"Atak gigantycznych pijawek" to klasyczny przykład kiczowatego horroru z USA z lat 50., dodatkową motywacją dla miłośników takiego kina może być fakt, że w projekt zamieszany był Roger Corman, jako producent filmu.
Mamy tu nieprzekonywujące aktorstwo, kiczowate 'efekty specjalne', gdzie nikt nie przejmuje się jeśli widać linkę podciągająca trupa do góry, niskich lotów, zmontowaną pewnie w pośpiechu muzykę oraz podobnej jakości zdjęcia. Fabuła to nieśmiertelny schemat monster movie, pojawiają się w okolicy miasteczka stwory (tu gigantyczne pijawki), które zaczynają siać strach, mamy silnego mężczyznę, który stanie z nimi do walki, kobietę, którą kocha choć czasem mają odmienne zdanie na jakiś temat, oraz pojawia się oczywiście, pewien ważny człowiek (tu szef policji), który nie wierzy w jakiejś bzdurne potwory o czym będzie nas informował w każdej scenie w jakiej się pojawi.
"Atak..." jest więc kolejnym monster movie jakich wiele, mimo wszystko klimat lat 50. i atmosfera kiczu (nie tak wielka jak u Eda Wooda jra) są specyficznymi plusami tej produkcji, oczywiście dla miłośników tego typu kina, innych może film nieco razić. Niestety opowieść o dwóch gigantycznych pijawkach cierpi na jeszcze jedną przypadłość, mimo krótkiego czasu trwania (nieco ponad godzinę), akcja wlecze się trochę zbyt powoli, jest zbyt przegadana, brak jej też suspensu. Tylko dla miłośników.