg / pięknej dziewczyny / willi z basenem / grubych i lśniących włosów jak z reklamy szamponu/ [tu wstaw swoje dowolne życzenie]". Jesteśmy jak Amelia, która zamiast brać sprawy w swoje ręce, żyje marzeniami, a tymczasem prawdziwe życie przecieka jej przez palce.

Ten film mnie nauczył, że pora skończyć z roszczeniami w stosunku do życia i ciągłymi pytaniami "dlaczego on ma to, a ja tego nie mam, dlaczego ona jest taka, a ja taka nie jestem". Trzeba powiedzieć sobie STOP i zacząć cieszyć się każdą, najmniejszą chwilą daną nam od losu.

Trzeba cieszyć się z tego, że jesteśmy zdrowi, że możemy widzieć słońce, że wiemy co to słodki zapach bzu, że znamy smak pomarańczy. Trzeba czerpać przyjemność z najprostszych czynności - puszczania kaczek, zatapiania ręki w worku pełnym ziarna, obserwowania ludzkich twarzy w półmroku sali kinowej. To dlatego narrator taką uwagę przywiązywał do upodobań bohaterów - bo życie to właśnie takie małe, niepozorne czynności, drobne przyjemności, których jeśli nie będziemy odpowiednio celebrować – staniemy się zgnuśniali, zawiedzeni i rozczarowani.

Druga ważna myśl, jaką wyniosłam z filmu – trzeba mieć odwagę, by żyć. To brzmi głupio, ale jeśli czujemy, że jesteśmy nieszczęśliwi, że utknęliśmy gdzieś w martwym punkcie, bo sami nie potrafimy wyrwać się z impasu – wtedy nie żyjemy. Musimy „boksować się” z życiem, musimy śmiało wyciągać ręce po szczęście. To dlatego Amelia na końcu pokonuje swoją nieśmiałość i postanawia biec za Nino. To dlatego jej ojciec wreszcie kończy z bezczynnym siedzeniem w domu i użalaniem się nad sobą i wyjeżdża w podróż. I to dlatego w całym filmie postać staruszka ze szklanymi kośćmi była tak ważna – bo pokazuje, że on nie wychodzi do świata, bo nie ma możliwości. Ale my mamy mocne kości, jesteśmy sprawni, zdrowi, więc musimy czerpać z życia garściami.

"A więc moja mała Amelio... nie ma pani szklanych kości. Może się pani boksować z życiem. Jeśli pani przepuści tę szansę z biegiem lat pani serce stanie się równie suche i kruche jak moje kości. A więc biegnij za nim, na litość boską."

A jeśli ktoś dotrwał do końca tej "przemowy", to niech spełni jedno moje życzenie – niech wyłączy komputer i wyjdzie na zewnątrz. A najlepiej niech spojrzy w niebo albo do kogoś się uśmiechnie :)