I choć sentencja stara jak świat, ludzie nadal nabierają się na sztuczki komercyjnych producentów pozwalając zarabiać im krocie na filmach do których scenariusz został napisany na kolanie. "American Pie..." to przykładna produkcja wieńcząca upadek moralizatorski wszelkiego rodzaju współczesnych komedii. Nie da się przy tym rozerwać i zrelaksować bowiem ,,bije głupotą od pierwszego wejrzenia". Nie zaprzeczam, że pierwsza część wprowadzała pewne innowacje, ale każda kolejna biła poprzednią na głowę swoją bezsensowną fabułą i bohaterami z penisem zamiast mózgu. Wybaczcie tę dosadność, ale jeżeli z facetów intencjonalnie robi się idiotów na wielkim ekranie a publika tej samej płci zanosi się śmiechem po każdej wyemitowanej scenie to moje poczucie humoru jest tu zatem bardzo mocno zaburzone. Mam się śmiać z tego, że producenci i scenarzyści widzą mnie jako wiecznie napalonego półgłówka śliniącego się na widok sztucznych piersi?
A Jennifer Coolidge swoją nienaturalnością mogłaby przygnieść Cher do podłogi.
Współczuję Ci chłopie, a w zasadzie ludziom, z którymi trzymasz, skoro nie mogą sobie nawet potencjalnie z Ciebie pożartowac, bo wszystko bierzesz tak dosadnie. Stary, kuźwa, jesteś przewrażliwiony jak kobieta podczas okresu. Czy to, że pokazują facetów w takim świetle, to już oznaka tego, że cała płeć męska nie powinna się śmiać z takich rzeczy? Proszę Cię stary. Idąc Twoim jakże błyskotliwym tokiem myślenia, można skwitować w ten sposób filmy z Jasiem Fasolą albo te z Louis de Funes. Wrzuć na luz.
Oczywiście, że ma. Wcale jej nie podważam. Tylko wiesz... racja jest jak dupa. Każdy ma swoją. A tak całkiem poważnie, to jest coś takiego, jak gusta i ich słabe punkty. Jedni nie cierpią rozlewu krwi i sadyzmy w filmach, inni żartów w stylu gniecionych penisów za pokrywką od patelni czy srania do lodówki przenośnej, a jeszcze inni nie znoszą pokazywania ckliwych, miłosnych happy endów w filmach. Widocznie słabością tegoż delikwenta jest taki humor. Ja z kolei nie przepadam za sadyzmem, to też dla mnie dnem będzie Hostel czy inne gówno tego pokroju. Nie podobał mi się jedynie argument z dupy wzięty.
Eeee tam, od razu z dupy. Z głowy został wzięty, akurat w przeciwieństwie do scenariusza tego filmu.
A tu cię stary twoja iście błyskotliwa dedukcja zawiodła, bo akurat komedie z Jasiem Fasolą i de Funesem bazują na żartach sytuacyjnych a ich bohaterowie to specyficzne postacie jaskrawo odznaczające się na tle ukazanego środowiska. Z kolei w "American..." bohaterowie to przeciętni amerykańscy chłoptasie z którymi utożsamić możemy każdego przeciętnego Xińskiego. Ta różnica jest kolosalna i to właśnie ona motywuje ocenę tych filmów mimo łączącego ich gatunku. Można przekrzywić odbiór widza i ukazać mu nieprawdziwą rzeczywistość raz, drugi... (przecież pisałem, że jedynka wprowadziła innowacje) ale już za ósmym razem to bardziej irytuje niż śmieszy.
Wolę być przewrażliwiony jak kobieta podczas okresu niż co drugie zdanie wstawiać epitet "stary" czy "kuźwa" żeby podkreślić swoją wielką męskość.
Okej. Przyjmuję kontrargument dotyczący humoru przedstawianego w przytoczonych komediach. Jednakże, nie będę dalej ciągnął dyskusji, bo i tak każdy będzie będzie miał swoje racje.
kosovi niestety ale nie ma MĄDRYCH komedii, jak Ci się film nie podoba to po co oglądałeś wszystkie części ( tak napisałeś w 1 poście )
chcesz mądrych filmów ? obejrzyj sobie Stalker - poczujesz sie zajebiscie inteligentny. nie pozdrawiam
zukasz niestety, ale to, że w swej (zakładam) ubogiej filmografii nie natrafiłeś na ''mądre'' komedie (mimo, że to pojęcie względne) nie oznacza, że owe ''mądre'' komedie nie istnieją. Domyślam się, że ''mądre komedie" to taki eufemizm od komizmu złożonego (cenzura tego nie obowiązuje, więc nie wiem po co tworzyć peryfrazę). Tak jak napisałem w pierwszym poście oglądałem wszystkie części, bo wychodzę z założenia, że aby coś komentować trzeba mieć o tym wiedzę (aby krytykować też trzeba wiedzieć co się krytykuje i za co). Pierwsza część "American..." została wydana jeszcze wtedy, gdy byłem młody i piękny i myślałem, że świat zwojuję, bo mam grupę znajomych, którzy burzą system i są ponad konwencją i prawem. Ale to zawodzi tak samo jak utarty, nudny schemat, idealizujący głupotę. I tak nawiasem pisząc, nie musiałeś być taki obcesowy z tym "Stalkerem". Nie muszę dowartościowywać swojego ego produkcjami filmowymi. Pozdrawiam.
kosovi, dedukcja kolegi Maniaksa jest bardzo dobra. To że aktor gra taką role to nie musi oznaczać że masz się z nim utożsamiać, to raz. Dwa, że jeśli chodzi o scenariusz komediowy, to z ręką na sercu przyznam że przez ostatnie 10 lat nie widziałem ani jednej komedii, która miała by tak jednocześnie zabawny, idealnie łączący wszystkie wątki z przed 10 lat, ułożony scenariusz, wg. mnie zasługuje na oskara, bo TEGO TYPU filmu nie dało się lepiej zrealizować - jak na ten gatunek jest po prostu idealny. Trzecia rzecz z którą sie nie zgodze - mnóstwo świetnych żartów sytuacyjnych. Większość żartów w tym filmie ma to do siebie, że wcale nie są tak idiotyczne jak nam się wydaje, jakbyś uważnie oglądał to byś nie raz zauważył mnóstwo bardzo dobrych sytuacyjnych żartów (przykładowo jak Stifler sprzedaje strzała temu kolesiowi za Oza ;D). Wiadomo gust gustem, ale moim zdaniem komedia dekady ;) Pozdrawiam.
To, że aktor pierwszoplanowy gra taką rolę jest najistotniejsze, bo to z nim widz utożsamia się podczas projekcji. To jego decyzje wywołują w nas refleksje, rzutują na nasze emocje, postrzeganie i motywują do znalezienia odpowiedzi na pytanie: czy postąpiłbym tak samo na jego miejscu? Nie wmówisz mi, że "American..." od ponad dziesięciu lat nie utrwalił pewnych stereotypów w zakresie postrzegania młodzieży i ich wkraczania w dojrzewanie (szczególnie seksualne, które jest tu zakreślone bardzo grubą krechą). Koncept braci Weitz pierwotnie miał być satyrą amerykańskiego społeczeństwa, parodią tych banałów które je charakteryzują i bałwanów, którzy je powielają. Tylko, że wypuszczając ‘’American…” ani Chris ani Paul nie przypuszczali, że spotka się ono z tak ogromną aprobatą społeczeństwa z którego zakpili (innymi słowy projekt został opacznie zrozumiany). Pierwsza część, która z założenia miała być sztuką, z każdą kolejną częścią przekształcała się w dział przemysłu rozrywkowego żerującego na ignorancji i głupocie jego odbiorcy, a dostarczającego coraz większe zyski kolejnym, coraz bardziej nieudolnym producentom i scenarzystom. W efekcie pojawili się i tacy dla których Stifler stał się nieformalnym bożkiem, ojciec Jima niepodważalnym autorytetem wychowawczym a Oz ucieleśnieniem prawdziwego przyjaciela. A przecież pomysłodawcom chodziło o zupełnie odwrotny efekt! Dlatego ‘’American…” to komercyjna pseudo komedia, a właściwie pożywka dla ‘’hollywoodzkich złodziei’’.
Żarty sytuacyjne powiadasz? Bardziej komizm językowy i charakterologiczny na żenującym poziomie wykorzystujący wciąż te same utarte schematy. Gdybyś uważniej oglądał wszystkie części to może być zauważył. Większość żartów w tym filmie ma to do siebie, że miały być idiotyczne jako, że ich zadaniem jest zabawienie masy, bez względu na wiek, płeć, osobowość, charakter, numer stopy czy gaci. Nie szukaj tu żadnej głębi, bo jej tu nie ma. To ma być idiotyczne z założenia i takie właśnie jest, a jeżeli kogoś to bawi – trudno. Mnie nie i piszę o tym wprost, bo mnie prawo do wolności wypowiedzi również obowiązuje.
Pozdrawiam.
Z większością się zgodzę, choć nie wiem skąd masz wiedzę na temat tego co mieli autorzy pierwszego AP na myśli, ufam że tak właśnie było. Oczywistym jest, że na tego typu film nie idzie się szukać głębi. Idzie się rozerwać i tego właśnie oczekiwałem, nie zawiodłem się. Idąc Twoim tokiem myślenia, ten film można porównać tylko do innych filmów tego gatunku, mianowicie chociażby tysięcy filmów o nastolatkach pragnących stracić dziewictwo przed ukończeniem szkoły - zgodzę się że AP był poniekąd prekursorem... i jeśli miałbym porównywać, to powiem szczerze że ten film jest majstersztykiem wśród tego gatunku, po prostu więcej na tym polu nie dało się zrobić . Teraz dochodzimy do tematu na którym powinna się skończyć większość dyskusji - gust. Mnie osobiście bawią wręcz do płaczu głupkowate sceny kiedy (SPOILER) Stifler sra kolesiom do lodówki z browarami, a potem niszczy skutery w ramach zemsty "za ochlapanie ich wodą". Bawią mnie, i bawią wiekszość ludzi, którzy również byli na seansie - wystarczy poczytać nieco opinii :) Skoro Ciebie to nie bawi, no cóż... zostaje powiedzieć tylko 'Twoja strata', widocznie Twoje życie jest bardziej zabawne, ale nie wnikam. Dzięki za dyskusję i pozdrawiam serdecznie.
Wiem, bo tak się niefortunnie składa, że akurat podczas amerykańskiej premiery "American" siedziałem w Stanach i miałem nieco większy dostęp do wszelkiego rodzaju publikacji braci Weitz, niż my mieliśmy tu w Polsce. "American'' odcisnęło wtedy swoje piętno na mnie jak i na pozostałych 'khamerykańskich' nastolatkach. Takie ekscesy jak sranie kolesiom do przenośnej lodówki nie były wtedy niczym wyjątkowym, a właściwie normą na wszystkich domówkach i wyjazdach z kumplami : ) Właściwie wszystkie sceny z nowego "American" to pikuś przy tym, co potrafiłem kiedyś wyrabiać. Tak bardzo się identyfikowałem z tymi ludźmi, że spaliłem za sobą wszystkie mosty i wywaliłem z pamięci wszystkie zasady, które kiedyś miały wartość. Skrzywdziłem przez to sporo ludzi, którzy mieli dla mnie znaczenie. Moja strata? No owszem, ale żałować mogę tylko tego, że podzielałem takie głupkowate zapędy i miałem takie kiepskie poczucie humoru, którym zyskiwałem u kumpli i łatwiejszych panienek.
Problem polega na tym, że jedni oglądają takie durnoctwa, pośmieją się i zrobią kilka niekoniecznie przemyślanych rzeczy, a drudzy wnikną w to tak bardzo, jak mordercy w swoje fantazje, i są w stanie doświadczyć o wiele więcej. Ja doświadczyłem przygód iście z "American". Szczerze? Nie polecam nikomu.
Również dziękuję za rozmowę, przepraszam, że odpisuję po tak długim czasie i mam nadzieję, że po tej króciutkiej autobiografii zrozumiesz jednego palanta, który nie widzi już w "American" niczego śmiesznego : )
Jeszcze raz pozdrawiam.
@kosovi
w 100% sie z toba zgadzam, to byl i jest durny film dla napalonych malolatow, lub widza z pogranicza TVN
I tak, na te prawie 2 godziny trwania filmu wracam do czasów kiedy byłem napalonym małolatem i robię to to w celach rozrywkowych. Poza tym film ma dużą wartość nostalgiczną dla tych którzy się wychowali na poprzednich trzech częściach.
I nie, nie oglądam tylko tego typu filmów. Już od dawna lubuję się w bardziej ambitnym kinie, bezmyślne strzelaniny, czy filmy typu 'za szybcy się wściekli 5.0' mnie kompletnie nie jarają, ale American Pie to nadal naprawdę udany film, tylko to zależy tylko od Twojego podejścia. Ja się uśmiałem w kinie tak jak dawno na żadnej komedii (których to w mojej opinii jest spory deficyt od ładnych paru lat).