W jakiejś recenzji czytałam, że dobry film to m.in. taki, który uczy nas stopniowo jak należy go oglądać. Tak było ze mną przy "Drive", tak było teraz przy "Artyście". Zasiadłam do oglądania nastawiona bardzo sceptycznie - "E, tam, pewnie twórcy za wszelką cenę chcieli się wyróżnić, to i zrobili pretensjonalne, artystowskie nic, czyli Nowe Szaty Cesarza, ale wszyscy pieją z zachwytu, bo niby takie to odważne". Mniej więcej w ten deseń układały się moje oczekiwania. ;) Ale już pierwsze kadry sprawiły, że mój sceptycyzm zaczął topnieć, ustępując miejsca zaciekawieniu, podziwowi i fascynacji. Najpierw musiałam uznać, że twórcom świetnie udała się stylizacja na kino z lat 20. Potem, że aktorzy wyśmienicie się spisują. Wreszcie przestałam w ogóle analizować cokolwiek i wsiąkłam w opowiadaną obrazami historię. Jeszcze przez moment, gdzieś tak w okolicach 2/3 filmu, pomyślałam, że fabuła jest dość banalna, ale kiedy w kulminacyjnej scenie poczułam spływające po policzkach łzy, zrozumiałam, że ten staroświecki banał i oklepana historia mają nieprawdopodobną moc wzruszania współczesnych, cynicznie nastawionych widzów i... że cel został osiągnięty. A przy scenach końcowych cieszyłam się jak dziecko. :)
Co więcej - im dłuższy czas mija od seansu, tym bardziej podoba mi się "Artysta". Wracam do poszczególnych fragmentów, przeglądam materiały dodatkowe, wywiady. To jeden z najlepszych filmów, jakie obejrzałam w ciągu ostatnich lat.
W pełni się zgadzam - jednak mogę to stwierdzić po trailerach, soundtrackach i fragmentach filmu... ;) Gdzie zobaczyłaś całość ? Premiera w Polsce dopiero lub już 24 lutego ;D
Wybacz, że nie odpowiem na Twoje pytanie - czuję oddech ACTA na plecach. ;) I nic to, że zamierzam natychmiast kupić DVD, jak tylko wyjdzie - najchętniej jakąś special edtion. :)
Też mam taką nadzieję. Bo generalnie mam nadzieję, że ktoś wreszcie pójdzie po rozum do głowy i zajmie się wypracowywaniem sensownych rozwiązań w ramach istniejących możliwości zamiast bawić w zawracanie kijem Wisły. Tyle OT. ;)
Myślę, że zasiadając do tego filmu, każdy z Nas miał sceptyczne podejście do tematu, ciesze się, jednak że nie czytałam wypowiedzi na forum zanim obejrzałam, dzieki temu film mnie zaskoczył, i to właśnie lubie, kiedy kino jest nieprzewidywalne. W emocjach jestem od wczoraj i jesczze mi nie opadły i nie sądze, aby szybko opaść miały ;-)
hmm mnie zaskoczyla aktorka grajaca Peppi Miller,swietnie zagrala,bezczelna,piekna,nic dziwnego ze George w scenie tanca nie mogl sie odnalezc,oczywiscie Jean Dujardin takze genialny,ale ona raczej na mnie wieksze wrazenie zrobila(jestem mezczyzna moze dlatego heh),a Oscar?tam ostatnio cenia tandete takze watpie.