nie, nie, nie :) jedyną atrakcją tego filmu jest Sam Rockwell :) piękno, które te zdziry na końcu zniszczyły!
Dokładnie to samo na myśl mi przyszło po obejrzeniu "Aniołków" (no, może nie dosłownie ;P): nie zmarnowałam dwóch godzin tylko dlatego, że występował tam fenomenalny Sam Rockwell. Swoją drogą, skacząc kanały trafiłam na ten film i byłam w lekkim szoku, gdy na ekranie pojawił się Rockwell ;) Co on tam robił ?! Chociaż z drugiej strony znów mi błysnął, bo do samego końca byłam przekonana, że jego bohater naprawdę jest "miłym, fajnym facetem"...