Fiennes, Dafoe, Firth i przede wszystkim, powtarzam przede wszystkim Kristin Scott Thomas, która niestety Oscara za swoją rolę nie dostała, ale powinna, bo zagrała fenomenalnie! Jak na film łączący w sobie elementy melodramatu i filmu wojennego, to byłem mocno zaskoczony i to pozytywnie. Wciągnęła mnie opowiedziana historia i nieco pesymistyczny jej wydźwięk. W świetnej grze aktorskiej przeszkadzała mi trochę Binoche, co raczej traktuję jako osobisty minus, bo dla innych widzów może być inaczej oraz momentami za duża statyczność scen pokazanych w filmie. Ale to może poniekąd znaleźć wytłumaczenie w dość powolnym i przy tym dokładnym rysowaniu wątku melodramatycznego w fabule filmu, co wymagało licznych retrospekcji i zaglądania w wewnętrzne emocje bohaterów. Nie wiem czy się zgodzicie, ale jednak swoisty psychologizm, wyraźnie obecny u czołowych postaci filmu, wymagał od widza pełniejszego udziału w tym filmie w celu właściwego jego zrozumienia. Bo wbrew pozorom może, nie jest to film łatwy i sprytnie angażuje widza. Mogę jednak z czystym sumieniem go polecić wystawiając spokojnie 8/10.