Poszedłem na "Armageddon", bo po "5th Element" pomyślałem, że Willis może nie jest taki zły i umie zakpić w filmie ze swego image'u twardziela, dyskretnie "puszczając do widza oczko", ale.... niestety nie. Tutaj jest najbardziej bohaterskim z bohaterów i najbardziej tatusiowatym z tatusiów. Scena w której decyduje się poświęcić życie dla Boga, Cesarza i Ojczyzny była przysłowiowym gwoździem do trumny tego filmu. (ale to już wina scenariusza)