"Arthur" Serge'a Ramelliego nie ma nic wspólnego ze słynnym "Arturem" Steve'a Gordona, w którym Dudley Moore w alkoholu topił smutki, ale i świętował radości. Ten Artur to okaz zdrowia. Wystarczy mu byle pretekst (na przykład spóźnienie), żeby pobiegać, poskakać po murach, przeskoczyć poprzeczki. Powód realizacji filmu był więc prozaiczny... "Arthur" Serge'a Ramelliego nie ma nic wspólnego ze słynnym "Arturem" Steve'a Gordona, w którym Dudley Moore w alkoholu topił smutki, ale i świętował radości. Ten Artur to okaz zdrowia. Wystarczy mu byle pretekst (na przykład spóźnienie), żeby pobiegać, poskakać po murach, przeskoczyć poprzeczki. Powód realizacji filmu był więc prozaiczny (kaskaderski popis), a jednak owe popisy oglądamy urzeczeni. czytaj dalej