Nie będę tu może pisać o tym, jak wspaniały, magiczny i cudowny był to film, a powiem tylko o czymś, co według mojej skromnje osoby mówi o wadze tego filmu więcej niż wszystkie recenzje.
"Amelię" oglądałam w pewnym multipleksie. Mała salka, ok 20 osób na widowni. Tuż przed seansem jakiś mężczyzna oblał przyadkowo nieznajomą kobietę napojem. Wywiązała się kłótnia, atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna.
A potem zaczął się film.
Po seansie na sali siedziały już zupełnie odmienione osoby. Mężczyzna podszedł do kobiety, przeprosili się nawzajem, wszyscy widzowie byli wobec siebie tak mili i uprzejmi, jak chyba nigdy. Nawet jadąc autobusem uśmiechaliśmy się do siebie.
I to była prawdziwa magia.
Jaki inny film ma taką niesamowitą pozytywną energięi szaloną moc dobrego oddziaływania?