Należy zacząć od tego, że Assassin's Creed jest filmem skierowanym tylko do fanów serii gier. Dla kogoś kto nie zna uniwersum dwie godziny spędzone przed ekranem będą tylko stratą czasu. Z pewnością film Kurzela nie jest fantastycznym dziełem inspirowanym grą. Mamy tutaj konflikt Asasynów z Templariuszami, Animus, Jabłko Edenu, sekwencje rozgrywane w teraźniejszości oraz przeszłości - wszystko z czym widz kojarzy serię gier w filmie się znajduje (jest jeszcze skok wiary, ale raczej nie jest w tym wypadku godny uwagi). Niestety, fabuły jest tutaj na trzydzieści minut, a nie na dwie godziny. Być może twórcy powinni bardziej zrównoważyć czas spędzony w siedzibie Abstergo, a czas spędzony w Animusie, którego jest zdecydowanie mniej. Główny bohater przenosi się do czasów Inkwizycji zaledwie trzy razy i nie spędza długich chwil. Praktycznie cały ten okres skupia się na widowiskowych walkach i ucieczkach, które ogląda się bardzo przyjemnie. Od strony wizualnej wszystko prezentuje się świetnie i jest to chyba największy plus całego filmu. Gra aktorska stoi na niezłym poziomie, choć tak naprawdę jedynymi postaciami które możemy poddać ocenie są Cal Lynch oraz Sofia. Na więcej uwagi zasłużył z pewnością grany przez Jeremiego Ironsa Rikkin, dla którego jeden dialog z głównym bohaterem to było zdecydowanie za mało.
Assassin's Creed to na pewno jedna z najlepszych produkcji filmowych inspirowanych grą. Szkoda tylko, że patrząc na konkurencje nie można tego zaliczyć do dużego sukcesu.