PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30873}

Anatomia morderstwa

Anatomy of a Murder
7,8 6 510
ocen
7,8 10 1 6510
7,6 8
ocen krytyków
Anatomia morderstwa
powrót do forum filmu Anatomia morderstwa

Uwielbiam stare dramaty sądowe. Czuć w nich warsztatową maestrię, opartą na świetnym aktorstwie i takim też scenariuszu, a nie "kolorowych dodatkach", mających zastąpić brak głębszej treści.
"Anatomia Morderstwa" to obok genialnych "Dwunastu Gniewnych Ludzi" (10/10) absolutny klasyk gatunku. Podczas 160 minut seansu, większość dzieje się na sali sądowej, gdzie dochodzi do prawdziwej wojny na argumenty, pomiędzy sprytnym, inteligentnym małomiasteczkowym adwokatem i starym wyjadaczem, cynicznym prokuratorem z dużego miasta. Niesamowicie wypadają te "słowne szranki", ponieważ przeciwnicy są siebie godni i każdy z nich posiada asy w rękawie, mające "znokautować" stronę przeciwną. Obrońca często nadrabia "nie do końca czystymi zagraniami", chcąc przekazać ławie przysięgłych informacje, których nie dopuszcza do sprawy sąd (niesamowite żywiołowe "popisy aktorskie" bohatera przed członkami ławy). Prokurator jest natomiast chłodny, profesjonalny i bezlitosny. To typ prawnika, który rozmontuje każdego świadka na części jak zegarek. Ten pojedynek to jak starcie ognia z lodem. Kto wyjdzie z niego zwycięsko? I co najważniejsze - czy zwycięsko z tej walki wyjdzie tylko prawo, czy może także i sprawiedliwość?
Film od strony treści oraz aktorskiej jest bez zarzutu. Najlepiej wypadają postacie głównego bohatera (obrońca) granego przez Jamesa Stewarta (znanego chociażby z "Okna na podwórze" Hitchcocka) i George C. Scott (pamiętna rola w "Dr. Stangelove") grający prokuratora. Pozostałe postacie zagrane są na podobnie wysokim poziomie, często w świetny sposób pokazując także swoją dwoistość (zwłaszcza oskarżony i jego żona).
Oglądając ten film miałem wrażenie, że jeżeli nie zostanie skopana końcówka, to być może będę miał szansę wystawić moją dwudziestą (na 2156 ocenionych na FilmWebie filmów) ocenę 10/10, ale niestety finisz pozostawił u mnie spory niedosyt (chociaż samo zakończenie trochę go ratuje). Po prostu nie lubię rozwiązań a'la grecka tragedia, na zasadzie deus ex machina. Nie będę tutaj wnikał głębiej żeby nie spoilerować, ale każdy kto obejrzy film, będzie wiedział o co mi chodziło. Tym co jednak trochę podratowało końcówkę, to dość otwarte zakończenie (pomimo tego, że ława przysięgłych oczywiście wydaje pewien werdykt), które pozostawia widza z pytaniem, co się tak naprawdę wydarzyło na tej sali sądowej i czy ta walka była o prawdę i sprawiedliwość, czy tylko zgodność wobec litery prawa? Nie uzyskamy na to dokładnej odpowiedzi w filmie (każdy musi sobie sam jej udzielić), bo tak naprawdę nie wiemy nawet (możemy to tylko podejrzewać) jak na serio zapatrywał się na sprawę niewinności swojego klienta główny bohater, pomimo że bronił go jak lwica młodych...
"Anatomia Morderstwa" była w 1960 roku nominowana do Oscara w 7 kategoriach. Niestety był to rok "Ben Hura", który zmiażdżył wszelką konkurencję i opisywany przeze mnie film został jednak trochę niedoceniony. Szkoda, bo film Premingera to prawdziwy klasyk gatunku, który nawet po latach ogląda się doskonale a kreacje aktorskie (zwłaszcza rewelacyjnego George'a C. Scott'a) - z niekłamaną przyjemnością. I szkoda tylko, że końcówka trochę obniżyła jednak ocenę tego świetnego dramatu w moich oczach. Być może reżyserowi o to właśnie chodziło, aby widz sobie wszystko samemu zinterpretował (oraz odpowiedział na podstawowe pytanie o znaczenie prawdy podczas wydawania wyroków w sądach), w zależności od odbioru filmu i przedstawionych w nim dowodów, ale ostatni zwrot akcji "na sali sądowej" był dla mnie zbyt słabym zagraniem jak na tak doskonały obraz. Mimo to, jak najbardziej polecam "Anatomię Morderstwa" nie tylko wielbicielom gatunku, ale też każdemu kto po prostu ceni sobie doskonałe kino. Moja ocena 9-/10.

ocenił(a) film na 10
SickMind

Według mnie troszkę przesadzasz z 'banalnym zwrotem akcji'. Rozprawa miała typowy przebieg dla tego typu filmów (tych dobrych przynajmniej). Przed pojawieniem się na sali pani Pilant, a także podczas jej pierwszej wizyty 'rano', obrona dostawała przysłowiowe baty, podczas zeznań mrs. Manion. Już z pracy kamery oczywistym było, że Pilant będzie miała decydujące znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy. Reżyser wyraźnie chciał zakończyć film pewnego rodzaju happy endem, a ciężko byłoby mu to osiągnąć, bez kluczowych zeznań pani Pilant. Moim zdaniem, od momentu przesłuchania mrs. Manion, ten film przestał być skoncentrowany na dramacie sądowym, reżyser przesunął ciężar na (nie)winność pana Manion, a idąc dalej tym tropem, na poszukiwanie przez widza prawdy. Czy można bowiem stwierdzić, po głębszej analizie, że mrs. Manion była na pewno zgwałcona, czy może miała fun z panem Quill (jeśli dobrze pamiętam nazwisko), po czym pobił ją mąż? Kluczowa jest wg mnie scena na schodach sądu, kiedy wstawiona mrs. Manion podchodzi do głównego bohatera. Równie duży cień na całą sprawę rzuca notatka, zostawiona przez pana Manion. Poddaje on niejako pod wątpliwość werdykt 'biegłego psychiatry wojskowego', który był jego znajomym. Tak jak napisałem, moim zdaniem, gdy następuje opisany przez ciebie banał rozwiązania, pojawiającego się znikąd, ciężar akcji przesunięty już jest daleko poza salę sądową, przed teleodbiorniki każdego oglądającego film. Reżyser wyraźnie chce, żebyśmy zadali sobie pytanie o winę, a także, tu przyznaję ci kompletną rację, o podstawy i przekonania, na jakich opiera się sędzia, czy też ława przysięgłych, orzekając o winie. Film świetnie pokazuje, jak łąwnicy mogą być manipulowani (genialna gra aktoska Jamesa Stewarta) przez prawnika. Ostatnią rzeczą, jaką chcę dodać, to kolejność oglądania filmów: wg mnie najpierw warto zobaczyć ten, a następnie Dwunastu Gniewnych Ludzi. Dlaczego? Z mojej wypowiedzi odpowiedź nasuwa się sama ;)

ocenił(a) film na 9
xxx.

Masz sporo racji w tym co piszesz. Może słowa "banalny zwrot akcji" były trochę zbyt mocne, ale niestety takie odniosłem wrażenie podczas oglądania. Po prostu wolę takie prowadzenie akcji, gdzie zarówno obrona jak i oskarżenie "walczą ze sobą" na choć w miarę wyrównanym poziomie a nie tak jak tutaj, gdzie jak sam wspomniałeś - obrona dostawała cały czas baty, żeby w końcówce, po wyciągnięciu asa z rękawa, nagle wyjść na prowadzenie. Inna sprawa, że jest dokładnie tak jak mówisz i reżyser zdecydowanie przesunął ciężar filmu poza salę sądową. Nie zmienia to jednak faktu, że końcowy twist na rzecz obrony jakoś mimo wszystko zrobił na mnie lekko negatywne wrażenie (takie sięgnięcie po sztampowe zagranie, dość często stosowane w tego typu filmach), które nie pozwoliło mi dać temu filmowi "maksa".

ocenił(a) film na 10
SickMind

Myślałem nad trafną konkluzją z mojej strony i w końcu coś wymyśliłem. Otóż ja, jako przedstawiciel, bądź co bądź, młodszej generacji, patrzę na ten wybitny film z perspektywy takich "pereł rzucanych przed wieprze" jak choćby "Philadelphia", która może i była obrazem dobrym, ale... no właśnie, jeśli niesmak budzi u ciebie ewidentne wypaczenie wydźwięku procesu w wyroku, polecam scenę, gdzie ława przysięgłych orzeka wygraną Tomusia Hanksa. Spoglądając więc na "Anatomię Morderstwa" przez pryzmat słynnych ostatnimi czasy dramatów sądowych, znajduję ją jako niekwestionowane arcydzieło, któremu nie może się równać nic, co widzałem. W twoim zaś przypadku, duże doświadczenie związane z filmami (2156 pozycji przy moich 210 to miażdżąca przewaga), łączy się, moim zdaniem, z tym, że pewnie widziałeś już sporo filmów co najmniej dorównujących "Anatomii Morderstwa". Zwracam więc honory, prawdopodobnie twoja 9 jest bardziej adekwatna niż moje 'Arcydzieło', jednak, co tu dużo mówić, właśnie takim jawi mi się ten film, w porównaniu do całej reszty niekiedy wręcz gówna...

ocenił(a) film na 9
xxx.

Spoko, przecież każdy odbiera film w inny sposób i każdy inaczej może "przeżyć" takie a nie inne zakończenie. Na luzie rozumiem czemu dałeś 10/10 i z pewnością nie jest to ocena, która w jakiś pokręcony sposób "zawyża" prawdziwą wartość tego świetnego filmu (uważam, że Twoje 10/10 jest tak samo adekwatne jak moje 9/10), bo ja sam, mimo tego że trochę filmów już widziałem, przez 99% czasu trwania byłem wręcz urzeczony tym obrazem;) Jak dla mnie - różnica w ocenie o np. 2 oczka w górę lub w dół (patrząc z mojej perspektywy) to standard i typowy dowód na to, że film różnie mogą odebrać różne osoby i które mogą też zwracać uwagę na inne aspekty (kłaść na nie nacisk). "Dramat" zaczyna się dopiero wtedy, kiedy oceniasz jakiś film na 8-9/10 a ktoś wali mu 1-2-3/10... Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
SickMind

twoja wypowiedz idealnie odnosi sie to tego filmu. dla fana dramatow sadowych to obejrzenie tego filmu jest obowiazkiem. jest w nim wszystko co cechuje dr. sądowe, procz jak juz mowiles zakskujacego zakonczenia ( taiego jak np w swiadku oskarzenia).

ocenił(a) film na 8
SickMind

Film dobry, rzekłbym nawet bardzo dobry. Może "niska" ocena w moim wykonaniu bierze się w dużej mierze z zawyżonych oczekiwań - czegoś na miarę "!2 gniewnych ludzi" czy "świadka Oskarżenia" - w tym filmie zabrakło napięcia wytworzonego w przytoczonych przeze mnie dziełach - film trzyma w napięciu, no ale ... właśnie. Klasyka bardziej ze względu na genialną (jak zawsze) grę J. Stewarda i G. Scotta (chociaż w "Anatomii..." ) nie miał takiego pola do popisu jak w Dr. Strangelove czy chociażby Hustlerze.
Nie mniej jednak, film jak najbardziej warty zobaczenia - chociażby dla potyczek słownych dwóch bohaterów na sali sądowej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones