Można narzekać na patos w filmach, ale scena pocałunku w jednym ujęciu z przelatującymi samolotami odrzutowymi w tle zdarza się nieczęsto w kinie. Jeśli pewne filmy można uznać za przesiąknięte patosem, to ten pływa w pełnej jego wannie. Tutaj jednak on nie przeszkadza a dobrze wpisuje się w treść filmu.
Nie wiem czy film wzruszający, ale TAK MOCNO przesadzone sceny nie wywołują u mnie podniosłego nastroju, a coś w stylu "o, ten to ma łeb". Oprócz tej sceny z samolotami rozwala mnie scena z wjazdem wiozącego kosmonautów na miejsce startu rakiety konwoju.
Kosmonauci wjeżdżają, ochraniani przez 10 pojazdów. Oprócz tego zbliżenia na 3 eskortujące helikoptery. Żołnierze im salutują ;). Przesada goni przesadę.
To może być patos z perspektywy fotela, gdy ogląda się film, jednak łapiąc wczuwkę w akcję filmu można tak to zinterpretować, że jakby nie było, ci "astronauci" lecieli po to, by ocalić świat - i nikt nie dawał im gwarancji, że z tej misji powrócą. Nic dziwnego, że żegnali ich z honorami, jak bohaterów.
Patos się leje ostro z ekranu ale kompletnie nie mogę pojąć złotej maliny Willisa, świetna rola i nawet dobry film. wtf
Podejrzewam, że to przez ckliwość jego postaci. Gdyby lecąc na asteroidę był na kacu, odłamki postrzępiły mu cały kombinezon, a zaraz przed ekspozją krzyknął: "yippee-ki-yay asteroid!!", to by był oskar - nie malina.
Mówisz o ostatniej scenie. Dla mnie niezwykły patos tkwił także w początkowej części gdy decydowali się wybrać na tą misję- gdy ojciec przytulał córkę w takim kręgu poświęconym pamięci tym co zginęli w misji Apollo, a na niebie przelatywały helikoptery