Natalie (Cameron Diaz), Alex (Lucy Liu) i Dylan (Drew Barrymore) to trzy urocze panie detektyw. Są zatrudnione przez szefa agencji detektywistycznej, którego nigdy w życiu nie widziały - Charlie'go. Kontakt z nim mają tylko głosowy przez telefony, jakże obecnie popularnej firmy na literę N. Kolejnym ich zadaniem jest uwolnienie z rąk porywaczy Erica Knoxa (Sam Rockwell) szefa software'owego giganta Knox Technologies. W jego firmie opracowano nowoczesne oprogramowanie pozwalające na rozpoznawanie ludzkiej mowy i identyfikację rozmówcy tylko na podstawie jego głosu. Wyparłoby to jakże skomplikowane testy DNA czy tez daktyloskopię z badaniem linii papilarnych na czele. Można się domyśleć co zrobiłby z tym programem ktoś kto nigdy nie powinien mieć do niego dostępu. Zostają wynajęte przez Vivian Wood (Kelly Lynch), panią prezes Knox Technologies. Największym podejrzanym o dokonanie uprowadzenia jest Roger Corwin (Tim Curry) właściciel międzynarodowej sieci satelitarno telekomunikacyjnej "Red Star Systems". Jednak intryga jest znacznie bardziej złożona niż tytułowe aniołki na początku przypuszczały. Aniołki mimo pomocy "czwartego aniołka" (tym razem mężczyzny) Bosley'a (Bill Murray) mogą mieć sporo kłopotów, ale od czego one są jak nie od tego.
Spodziewałem się wielkiej kichy i zawiodłem się. Nie twierdzę, że wyniosłem jakieś nowe życiowe wartości ale, że doskonale się bawiłem oglądając ten film. Przypominało mi to skrzyżowanie Mission Impossible z Matrixem zabarwione komediowym stylem z dodatkiem bondowskiej serii. Czemu akurat te filmy? Scena wejścia do tak wspaniale "strzeżonego" pomieszczenia w wykonaniu Cameron Diaz ... miałem wrażenie, że to żeńska odmiana Toma Cruise'a zjeżdżającego do komputera. A jeśli chodzi o wszystkie (bez wyjątku wszystkie) sceny walk ... zupełnie jakbym widział Keanu Reeves'a i Hugo Weaving'a walczących razem na stacji metra. Nawet obroty w powietrzu filmowane były na tej samej zasadzie. Pewnie posypią się głosy oburzenia, że to już było. I co z tego? Skoro się sprzedaje - a na dodatek jest w stanie rozśmieszyć do łez. Na dodatek twórcy zostawili kilka smaczków. Jednym z nich jest nawiązanie (ten sam dom - wierzcie mi na słowo) do filmu E.T. w którym zagrała Drew jako dziecko. Również uśmiech na mojej twarzy wywołała rola Joe'a z serialu "Przyjaciele". Zagrał tam Matt LeBlanc, który grał aktora i chłopaka Lucy Liu. Również ucieszyłem się słysząc głos Charlie'go z serialu Aaron'a Spelling'a. W obu przypadkach był to John Forsythe znany choćby z roli w Dynastii. Był to taki miły akcent dla osób, które miały przyjemność oglądać serial. Także miłym zaskoczeniem była malutka rólka LL Cool J'a, który okazał się być piękną Drew. Jeszcze jedna rzecz, która może niektóre osoby drażnić. Jeśli ktoś wyjątkowo nie lubi nierealności, to lepiej by ten film sobie odpuścił. Takie rzeczy jak "fruwanie" w powietrzu, czy wykonywanie nierealnych i niezgodnych z prawami fizyki ewolucji są na porządku dziennym. Ale kogo to obchodzi - najważniejsza jest dobra zabawa i piękne trio w akcji.