Scena w sexshopie podobała mi się chyba najbardziej. Uwielbiam filmy, które nie pokazują naturalizm życia i nie okłamują widza w sprawach podstawowych jak postrzeganie rzeczywistości.
Mimo to że świat "Amelii" jest podkolorowany i podbarwiony nie traci nic ze swego "prawdopodobieństwa".
Od strony technicznej film jest absolutnie doskonały. Bardzo podobała mi się narracja, która nadawała historii charakter baśniowy. Na ogół taki voice over denerwuje i irytuje.
Z kolei sama postacie Amelii i jej ukochanego z marzeń nie zrobiły na mnie tak dużego wrażenia jak się spodziewałam. Znacznie bardziej od głównych bohaterów fascynowały mnie postacie drugopolanowe : kelnerki, obsesyjny zazdrośnik, malarz, sklepikarz i jego niepełnosprawny pomocnik, ojciec Amelii.
Od jądra historii lepsze okazały się peryferia na przykład wątek skrzata podróżującego po świecie czy pięlnie zdjęcia mojego ukochanego Paryża.
Mimo że Audrey Tatou znakomicie zagrała rolę dobrej wróżki jej postać nie zachwyciła mnie tak bardzo.
Być może dlatego że czytając wszystkie wyjątkowo pochlebne opinie spodziewałam się czegoś conajmniej tak wspaniałego jak "Moulin Rouge", "CZesc Tereska" czy "Requiem dla snu". Tymczasem wyszłam z kina zadowolona a nie zachwycona. "Amelia" podobała mi się bardzo ale nie tak jak wymienione filmy.