Filmy jest staroświecki nie tylko w formie - czaro-białej i niemej, ale przede wszystkim samej treści i konwencji stylizowanej do pewnego stopnia na kino minionych epok. Można mu zatem zarzucać banalność, konwencjonalność czy przewidywalność, trzeba jednak pamiętać, że jest to zabieg świadomy oraz przede wszystkim - o tym czemu to służy i jakie nowe perspektywy otwiera. Dla mnie było to wielkim plusem - film mnie wciągnął, bawił, wzruszał, urzekł pomysłami, kadrami i grą. Zastanawiające jest jak dużych zmian w grze aktorskiej dokonało wprowadzenie dźwięku: słowa i dialogi były do tej pory jedynie sugerowane, odgrywane najczęsciej bez tłumaczenia, tylko w celu zarysowania sytuacji - poza kluczowymi dla fabuły wypowiedziami, o dosyć esencjonalnym charakterze, wyświetlanymi odrębnie. Jaki jest tego efekt? Film musi przyciągać czym innym; dowcipem, pomysłem, czy emocjami, aktor zaś ma szerokie pole do popisu, gdyż wszystko - postawa, każdy gest, mimika - ma kluczowe znaczenie, musi być wyraziste i do pewnego stopnia zastępować słowo. I tak się właśnie dzieje, dzięki czemu film, choć naiwny i przewidywalny ani przez chwilę mnie nie nużył. Oczywiście są to czasy nieuchronnie minione, a ówczesne filmy były spętane mnóstwem konwencjonalnych ograniczeń i trudno głosić bezwględną wyższość kina sprzed 80 lat nad tym, które miało miejsce później. Niemniej sprawdza się idealnie jako nieco sentymentalna podróż w czasie i dobra rozrywka, pokazuje również, że jest trochę rzeczy, których czasem współczesne mogłoby się od tego gatunku z pożytkiem nauczyć.