Film jest wysoce zaskakujący... Cały czas zastanawiałem się, gdzie tu jest
haczyk? Przecież Besson to uznany, dobry i raczej nieszablonowy reżyser. Leon
Zawodowiec, czy nawet 5 element to filmy niezwykłe, sprawiające wiele radości
widzowi.
A tu? Sztampa(fabularna), kicz(dialogi)i granie na nerwach(muzyka była dla mnie
dziwnie irytująca). Poprawne zdjęcia niewiele tu zmianiają.
Bo o co chodziło tak naprawdę w tym filmi? Gdyby nie tandetna ckliwa
końcówka(och, teraz anioł i arab będą żyli długo i szczęśliwie!) możnaby mówić o
jakiejś metaforyczności(choć i tak niezbyt głębokiej). A tu? Metafizyka rodem z
podręcznika do religii z 3 klasy szkoły podstawowej- anielski interwencjonizm
przejadł się dość dawno, lecz widać reżyserzy wciąż lubią rozwiązania w tonie
deus ex machina(ostatnio choćby w całkiem dobrym Hawaje-Oslo). Kończę pytaniem:
niech ktoś mi proszę wytłumaczy, co chciał Besson tym filmem powiedzieć?