Już bałem się, że to już nie nastąpi i Luc pozostanie przy pisaniu scenariuszy i/lub produkowaniu mniej lub bardziej błyskotliwych gówienek jak chociażby "Transporter". Wyglądało na to, że na dobre wystraszył się tego, że nie przeskoczy swojego dotychczasowego dorobku [w końcu praktycznie KAŻDY jego film stawał się zaraz kultowy i jest swoistą perełką światowej kinematografii] i że coś zchrzani jako reżyser a, że ludzie mają zwyczaj porównywać nowe dzieło danego artysty z jego poprzednimi A ZWŁASZCZA tymi NAJLEPSZYMI więc... ale w końcu się przełamał. I chwała mu za to. Niezależnie od efektu końcowego.