Trudno nie dostrzec 80% podobieństwa między "Aniołem szukającym miłości" a "Miastem aniołów" z 1998. Efekt jest taki, że amerykańska wersja bije na głowę niemiecką. Przez cały czas irytował mnie sposób ukazania aniołów jako takich- prócz "kitli" kojarzących się ze szpitalami niczym nie różnią się od ludzi. Do tego ich praca: mamy tu szefa (Bóg) którego wszyscy nazywają bosem a który nigdy nie zjawia się w central' berlińskiego oddziału z elektroniką lat 90tych , dyrektora/kierownika myślącego tylko o wynikach i awansie, a wszystko to skupia się na jakże trudnej pracy- dotykaniu ludzkiego ramienia, po to by nie odwołano w tym roku Świąt Bożego Narodzenia (parodia sama w sobie). Do tego szary Berlin w tle + niemające odniesienia do akcji w danej chwili, nachalnie dodawane amerykańskie piosenki o świętach, na koniec zakochany anioł i jego wybranka (kopia z USA) + zakończenie (tym razem) w iście hollywoodzkim stylu.
Za plus uznaję dobrą grę aktorską i dwie poboczne historie niemniej jednak brakowało w tym pracy samego anioła, któremu najwidoczniej nakazano w tym filmie skupić się (jak sam tytuł wskazuje) na egoistycznym bieganiu za dziewczyną...Jako komedia też wyszedł bardzo kiepsko, zdecydowanie bardziej polecam pod tym względem dwa polskie filmy o aniele z Krakowa czy "Miasto aniołów"- z obu w dodatku płyną głębsze myśli a anioły jak i niebo są lepiej ukazane.
Na koniec dodam, że znalazłam film z 1987- protoplastę Niebo nad Berlinem który należałoby najpierw obejrzeć ale jakoś niestety nigdy nie gości w tv....