PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=580801}

Atlas chmur

Cloud Atlas
2012
7,1 184 tys. ocen
7,1 10 1 183739
5,9 52 krytyków
Atlas chmur
powrót do forum filmu Atlas chmur

Skończyłem książkę i jeszcze tego samego dnia poszedłem napalony do kina. Trailer bowiem nie pokazywał większych odstępstw od fabuły książkowej. Powiem tak, pokochałem książkowey Atlas Chmur od pierwszych stronic, delektowałem się nim do ostatniej i uważam pana Mitchela za jednego z najwybitniejszych pisarzy nie tylko obecnie ale w ogóle. Natomiast Wachowskym nie jestem w stanie wybaczyć profanacji tego obrazu.

Film jako film jest niezły, śliczne scenerie, świetna obsada, bezkonkurencyjny soundtrack i mistrzowski montaż. Tutaj dałbym 8/10. Niestety film jest adaptacją książki, do tego momentami cholernie luźną adaptacją. Na 6 opowiedzianych nam historii tylko 2 z nich są w miarę odwzorowane tak jak te ukazane przez pana Mitchela. Historia Adama Ewinga I Timothy'ego Cavendisha. Dwie zostały niepotrzebnie udziwnione, mam na myśli historię Roberta Frobishera i Luisy Rei, natomiast 2 ostatnie zostały skopane w iście mistrzowskim stylu i tutaj mam na myśli historię Sonmi i Zachariasza.

Po kolei omówię 4 ostatnie wymienione przeze mnie historie. Wiem, że jest to adaptacja, rządzi się innymi prawami niż słowo pisane, ogranicza ją czas etc, w każdym razie adaptacja tej książki nie powinna być luźną adaptacją i za chwilkę to udowodnię.

Historia Roberta Frobishera jest niepotrzebnie udziwniona, postrzelenie Ayrs'a czy motyw z oddaniem kamizelki od Sixmitha z powodów bankructwa, które po części popchnęło go też do samobójstwa to nonsens! Po co tę historię aż tak bardzo zmieniono? Rozumiem że zabrakło czasu dla postaci Ewy, ale jasnym w książce jest że nieporozumienie do którego doszło między nią a Robertem było gwoździem do jego trumny a jednocześnie głównym silnikiem napędowym przy pisaniu Atlasu chmur na sekstet. W filmie mamy przegrane człowieka, który strzela sobie w łeb bo mu w życiu nic nie wyszło ...

Luisa Rei... w książce jasno i wyraźnie jest powiedziane dlaczego raport Sixmitha stanowi aż taki problem dla Corpos. Nikt nie chciał doprowadzić do żadnej tragedi czy wybuchu reaktora umyślnie! Co z bzdety Wachowscy opowiadają, ta historia wręcz pokazywała jak bardzo w złym świetle przedstawia tzw energię atomu autor. Chodziło o wady w konstrukcji które Sixmith wykrył i które mogły doprowadzić do tragedi jeśliby uruchomiono elktrownię. Jednocześnie raport mógł zamknąć drogę korporacji w dalszej budowie takich elektrowni i doprowadzić ją na skraj ruiny. Tutaj mamy jakieś wydumane bajki o tym jak źli ludzie chcą w nie logiczny sposób zarobić na śmierci setek niewinnych przez "celowe" przegrzanie reaktorów... serio?

Zachariasz ... echh historia Zachariasza, tak straszliwie skopana, dająca sztuczną nadzieję w filmie, posiadająca happy end i w ogóle cukierkowa. Wad jest tak wiele że nie jestem w stanie skupić się jakoś na konkretnych wadach
1. Związek Zachariasza z Meronym (!)(?) - w książce nie miało miejsca
2. Zachariasz obarczał siebie winą za śmierć ojca (nie bratanka i jego syna) nie dlatego że się ukrył, tylko dlatego że uciekając przed Kona doprowadził ich do obozowiska
3.Nikt z rodziny Zachariasza nie przetrwał najazdu Kona na sam koniec, nie wiadomo co się z nimi stało czy trafili do niewoli czy zginęli
4.Zachariasz nie zemścił na wodzu Kona!!! Zabił jakiegoś młodocianego gówniarza który spał u nich w domu
5.Profeci nie umierali ze względu na skażenie po wojnie nuklearnej!!! zabijała ich zaraz na którą nie potrafili znaleźćlekarstwa
6.Meronym nie szukała drogi ku gwiazdom, profeci nie zamierzali opuścić ziemi, chcieli skolonizować Hawaje
7.Statek Profetów przepadła i nigdy nie odebrał Meronym tym bardziej Zachariasza, opuścili razem Siedem Dolin i odpłynęli na inną wyspę gdzie Zachariasz dożył starych dni i zmarł, podsumowując nie było żadnego pi.......nego lotu w kosmos !!! I zasiedlenia obcej planety jak to Wachowscy nam pokazali

A na sam koniec wisienka na torcie głupoty która ten film zaserwował. Czyli zniszczenie historii Sonmi.
1.Miłość Sonmi i agenta Uni Hae - w książce nie miała miejsca
2.Sonmi odbyła sztuczną podróż po korei która miała jej pokazać nie tylko zły los fabrykantów ale też i ludzi
3.Sonmi mogła wchłaniać tylko mydło, nie miała normalnego układu trawiennego i nie mogła jeść naszych potraw, dlatego smutnym było to czego doświadczyła na Arce, że aby żyć musi wchłaniać swych pobratymców.
4.Zniszczono całe zakończenie tej histori!!! Na sam koniec Unia okazała się nie prawdziwa! Wszystko było jedną wielką konspiracją jednomyślności, Jedność to wszystko sprofanowała aby zakorzenić w ludziach jeszcze większe poczucie iż fabrykanci to tylko mięso które może być niebezpieczne. W filmie za to mamy pełne patosu poświęcenie się Unii, nieszczęśliwą miłość Sonmi i Hae... ech co tu dużo gadać. A i nie wiem czy zbyt szokującym było też to że mięso które podawano w potrawach w Papa Songu pochodziło również z fabrykant iż twórcy film postanowili ten aspekt usunąć, nie mniej, nie tylko fabrykanci jedli samych siebie, ale ludzie podawali też innym ludziom.

Ogólnie... książka Mitchela to dzieła wielowarstwowe, można je rozumieć na wiele sposobów, nie dostajemy w nim jasnych odpowiedzi, nie ma obietnic szczęścia czy happy endu dla wszystkich, nie wiadomo też czy reinkarnacja głownych bohaterów ma w końcu miejsce, czy koniec końców po prostu mamy przedstawione losy ludzi niczym ze sobą niezwiązanych w których czyny mają wpływ na losy innych w przyszłości.

Wachowscy mówią widzowi jasno i wyraźnie, robimy bajkę o reinkarnacji i miłości z happy endem. Dlatego tak tego filmu nie trawię. Wolę wrócić za rok do książki.

ocenił(a) film na 7
eiichi

Wybacz ale jak osoba inteligentna lub uważająca się za taką może zacząć wypowiedź używając tak prostackiego zwrotu.

ocenił(a) film na 5
terron

Chodzi o słowo ssie czy napalony ? :)

Powiem szczerze nie widzę ani w jednym ani w drugim zwrocie niczego prostackiego. Słowa nie są z natury prostackie, od tego jakie są zależy to jak człowiek ich użyje... to samo sądzę o wulgaryzmach, slangu czy innych onomatopejach językowych :). Ale to jest tylko i wyłącznie moje skromne zdanie.

ocenił(a) film na 7
terron

Całkiem przyjemnie czyta mi się tą wypowiedź ale tytuł psuje efekt.Chodzi o sam tytuł.Rozumiem że wulgaryzm jest odzwierciedleniem kłębiących się w człowieku uczuć i czasem stanowi doskonałą formę wyrazu ale tu mi po prostu nie pasuje.Książki nie czytałem ale widzę że będę musiał aby podjąć jakąkolwiek dalszą dyskusję.

ocenił(a) film na 5
terron

Naprawdę warto zapoznać się z obiema wersjami i wybrać tę która osobiście ci odpowiada bardziej. :)

ocenił(a) film na 4
terron

To się czasem nie wyklucza, dobrze pokazał to w wywiadzie Linda.
http://www.youtube.com/watch?v=3jM5G8t8dng

terron

Racja. Gdy widzę taki tytuł wpisu - raczej nie czytam dalszej wypowiedzi, bo spodziewam się innych określeń, dwuznacznych.

eiichi

Większość zmian, które wypisujesz to po prostu różnice między filmem a książką. Naprawdę sądziłeś, że film będzie idealnie wierną adaptacją książki, słowo w słowo? Ten film i tak jest już skomplikowany, niektóre rzeczy trzeba było uprościć żeby w ogóle dało się go zrozumieć. Gdyby Wachowscy chcieli upchnąć każdy szczegół do filmu, to trwałby 5 godzin, a nie 3.Też z początku przeszkadzały mi zmiany w historii Frobishera i Sonmi, ale bez nich film stanowiłby po prostu sieczkę, zbiór niepowiązanych historii (a i tak niektórzy mu to zarzucają). Zgadzam się, że jest trochę bardziej cukierkowo niż w książce, ale za to mamy motyw przewodni przewijający się przez wszystkie historie, co w książce nie było zbyt widoczne.

ocenił(a) film na 7
piyoko

Mi też z początku przeszkadzały te różnice. Ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że takie są prawa Hollywood, dobre zakończenia i uproszczona fabuła się po prostu lepiej sprzedają, a to jest główny cel tworzenia filmów. Gdyby zachować wszystkie szczegóły, domyślam się że znacznie ucierpiałyby na tym efekty specjalne, bo nikt by na tak skomplikowaną historię nie wyłożył tak dużych pieniędzy.

Spójrz na to wszystko z ekonomicznego punktu widzenia, czyli punktu widzenia sponsorów. Oni wykładają swój kapitał w takim celu, żeby koszty wygenerowały przychód. Duży przychód. I nie robią tego w ciemno, tylko rozważnie planują i weryfikują jak najbardziej opłacalne wersje.

Denerwuje mnie takie czepianie się szczegółów. I pamiętajmy, że ten film to nie jedynie praca Wachowskich, ale także członków całej ekipy, która wnosiła swoje sugestie. I myślę że sponsorzy mają tu najwięcej do powiedzenia. Nie wiem kto dał na to kasę, może sami Wachowscy, ale na pewno rozważyli ekonomiczną opłacalność tego przedsięwzięcia.

ocenił(a) film na 5
OLbi

Ale moja droga, nie powiesz mi że czepiam się samych różnic detalicznych pomiędzy obiema wersjami. Bo szczegółem nie można nazwać aż takich różnic w zakończeniach historii Zachariasza i Sonmi. Owszem przy historii Frobisher być może i zbytnio się czepiam w końcu bardzo przyjemnie została ona zrealizowana...

Ale nie widzę na przykład sensu w zmienianiu historii z reaktorem Hydra Zero. W książce bohaterka stara się nie dopuścić do uruchomienia elektrowni, w filmie ratuje miasteczko przed nuklearną zagładą w której jakiś cel (?!) mają wysoko postawieni ludzie...

Dam Atlasowi drugą szansę, w ten weekend idę z moją lubą do kina jeszcze raz, bo również zapragnęła sobie ten film obejrzeć. A że nie czytała książki ciekaw jestem jej reakcji.

ocenił(a) film na 7
eiichi

Masz rację, może część różnic nie jest detalami, ale większość z nich została z nich stworzony po to, by przekaz był bardziej czytelny. Historia Sonmi jest bardzo dramatyczna. Historia Zachariasza z punktu widzenia zakończenia nie jest bardzo istotna, a co do wątku miłosnego to jest może bez sensu, ale znowu - film stał się bardziej hollywoodzki.

Też nie widzę większego sensu w zmienianiu historii Luisy Rey, ale zrozumiałam to tak - były to lata 70-te, okres w którym prym wiedli wydobywcy ropy naftowej. Władze tego reaktora były na ich usługach, więc zależało im, żeby reaktor spowodował katastrofę. Ta katastrofa miałaby sprawić, że ludzie zaprzestaliby zabaw z energią jądrową, i staliby się bardziej zależni od ropy. Na tym zależało szefowi Hydra Zero, bo był opłacany przez szejków arabskich. Ale jako, że Luisa Rey zapobiegła katastrofie, nic takiego się nie stało. I widzimy tego wpływ na przyszłość - np gdy Meronym przypłynęła tym ślizgaczem, powiedziała że jest zasilany energią jądrową. Może to wszystko to moje nadinterpretacje, ale wydaje mi się to dość logicznym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Chcieli zrobić taką historię, bo większość musiała się dobrze zakończyć - historia Luisy była zaraz po Frobisherze, więc byłaby to pewnie za duża dawka dramatyzmu.

Ogólnie zgadzam się z Tobą, część zmian znacznie zepsuła odbiór filmu. Ale nie sposób mi nie zgodzić się z opinią wypowiedzianą przez bonekinc 20 grudnia, zamieszczoną kilka postów niżej (w zasadzie ta wypowiedź dokładnie oddała moje myśli). Gdybyśmy potraktowali książkę i film jako oddzielne historie, okaże się że każde ma bardzo duże walory artystyczne. Jako adaptacja film również jest bardzo, bardzo dobry - może Wachowscy chcieli pokazać swoją kreatywność w tych zmianach? Ciężko przełożyć tak skomplikowany film na ekran, a tu poradzili sobie świetnie. W większości te zmiany sprawiły, że film stał się bardziej czytelny - nie ukrywajmy, książka jest trudna w odbiorze, nie da się jej czytać na szybko w tramwaju.

Daj znać czy zmieniłeś trochę opinię na temat filmu. Ja byłam w kinie z koleżanką, która książki nie czytała - była zachwycona. I chyba o to chodzi, prawda? Dzięki filmowi wiele osób zachęci się do przeczytania książki, która w Polsce jest zaskakująco mało popularna i mało dostępna.

ocenił(a) film na 7
eiichi

Czy tylko mi się wydaję, że przed egzekucją Sonmi jest rzut na stojących przed nią agentów jednomyślności i jednym z nich jest Hae?

ocenił(a) film na 5
mynaa

Nie wiem, nie zauważyłem, ale jeśli by tak było, to po co pokazana nam została scena w której Hae się poświęca wraz z resztą bojowników Unii aby Sonmi mogła dokończyć swój przekaz? Scena jego śmierci aż nazbyt wyraźnie została pokazana w filmie.

eiichi

Jednym słowem wszystkie zmiany w fabule wyszły filmowi na dobre .

ocenił(a) film na 5
malin1976

Totalnie się z tym nie zgadzam, ponieważ historia została przez to spłycona... ale zależy kto co lubi. Mi o wiele bardziej odpowiadało słodko gorzkie zakończenie, gdzie Sonmi została wykorzystana, ale jednocześnie udało jej się wbić zadrę w korporacyjny porządek rzeczy niż love story w cyberpunkowym świecie gdzie nawet śmierć nie jest w stanie pokonać potęgi miłości.

ocenił(a) film na 9
eiichi

Wszystko co wymieniłeś to zmiany plastyczne, przez co film można lepiej odnieść do obecnych czasów i ewentualnych przyszłych. Co za różnica czy profeci płyną na wyspę czy na inną planetę, przekaz metaforyczny jest taki sam. Nie uważam żebyś był inteligentną osobą, oceniając ten film na 5.

ocenił(a) film na 9
walczaq

Ps. Szczególnie, że oceniłeś Pulp Fiction na "6", wnioskuje że twój gust filmowy, należy albo do 15 latka, albo w ogóle go nie ma. Zostań przy książkach tak będzie lepiej

ocenił(a) film na 5
walczaq

Świetny wniosek :P Z dupy jak zwykle u takich ludzi, nie podobał mu się film o niczym który podobał się mi. Tak on nie ma gustu !!!

Nie bawię się w karmieni Troli poszukaj szczęścia gdzie indziej :P

ocenił(a) film na 5
walczaq

PS. Dobry zły i brzydki tylko na 6? Nie masz gustu buuuuu i w ogóle się nie znasz buuuu to klasyk westernów przecież, a film według wielu milionów ludzi uważany jest za dzieło wybitne i ponadczasowe.

Zrozum człowieku, nie podobał mi się Pulp Fiction, dlaczego napisałem, więc jak chcesz na ten temat porozmawiać odpowiedz mi w temacie z tym związanym:) Jeśli nie jesteś w stanie zrozumieć, że to co podoba się tobie nie koniecznie musi podobać się innym to ewidentnie jest to złe miejsce dla ciebie. Napisałem tutaj co myślę o tym filmie po to by podyskutować z ludźmi którzy mają podobne lub odmienne zdanie.

ocenił(a) film na 5
walczaq

Nie uważam że jesteś inteligentną osobą bo uważasz ludzi posiadających własne zdanie i opinie za nie inteligentnych.

Po za tym czytaj uważnie co pisze, przeczytaj książkę i wtedy te twoje tzw plastyczne zmiany okażą się zmianami jakich dokonałby chirurg plastyczny ale przy pomocy piły spalinowej. Nie profeci płyną na inną wyspę kolego, oni umierają, zabija ich zaraza, Meronym jak i Zachariasz nigdy nie opuszczają Hawajów i na nich umierają. Jak plastycznymi zmianami można nazwać zeswatanie bohaterów którzy w książce nie czuli nawet przez moment do siebie jakiegoś zażyłego uczucia? To tak jakby Jackson w Hobbicie zamiast Smauga umieścił Saurona, albo zeswatał we Władcy Pierścieni Froda z Galadrielą, przecież ewidentnie niziołek pałał do niej uczuciem, nie widziałeś? To też nazwiesz plastycznymi zmianami? Po fani książki powiesili by Jacksona na szubienicy za to.

ocenił(a) film na 9
eiichi

Biorę się więc za książke i niedługo wrcam, z nowym pokładem trollowego łajna, którym was wszystkich obrzuce

ocenił(a) film na 9
walczaq

PS. oczywiście Wachowscy zawsze mieli trochę zbyt dużo patosu, jednak on sam w sobie też jest swojego typu wartościowym przekazem. Wszystko jest względne a nasza rzeczywistość zależy od interpretacji

ocenił(a) film na 5
walczaq

Zgadzam się i dlatego napisałem kolego, że Atlas chmur jako adaptacja dostaje ode mnie 5/10 ale tylko dlatego że nie odpowiada mi interpretacja filmowa. O wiele bardziej przypadła mi do gustu ta książkowa. Sądzę że gdybym najpierw poszedł na film i ocenił go przed przeczytaniem książki padło by 8/10 jak i nie 9. Niestety teraz, choć bardzo bym chciał dać temu filmowi wyższą notkę, czy ustawić go obok moich ulubionych produkcji nie mogę... bo nie było by to zgodne z moim sumieniem i tym jakie wrażenie na mnie zrobił ten film.

eiichi

A ja mam takie pytanie - gdzie jest powiedziane, że film jest ADAPTACJĄ książki? Mi się zazwyczaj rzuciły w oczy słowa: " oparty na ...", "film na podstawie ...", "film w oparciu o ...." właśnie w odniesieniu do tych dwóch utworów kultury. Wykonać adaptację (a stosują jeszcze bardziej szczegółowe określenia jak 'wierna adaptacja') utworów s-f czy fantasy to naprawdę wyzwanie. Powinieneś się cieszyć, że z np. Luisy nie zrobili dziennikarki zatrudnionej jako PR w elektrowni, która po spotkaniu małego chłopca na balkonie swojego mieszkania nagle zmienia swoją decyzję i postanawia uratować świat przed wadliwą konstrukcją reaktora (odwołuję się do tego jak przeinaczyli postać Faramira w LotR w porównaniu z oryginałem literackim).
Film jako taki jest dobry a nawet bardzo dobry. Jego nieliniowość i tak powoduje zagubienie u wielu ludzi, także jak daje im się owe znamię na ciele różnych bohaterów, powoli sobie łączą wszystko w całość. Ja nigdzie nie widziałem bajki o reinkarnacji. Na pewno słyszałeś, że historia kołem się toczy i to znamienne powiedzenie z filmu: "ciągle popełniamy te same błędy". To co jedni odebrali jako reinkarnację może zinterpretować jako wzorce pewnych postaw. W każdym czasie i społeczeństwie, ktoś będzie bohaterem, poczciwcem, kupcem, zobojętniałym widzem, dzi*ką i żołnierzem ... ich postępowanie, uczynki, wybory moralne, są (po uwzględnieniu specyfiki ich czasu i miejsca) bardzo podobne, w efekcie ponadczasowe i to jest takie ludzkie, czyniąc nas istotami, które powstały dzięki różnym wyborom. Z fizyki kwantowej można wziąć, to że mają poczucie wspólnoty - informacja istnieje i istnieć będzie wiecznie, a historie naszych przodków i nasze będą zapisane jako informacja gdzieś we wszechświecie do samego jego końca. Do tego dorzucając nieliniowość czasoprzestrzeni ... można wiele z tego sobie wytłumaczyć. "A wszystko to już było i będzie się tak powtarzać w nieskończoność ..."
Spotkałem się z opiniami, że film jest płytki, same banały i w ogóle przesłodzenie z tym happy endem. Kiedyś takie postrzeganie filmów, książek i innych utworów mnie strasznie irytowało, a teraz zaczęło mnie bawić. Od tysięcy lat opowiada się nam historie (bajki, legendy, fakty historyczne) w najrozmaitszej formie - i tak naprawdę we wszystkich zawarty jest prymitywny przekaz: nie zabijaj, bądź dobry, kochaj, ciesz się życiem i pięknem otaczającego świata, wszystko jest ulotne. I co .... jakoś od tych tysięcy lat, przekazy są ignorowane, mimo swojej prostoty (nie oszukujmy się proste idee najlepiej się przyjmują) wielu ludzi i tak nie potrafi tego zrozumieć. Najciekawszym zjawiskiem są jednak intelektualiści, którzy tak mocno szukają siódmego dna i tak bardzo są "znużeni prostotą przekazu", że całość tego przekazu im umyka. To prawie tak jakby próbować zobaczyć kolor materiału na poziomie jego struktury atomowej. Może warto spojrzeć na film nie przez pryzmat książki, ale jako zupełnie inną, a zarazem tę samą opowieść. Odczytać "te same historie" tylko w różnych wersjach co czynie je już innymi historiami. To jak w efekcie coś odbieramy zależy tylko od nas. Każdy z tych utworów jest tylko pryzmatem, przez który widzimy własne doświadczenia,wiedzę i wrażliwość, a barwy jakie widzimy pokazują nam ... nasze wnętrze. Tak to brzmi banalnie ... ale wyobraź sobie jakie wnętrze mają Ci, którzy widzą tylko jedną barwę :)

ocenił(a) film na 5
bonekinc

Owszem bardzo ładna wypowiedź i zgadzam się z nią w stu procentach. Chciałbym tylko zauważyć że ludzie narzekają na płytkość przekazu i brak tego siódmego dna właśnie, ponieważ sam trailer jak i książka pokazywały że będzie to coś więcej, co zmusi ludzi do myślenia i refleksji nad własnym życiem.

Dlatego np. oceniłem Avatara Camerona tak wysoko. Nikt nigdy nie obiecywał nie wiem jakiej historii i narzekanie ludzi na to że historia tam przedstawiona jest czerstwa i odgrzewana po raz enty nie ma sensu bo nie o to w tym filmie chodziło. Film miał być barwnym spektaklem zachwycającym widza przedstawionymi w nim widokami i sztucznie wykreowaną komputerową pandorą, miał też jednocześnie pokazać że 3D ma sens jeśli robi się film specjalnie pod nie a nie pod to aby bilet był droższy.

Natomiast w Atlasie Chmur to nie widowiskowość, piękne malownicze scenerie miały być tym co ludzi urzeknie a historia. Nie wiem, może ja to źle odebrałem, ale idąc do kina liczyłem na film który mnie poruszy i zmusi do refleksji tak jak zrobiła to właśnie książka. Natomiast różnica między adaptacją a na motywach czy w oparciu o, jest praktycznie nie wielka. Nie mniej wciąż mogę stwierdzić która wersja wydarzeń podoba mi się bardziej. I zdecydowanie jest to ta książkowa. Dlatego pozostanę przy swojej ocenie, może i krzywdzącej, ale przynajmniej szczerej z mojej strony.

ocenił(a) film na 6
eiichi

Jak może zmusić Cię do refleksji film, w którym cała refleksja jest wprost wypowiedziana przez główną bohaterkę pod koniec filmu? :)

użytkownik usunięty
eiichi

Zgadzam się z Twoją opinią w 100% - też najpierw zaliczyłam książkę (bardzo mi się podobała) a potem film. Nie da się ukryć, że Wachowscy wyrzeźbili filmową fabułę tępą siekierką w porównaniu z misterna robotą Mitchella, gdzie forma książki jest w genialnej harmonii z jej treścią. Myślę, że gdybym widziała film przed książką, też by mnie walnęło banałem, na który narzeka tak wielu widzów, ale mając w głowie świeży background książki, wiem, że to wynik koniecznych skrótów przy adaptacji (lub czymś "opartym na...") i kompromisów. Ale niesmak mi pozostał, film mnie rozczarował.
Czytając wiedziałam, że będzie film i z każdym zdaniem tej książki nachodziło mnie pytanie, po co robić film, który i tak nie odda tego co w książce jest najlepsze? I takie też wrażenie mam po seansie. Rozumiem, że musieli obciąć to i owo z fabuły, ale jako wypełniacza do posklejania tych wątków dodano całkiem nowe, nieobecne w książce i wyszło po prostu "po hollywoodzku" - ostatnia scena mnie tym dobiła.

ocenił(a) film na 5

Niestety dalo się z tego wyrzeźbić coś lepszego według mnie, wystarczy popatrzeć jak historia tego amerykańskiego prawnika wyszla dobrze, bo wycięli tylko te małoważne wątki jak pobyt na tej wyspie czy sceny w tym prowizorycznym burdelu.

eiichi

Nie chce mi się komentować wszystkiego, ale w książce JEST związek Zachariasza i Meronym. Najwyraźniej nieuważnie czytałeś. Co do zarazy - uważam, że to ciekawa interpretacja, zwłaszcza jeśli osoba z wyższego poziomu cywilizacyjnego tłumaczy coś komu z niższego poziomu cywilizacyjnego.

I to nie była adaptacja, jak napisało wiele osób przede mną :P

BTW, Mitchell wygląda na zadowolonego z ekranizacji.

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Był związek :) Jestem szalenie ciekaw w którym momencie, bo na sam koniec jego historii jest powiedziane jak wół że miał dzieci z jaką przedstawicielką plemienia do którego uciekli i tyle :)

eiichi

Nie będę się na ten moment boksować o tę sprawę - książkę pożyczyłam, więc jak do mnie wróci, zweryfikuję :)

A czemuż nie odniosłeś się do kwestii zarazy? :P

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Co do kwesti zarazy nie odniosłem się z dwóch ważnych powodów po pierwsze co do związku Zachariasza i Meronym jestem w stu procentach pewny, ba Zachariasz nawet wspominał o tym jak Meronym powiedziała mu o jej własnej rodzinie, miała już dzieci z tego co pamiętam syna, drugi powód co do którego nie odniosłem się do zarazy jest taki że statek profetów nigdy nie przypłynął po Meronym z powrotem, jednocześnie inni profeci umiejscowieni na wyspach obok stracili łączność ze stolicą, jesli by to była choroba popromienna nie wybiła by ich tak od razu, jedyne znane z historii przypadki tego typu to albo wybicie przez innych ludzi (Majowie), lub właśnie zaraz (Czarna ospa etc), które wybijają w bardzo szybkim czasie jeśli ludzie nie znajdą szczepionki. Choroba popromienna zabija po woli a przynajmniej taka na którą chorowała meronym i inni profeci w filmie. Nie mniej nie było dla mnie ważnym czy to zaraza jako zaraza czy choroba popromienna, o wiele bardziej zabolał mnie happy ending z wyfrunięciem na obcą planetę ... to było takie durnee...

eiichi

Miała syna, ale nic nie było o mężu - to pamiętam dobrze :P

Wiesz, zawsze jest możliwa sytuacja mieszana - np. ci ludzie mieszkający na Hawajach to populacja, która przetrwała promieniowanie i mutuje w kierunku uodpornienia się na nie - całą ta historia z Zachariaszem i jego nieukształtowanym dzieckiem - nie bez powodu ta jego dziewczyna wyszła za mąż za kogoś innego, żeby nie mnożyć mutantów niezdolnych do życia.

Co do zarazy, są możliwe jednocześnie obydwa scenariusze, albo jeszcze bezpłodność do tego. Może profeci jako rasa albo naród mieli większe kłopoty z adaptacją po katastrofie. I weź teraz każ Meronym wytłumaczyć to wszystko w sposób zrozumiały prostemu chłopakowi, który jest wychowany w kulturze na wysokim poziomie duchowym i na bardzo niskim technicznym/medycznym. Relacja Zachariasza jest pierwszoosobowa, jak wszystkie w książce, a więc jest subiektywna. Ile on rozumie z tego, co się zdarzyło?

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Właśnie Profeci sami się na to udpornili w książce jeszcze bardziej ich czarna karnacja skóry była efektem motywacji jakie wprowadzili w swych ciałach by przetrwać promieniowanie właśnie :) W każdym razie wciąż uważam że film strasznie spłycił tę historię i zmienił jej tory.


W każdym razie niezwykle się cieszę, że udało mi się porozmawiać z kimś tak kulturalnym i inteligentnym jak ty :), to miła odskocznia od sluchania w kółko " łoo nie znasz sie buraku,filme jest fajny bo ma pomieszaną kolejnosć scen" i tym podobnych :)

A na sam koniec żeby nie było że nie umiem docenić filmów na podstawie książek pomimo tego że wiele zmieniają :) Właśnie jestem po seansie Dzwonnika z Notre Dame Disneya i uważam go za fenomenalną adaptację, pomimo ogromu zmian ( które notabene były potrzebne) jestem filmem zachwycony tak jak byłem książką Hugo :)

eiichi

Książka jest inna, niż film, fakt. Mnie to akurat summa summarum cieszy, bo książka jest bardzo depresyjna, mimo że genialna. Co do skrótów, to uważam, że nie dałoby się zrobić filmu bez nich - na czym ucierpiała najbardziej historia Sonmi, która została zmieniona z futurystycznego moralitetu z w romantyczną historię. Zabrakło w filmie wyjaśnienia ekonomicznej konieczności (tak to przynajmniej widziała kasta rządząca) traktowania nieczystych jako rzeźnej siły roboczej i to jest minus filmu. Jednak jeśli pomyślisz o tym, że jest to książka bez ani jednego wiodącego wątku miłosnego, to zrozumiałe stanie się, dlaczego w filmie jedna z historii poleciała tak zdecydowanie w tę stronę - ku mojej uldze zresztą :P

Dzięki za komplement, to bardzo miłe, zwłaszcza że udało Ci się to napisać w moje urodziny :)

Dzwonnik z "Notre Dame" - chachacha :D

Jakieś 13 lat temu chciałam się zdołować tak już do końca, więc chciałam pójść na jakiś smutny film, żeby się dobić. I wybrałam właśnie "Dzwonnika..." nie wiedząc, że to kreskówka. Zły nastrój jak ręką odjął, chociaż lekarstwo było inne, niż to, którego spodziewałam się użyć :D Obejrzyj "Lilo i Stitch", jeśli jeszcze nie widziałeś :)

ocenił(a) film na 5
Lokepine

O to wszystkiego najlepszego, natomiast co do Lilo i Sticha to go uwielbiam dzięki temu filmowi zdecydowałem się jednak wybrac na hawaje :) plus kocham piosenki elwisa i relacje rodzinne sa tam mega przedstawione a i posmiałem się nie lada.

Co nie tak z Notre Dame ? :P nie łapię

W książce jest jeden wątek romantyczny, wątek frobishera co akurat w filmie kurde wycieli, nie rozumiem ale no coż.

Co do dołowania się nei rozumiem czemu człowiek chciałby się wpychać w jeszcze wiekszy dół :) Zawsze najlepsze na pochmurny nastrój były chociażby filmy animowane disneya.

eiichi

Dzięki :) Z Notre Dame wszystko w porządku, tylko nie spodziewałam się wtedy kreskówki, a dramatu :P To proste :P Od dna się możesz odbić, dlatego warto do niego dotrzeć, jak jesteś w zawieszeniu ;)

Historia z Evą była miłostką, jedną z kropli, które wypełniły czarę goryczy, symbolem zasobnego, normatywnego i niedostępnego dla niego świata. Myślę, że dużo ważniejsza była relacja Ayrsem i jego słowa - wtedy, kiedy zaszantażował Frobishera romansem z Jokastą. Ta mowa Ayrsa to w ogóle ważny fragment książki.

eiichi

Swoją drogą, w którymś z postów powyżej napisałeś, że w filmie nie ma motywu z mydłem, także dla konsumentów. Otóż jest to zasygnalizowane - w Papa Songu, jak te dziewczyny przygotowują wszystko tuż przed wejściem klientów wszystko - także jedzenie - nie tylko, ściany i sufit ma włączaną kolorową nakładkę. I mimo że to była migawka, to kojarzę, że to jedzenie wyglądało inaczej niż to, co widzieli konsumenci.

BTW Hawaje fajna rzecz - kto by tam nie chciał pojechać :)


ocenił(a) film na 5
Lokepine

Mydła w książce również moja droga nie było dla klientów, to był narkotyk który ćpał ten nadzorca restauracji :) mydło miało służyć tylko fabrykantom, chodzi mi o to że w filmie nie było faktu iż jedzenie w papa songu jest produkowane z fabrykant :)

eiichi

Możesz mieć rację - książka jeszcze do mnie nie wróciła :) Co do jedzenia - nie wiesz tego, w filmie tak to jest pokazane, a Sonmi ani w książce, ani w filmie nie jest wszechwiedzącym narratorem. Nawiązania do "Soylent Green" pojawiły się z jakiegoś powodu.

Podejrzewam poza tym, że nadzorca Papasongu nie nie był jedynym ćpunem.

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Ależ jak najbardziej zdecydowanie nie był jedynym ćpunem :) nie mówię że nie, w końcu mamy pokazany inny przykład degeneracji pośród studentów chociażby :)

I tak wiem że nie ma w filmie pokazanego co nie znaczy że nie było :) Chodzi mi o to że w książce członek tego ruchu wybaczcie zatarło mi się już jego koreańskie imie, opowiada Sonmi dokładnie co robi się z mordowanymi fabrykantami, że są tanim źródłem białka przez co odtwarza się z nich nowych fabrykantów i jednocześnie tworzy z nich mydło (było w filmie ) oraz jednocześnie służą oni do produkcji żywności w papa songu (czego już nie było w filmie ) rozumiesz o co mi chodzi prawda ?

eiichi

Ok, rozumiem :) Może to było zbyt drastyczne jak na dzisiejsze produkcje, dlatego to tylko zasygnalizowali. Chodzi Ci o Hae-Joo Changa? Pytanie ile z tego, co on jej mówi jest prawdą i czy nie pomyliła się w ocenie sytuacji co do ruchu oporu. Co do rewolucji kontrolowanych, to pamiętając o pracy Stalina w Ochranie wiemy, że potrafią się wymknąc spod kontroli... Wiem, ze to nie jest specjalnie światły przykład, ale późno jest ;)

ocenił(a) film na 5
Lokepine

nie mniej rozumiesz o co mi chodzi :) Hae Joo dokładnie wiedzial jaka jest w tym jego misja i jaką rolę ma odgrywać w nim Sonmi, Sonmi doskonale zaznacza czym jest ruch oporu na sam koniec rozmowy z Archwistą ( mogłem pomylić nazwę ) że całość jest sfabrykowana i wszystko jest ustawione a tymi którzy odpowiadają za czyny i decyzje ruchu oporu są o dziwo jego wrogowie :)

eiichi

Znając przebieg różnych rewolucji jakoś nie jest to takie dziwne :)

Ten artykuł Ci się spodoba:
http://popwatch.ew.com/2012/10/27/cloud-atlas-book-movie/

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Wybacz, że tak późno odpisuję, ale zmarł mój bliski przyjaciel i nie miałem nastroju do zaglądania. Nie mniej ciekawy artykuł, autor wymienia większość różnic które wymieniłem jak i nie wspomina praktycznie nic o historia Adama Ewinga, co oznacza iż praktycznie obeszła się bez większych zmian względem książki, co również zauważyłem :) (jestem dumny prawie z siebie ), do czego zmierzam. Otóż ocena filmu zależy od osobistego podejścia do zmian które wprowadzili autorzy. I są dwie możliwości, albo przypadną do gustu komuś kto czytał książkę, albo nie. Ty moja droga podobnie jak autor jesteś zadowolona ze zmian, nie przeszkadzały ci ani nie wpływały zbytnio na twój odbiór filmu, mnie natomiast straszliwie bolały i zakrywały sobą to co w tym filmie było obłędne i świetnie zrealizowane. Ja nie mogę właśnie w nim znieść tego optymistycznego ducha, tego holyłudzkiego love story o miłości po śmierci w innym wcieleniu.

Tak jak autor napisał historia Sonmi w książce jest o wiele skomplikowana i nie taka prosta jak w filmie. I taką ją lubiłem, szokującą, zaskakująca na sam koniec, owszem filmowa szokuje, co prawda tylko sceną arki, to już zakończenie niezbyt zaskakuje.

Więc tak zgadzam się z tym artykułem, jeśli zmiany wprowadzone przez twórców filmidła nie przeszkadzają, to historia jak i sam obraz pochłoną do reszty jak mało który film ostatnimi czasy. :)

Ja natomiast wkrótce powrócę do książki i przeczytam ją sobie jeszcze raz, bo kocham te historie i sposób w jaki je pan Mitchell przedstawił.

PS Mam zatem do ciebie pytanko :) co według ciebie tak naprawdę oznacza Atlas Chmur skąd się wziął taki tytuł Frobisherowi, a co za tym idzie autorowi książki i czy tylko mi się wydaje że ma więcej niż jedno znaczenie :)?

eiichi

W porządku, kondolencje :( Mam nadzieję, że nie cierpiał długo.

Mojej dobrej koleżance umarł na stole operacyjnym pies w zeszłym tygodniu, zaledwie po roku dobrego życia - wcześniej został wzięty do z schroniska z interwencji. Niektórzy za szybko odchodzą, nawet nie dla nas, ale dla samych siebie nie starcza im czasu na to, by chwycić dzień:(

Co do wątku Adama Ewinga to zostały wykasowane z filmu dwa elementy: -
- jego wycieczka na wulkan i upadek do jaskini - tu sytuacja się zapętliła/powtórzyła mi się z ta świątynią przodków Zachariasza - tubylcy Pacyfiku są tak samo dziesiątkowani jak pokojowe plemię Zachariasza z Hawajów;
- wątek gwałconego przez załogę chłopca okrętowego, który popełnia samobójstwo - Adam ma wyrzuty sumienia, że go nie uratował.

Tak, wiem - albo bardziej optymistyczna wersja Cię cieszy, albo dostajesz szału ze względu na zmiany ;)

Co do Sonmi, to zauważyłeś, że jej przyjaciółka Yoona miała w ksiązce nr 108? Wachowscy zmienili to na 939, czyli pewnie jest to nawiązanie do podstawi pod procesor: http://pl.wikipedia.org/wiki/Socket_939

Wg mnie to błąd, bo Mitchell wrzucając Yoonie nr 108 - a przecież jest fascynatem Azji, więc zrobił to celowo - daje do zrozumienia, że Yoona, w książce jedyna przyjazna istota dla Sonmi, jest istotą oświeconą. Nie wiem, czy Wachowscy to zrozumieli, czy nie - tak czy inaczej przerobili tę historię na miłosną, co ma swoje plusy i minusy. Bardzo brakuje mi wątku żywej lalki w tym segmencie. Mógłby być z niego oddzielnie świetny film.

Do mnie książka nadal nie wróciła - przyjaciółka utknęła na ostatnich dziesięciu stronach i jakoś nie może skończyć.

PS Nie wiem, skąd się wziął Frobisherowi, ale jest piękny :) Dla mnie najważniejsze, po jednokrotnej lekturze, były słowa Cavendisha - Atlas Chmur to dla niego symbol wartości i misji, które nadają życiu sens - jest taki moment, kiedy on pisze o tym, że nawet nie wie, kiedy je zgubił i cieszy się, ze ponownie na nie natrafił.


BTW widziałeś "Immortal" Enki Bilala? Właśnie obejrzałam, fabularnie w ogóle się nie klei, ale plastycznie są ładne futurystyczne wizje, mimo że to nie jest nowy film.

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Nie, musze zatem sobie rzucić na to okiem póki co odświeżam sobie genialną wręcz sagę Alien, właśnie ostatnio skończyłem część 3 w wersji reżyserskiej i mój boże jak ja kocham ten film, niestety przede mną już zostało tylko Alien resurection a niestety niezbyt lubię tę część dlatego kusi mnie by sobie z niej zrezygnować, nie mniej chętnie sobie ten Immortal obejrzę o ile jest łatwo dostępny, chyba że ty masz gdzieś zuploadowany to chętnie sobie zassam od ciebie :)

eiichi



Niestety, nie mam na razie żadnego wirtualnego dysku, chociaż myślę o tym. W tej chwili chyba nie do kupienia na DVD, ale jest na Youtubie: http://www.youtube.com/watch?v=p4pk3-8nGUw

A Ty co myślisz o tytule "Atlasu..."? Myślę, o jeszcze jednej rzeczy, dość oczywistej, ale jestem ciekawa, co napiszesz :)

ocenił(a) film na 5
Lokepine

hmmm mi się to kojarzy z jedną rzeczą, tudzież tezą... coś takiego jak atlas chmur jest czymś wydumanym, niemożliwym do osiągnięcia, bo każda chmura na niebie jest czymś indywidualnym i nie ma drugiej takiej na świecie, do tego przemija, jej unikatowość polega na własnym niepowtarzalnym kształcie, każda z nich też ma swój własny okres trwania, jedne rozpraszają się szybciej inne wolniej, jedne wędrują po niebie szybciej inne znów wchłaniają mniejsze, inne znów są złowrogie jak np chmury burzowe i kojarzą się z czymś złym i nieszczęśliwym, stąd też próba skatalogowania je w czymś takim chociaż jak atlas chmur jest nie możliwa, dlatego dla mnie jest tak samo z ludźmi, każdy człowiek to indywidualny niepowtarzalny byt, różniący się od innych, są ludzie podobni sobie, nie mniej nie są to ci sami ludzie, ogólnie przemijają jak chmury, jedni szybciej drudzy wolniej, jedni są łagodni drudzy są porywczy jak chmury burzowe właśnie, dlatego nie można zrobić czegoś takiego jak atlas ludzi czy jakikolwiek inny katalog człowieczeństwa. Owszem można skatalogować pewne cechy wspólne jak karnacja skóry, religia, zbiór wartości etycznych i tym podobne, nie mniej każdy będzie jedynym w swoim rodzaju, wyróżniającym się własnymi unikatowymi cechami na tle reszty.

Sądzę zatem idąc dalej tym tokiem myślenia iż znamię w kształcie komety, które pojawia się u każdego z bohaterów książki jest cechą wspólną z innymi ludźmi, tak jak chmura która powstała na przykład z innej. Jak to by wytłumaczyć, wyobraź sobie że taki obłoczek spotyka się z innymi, łącząc się wraz z nimi w większe zjawisko, po czym po jakimś czasie ten ogromny obiekt znów pod wpływem różnych zewnętrznych sił znów rozczepia się na mniejsze obłoczki. I choćby ich ilość była taka sama a i kształty zostały zachowane to już nie będą te same obłoki które wcześniej się ze sobą połączyły, ponieważ stanowią one wymieszanie siebie nawzajem. Cięzko mi to jakoś obrazowo napisać, ale mam nadzieję że dość jasno abyś zrozumiała mój pkt widzenia w tym przypadku :)

eiichi

Tak się składa, że istnieją atlasy chmur - mam dwa :) Klasyfikacja chmur została wprowadzona do obiegu naukowego w 1803 roku przez Howarda. 17 lat później Goethe i Shelley, niezależnie od siebie, napisali poematy, w których opisywali rodzaje chmur opisanych przez Howarda. Mniej więcej w tym samym czasie John Constable, brytyjski malarz, wykonał ryciny do pracy Howarda. Mitchell na pewno o tym wiedział, pisząc książkę :)

Oczywiście, masz rację w tym, że żywot chmury jest ulotny, ale jeśli spojrzeć na to od drugiej strony - to woda, z której się składa nigdy nie ginie. Nie ma chmury, która by nieodwołalnie znikła - to, z czego była złożona, powróci, choć niekoniecznie w tym samym kształcie. Poza tym chmury są, poza tym, ze niepowtarzalne, to i powtarzalne - kształty chmur się powtarzają, prawda? Choć nigdy tak samo.

ocenił(a) film na 5
Lokepine

Domyślam się że klasyfikacje chmur są :) i jakieś próby skatalogowania ich również, co nie znaczy że robią to w pełni :P Wiem że istnieją comunibulusy i inne cuda, tak samo jak istnieją Azjaci, Afroamerykanie i etc, lub narodowości Chińczycy, Polacy czy Amerykanie :) Zalezy kto w jaki sposób chce katalogować czy uporzadkować coś prawda :) Bo nie każdy chińczyk jest taki sam jak i nie każdy polak prawda :) ?

Mitchell jest fanatykiem tego typu rzeczy i geniuszem samym w sobie :) z pewnością o tym wiedział, ja natomiast nie więc dziękuję za ciekawą informacje, zawsze człowiek staje się bogatszy o nowe informacje prawda :) ?

Co zamiany chmur w wodę apotem ponowne wyparowanie jej do atmosfery, czyli ten cykliczny krąg powtarzający się od wieków :) o tym właśnie mówiłem, to już nigdy nie będzie ta sama chmura, będzie bardzo podobna, być może wręcz na pierwszy rzut oka identyczna, ale nie będzie to już ta sama chmura co przed skropleniem :)

Dziwnie to brzmi szczerze powiedziawszy:)

Atlas chmur

Cloud atlas

...piękny tytuł :)