Oglądając miałem takie wrażenie. Rusek naprawiający statek kosmiczny poprzez walenie kluczem w aparaturę, wysłanie kompletnych amatorów w kosmos po kilkudniowym szkoleniu, ckliwe do porzygu przemówienia o poświęceniu to tylko niektóre z cech tego filmu. Wszystko to nadaje otoczki kina klasy B i niech mi ktoś powie, że Bay to dobry reżyser. Z takim budżetem twórcy Klanu zrobiliby film na równi.
Plusy:
-piosenka Aerosmith (cudna piosenka, na prawdę film na nią nie zasługuje)
-efekty specjalne i dźwiękowe
-kilka śmiesznych tekstów ("Houston, macie problem")
Minusy:
-obrzydliwy nadmiar patosu
-wszechobecna głupota
-słaby scenariusz siłą rzeczy ze słabymi dialogami
-aktorstwo
-montaż
Nie wiem czemu, ale dużo lepszy film "Dzień zagłady" z tego samego roku (1998) odniósł mniejszy sukces. Nie rozumiem czemu... Film dla półgłówków albo lubiących się pośmiać.
I jeszcze ten wątek miłosny. Nie ma to jak los całej ludzkości sprowadzić do zakochanej parki. I ta końcówka... Zamiast jakiegoś motywu z pokojem na świecie czy coś, mamy banalny ślub...
No kur**, od początku prawie byłem pewien, że Bruce, jako zgorzkniały i anachroniczny dziadyga będzie robił za żywy zapalnik, albo coś w tym tonie, a młody gieroj wróci prosto do córeczki. Jak Affleck się rozbił tym promem, to aż przecierałem oczy ze zdumienia. Niedługo się jednak pokazało: o takiego wała!
Co do głupot, to moim faworytem jest obijanie się promu o asteroidy.
"Armageddon" spełnił wybitnie i w nadmiarze wymogi współczesnego konsumpcjonizmu i popkultury. "Dzień zagłady" był w tej kategorii nieco gorszy.
I pomyśleć, że kiedyś byłem zafascynowany tym filmem, ale z czasem niektóre odczucia się zmieniają. Dziś po prostu nie dałbym więcej jak 4 punkty w skali filmwebu. Typowa amerykańska produkcja, nic ciekawego.
Ja też miałem tak np z filmem Aligator. Bałem się jak nie wiem co, a dziś tylko uśmiech politowania. Człowiek z wiekiem dojrzewa.
Mi się film baardzo podobał :) Szanuje twoje zdanie,ale nie wiem czemu winisz reżysera, Bay wyreżyserował to jak najlepiej potrafił,ale całą fabułę pisał scenarzysta.Mimo jak dla mnie film jeden z najlepszych może nie jest tak jak było by w prawdziwym życiu,ale czasami takie historie są nam potrzebne,troche wyobraźni i fantazji :))
Do plusów dorzuciłabym ten świetny filtr wybielający aktorom zęby i białka oczu. Nadmiar patosu nie pozwolił mi obejrzeć filmu do końca.
W momencie gdy każda sekunda jest cenna by zniszczyć asteroidę Bruce Willis wygłasza 5-minutowe wzruszające pożegnanie z córką i nikt ich nie pogania.
widziałam to filmidło kilka razy i za każdym razem na nim płaczę...ze śmiechu. Dzieło to z całą pewnością zasługuje na miano komedii. Nagromadzenie absurdów, dziwnych wydarzeń i tego tam patosu (oraz oczywiście zamierzonych śmiesznych tekstów) bawi do łez. Pod koniec widz, już kompletnie naćpany armaggedonową atmosferą ,liczy na to, że Bruce jednak przyleci na komecie, ewentualnie na jakiś resztkach promu. Uważam, że brak tego ostatniego lekko obniża ocenę filmu, dlatego też nie dostał ode mnie "dychy". :P
rusek był przezabawny :P. Film raczej nie najwyższych lotów, ale "dla jaj" można obejrzeć jak to Amerykanie po raz n-ty ratują naszą planetę. Gniot kompletny, ale warto podejść do tego z dystansem.
Całkowicie zgadzam się z autorem postu. Już na początku jak zobaczyłam Willisa latającego z tą wiatrówką to sobie pomyślałam: niezła kaszana będzie. Film ociekał bardzo wymuszonym tragizmem, a jak na samym końcu ktoś powiedział, że któryś z tej "kosmicznej załogi" musi zostać żeby zdetonować tą bombę to myślałam, że padnę. Rodzice w pokoju obok musieli być zdziwieni, że wyję ze śmiechu na tak "poważnym" filmie (im się bardzo podobał).
Daję jednak 4/10, bo widziałam już dużo gorsze filmy.