Gdybym miał się sugerować liczbą przyznanych przez Akademię statuetek, to wyszłoby, iż najlepszymi filmami w historii są "Ben Hur", "Titanic" i w dalszej kolejności m.in. "Angielski pacjent". Ale to bzdura. O ile Oscary za zdjęcia czy dekoracje mogę zrozumieć, o tyle nagrody za film roku i reżyserię uważam za żart w kiepskim stylu. Owszem, film ma klasę i dobrych aktorów, ale dłuuży się niemiłosiernie. Jest rozwlekły i momentami wręcz usypiający, a tematyka miłosna podana w sposób przystępny chyba jedynie dla miłośników harlequinów i tym podobnym dziełkom. Ja do nich nie należę. Film zasługuje max. na ocenę 7.