Przystępując do oglądania filmu kierowałem się opiniami mówiącymi, że jest to znakomity film, który koniecznie trzeba obejrzeć. Po obejrzeniu zaś wertowałem inne opinie na Filmwebie szukając takich, które pomogą mi zrozumieć, co przegapiłem, że wcale nie uważam iżby film był świetny - przeciwnie, czułem się rozczarowany po poświęceniu mu dwóch godzin.
Po pierwsze miał to być thriller, ale może raptem jedna scena lekko podniosła mój puls, a przez większość filmu strasznie, ale to strasznie brakowało mi czegoś nagłego albo chociaż dostarczającego emocje swoją nieprzewidywalnością. Byle ekranizacja powieści Johna Grishama z byle kim w roli reżysera przyniosła mi dużo więcej scen oglądanych z napięciem i niepewnością. (A jak wiemy nie każda to arcydzieło.)
A film, owszem, był nieprzewidywalny na inny sposób - o ile mogę sobie wyobrazić, że scenariusz mógł być dobry, o tyle sama realizacja sprawia, że nie czuć związku pomiędzy działaniami bohatera, a tym co się dzieje. Nasz "Ghostwriter" podejmuje jakieś akcje, ale oglądający nie bardzo wie po co, ani dlaczego to robi - sam bohater też nie wydaje się grzeszyć posiadaniem jakieś logicznej konsekwencji swoich działań. Zresztą większość akcji obfituje w niewykorzystane sytuacje - chociażby jedna z bohaterek wychodzi nocą w wielką ulewę i... wraca. Koniec, kropka, po prostu wraca, nie wiemy dokąd poszła, ale to nieistotne - wróciła i ma się dobrze, a ja bym spodziewał się czegoś więcej, czegoś co będzie mi szarpać nerwy, ale nie ze względu na moje zażenowanie.
Po drugie dramat z jakoby świetną grą aktorską. I tego już zupełnie nie rozumiem. W zasadzie lubię Ewana McGregora, ale w tym filmie nie popisał się zupełnie niczym. Wyraz jego twarzy jest przez większość scen absolutnie identyczny - czy się zastanawia nad czymś, czy zostaje nakryty przez pokojówkę, czy obserwuje dwóch mężczyzn, którzy prawdopodobnie chcą go zabić. Nie ma zdenerwowania, nic nie sugeruje, że bohater myśli - już tak złej kreacji pierwszoplanowej dawno nie widziałem. No może widziałem, ale przynajmniej tyczyła się żałosnych filmów, po których nie oczekiwałem poruszających wyczynów teatralnych.
Po trzecie, choć to już pomniejsza sprawa - muzyka. Również przeczytałem jakoby muzyka trzymała w napięciu, ale ja jej prawie nie zauważałem. Może dlatego, że nie było w filmie napięcia i nie było, co budować, a może więcej - rzępoliła sobie w tle bez większego sensu.
Podsumowując nie znajduję w tym filmie ani kunsztu reżyserskiego Romana Polańskiego ani zachwycającej gry aktorskiej. Film najpierw jest nudny, a powoli staje się albo momentami przewidywalny albo zupełnie irracjonalnie nieumotywowany jest działaniami bohatera rozwój akcji. I czyjekolwiek nazwisko nie pomaga tej produkcji. Jednym słowem - ujdzie.
Mam podobne odczucia jak Ty po obejrzeniu tego filmu.... brak konsekwencji działań bohatera (czasem zastanawiałem się nad dziwnym jego postępowaniem, wszystkim co robił dzielił się na prawo i na lewo z każdym, a przecież powinien się domyślać, że coś tutaj nie gra, właściwie domyślał się, a swoje podejrzenia każdemu przedstawiał, poza Langiem, który o ironio był najmniej winny) wiele niedociągnięć i dziwnych rozwiązań sytuacji.... CIA mogło zrobić wszystko z każdym ze swoich wrogów, a zdecydowali po raz drugi załatwić sprawę "Autora widmo" w ten sam sposób na statku ? ... w ogóle mam wiele zastrzeżeń, może coś przegapiłem, bo było późno, a film nie wciągnął w 100%, ale to chyba raczej fakt, że film nie był genialny, a nie to, że byłem zmęczony świadczy o braku czegoś nadzwyczajnego w tym dziele Polańskiego.... jedno w czym ten film otarł się o arcydzieło to niesamowity, mroczny klimat tej wyspy z doprowadzającą do depresji pogodą :) .... zakończenie specyficzne, ale to akurat plus tego filmu 6 lub 7/10 w mojej ocenie.
// jeszcze był zapomniał.... nie wiem, bo naprawdę byłem zmęczony i może coś przekręciłem... ale nasz pisarz bez problemu i większego wysiłku, znalazł w Google informacje na temat powiązań wielkich korporacji z premierem Wlk. Brytanii oraz powiązania pomiędzy żoną Landa, a tym gostkiem ze stałego lądu u którego był McGregor i jakieś inny informacje o CIA.... to trochę nieprawdopodobne się wydaje :)
Mam podobne odczucia jak Ty po obejrzeniu tego filmu.... brak konsekwencji działań bohatera (czasem zastanawiałem się nad dziwnym jego postępowaniem, wszystkim co robił dzielił się na prawo i na lewo z każdym, a przecież powinien się domyślać, że coś tutaj nie gra, właściwie domyślał się, a swoje podejrzenia każdemu przedstawiał, poza Langiem, który o ironio był najmniej winny) wiele niedociągnięć i dziwnych rozwiązań sytuacji.... CIA mogło zrobić wszystko z każdym ze swoich wrogów, a zdecydowali po raz drugi załatwić sprawę "Autora widmo" w ten sam sposób na statku ? ... w ogóle mam wiele zastrzeżeń, może coś przegapiłem, bo było późno, a film nie wciągnął w 100%, ale to chyba raczej fakt, że film nie był genialny, a nie to, że byłem zmęczony świadczy o braku czegoś nadzwyczajnego w tym dziele Polańskiego.... jedno w czym ten film otarł się o arcydzieło to niesamowity, mroczny klimat tej wyspy z doprowadzającą do depresji pogodą :) .... zakończenie specyficzne, ale to akurat plus tego filmu 6 lub 7/10 w mojej ocenie.
// jeszcze był zapomniał.... nie wiem, bo naprawdę byłem zmęczony i może coś przekręciłem... ale nasz pisarz bez problemu i większego wysiłku, znalazł w Google informacje na temat powiązań wielkich korporacji (informacje w mld dolarów dotyczące wydatków korporacji itd.) z premierem Wlk. Brytanii oraz powiązania pomiędzy żoną Langa, a tym gostkiem ze stałego lądu u którego był McGregor i jakieś inne informacje o CIA.... to trochę nieprawdopodobne się wydaje :)
powiązanie żony Langa z bym gościem u którego był McGregor można jednak wytłumaczyć, bo znalazł je chyba na stronie tej uczelni, w której studiowała w Wlk. Brytanii... czy jakoś tak
Nie znalazł informacji o niej w google! O powiązaniach Ruth z Emmettem dowiedział się od sekretarki Amelii na przyjęciu z okazji wydania autobiografii Langa. Szczerze, dzisiaj znaleźć takie informacje to nie problem jeżeli się wie jak szukać:-) Powiesz może, że dziwne, że w to uwierzył - jeżeli podejrzewasz kogoś o coś, wydaje ci się, że coś jest nie tak to tym bardziej łatwiej się jest przekonać o swojej racji, wystarczy tylko mała podpowiedź czy informacja. Do tego wszystkiego miał pomoc od zmarłego Mike'a.
"...chociażby jedna z bohaterek wychodzi nocą w wielką ulewę i... wraca. Koniec, kropka, po prostu wraca, nie wiemy dokąd poszła, ale to nieistotne - wróciła i ma się dobrze, a ja bym spodziewał się czegoś więcej, czegoś co będzie mi szarpać nerwy, ale nie ze względu na moje zażenowanie."
Nie zrozumiałeś tej sceny. Ona nie poszła ot tak sobie na spacer tylko na pewno się z kimś spotkała, być może z Emmettem lub też wykonała telefon. Na pewno to nie był zwykły spacer.
Ten film to thriller polityczny, a nie klasyczny - stąd trzeba to lubić. Jeżeli intryga Ciebie nie wciągnęła, bądź szukałeś mocnego dreszczyku to wiadomym jest, że film musiał wydać się nudny. Takie filmy mają to do siebie, że albo Ciebie wciągną albo po filmie będziesz miał niesmak. Tutaj nie było co chwila zwrotów akcji - wszystko wyjaśniło się pod koniec. A film właśnie ma ten plus, że po ponownym obejrzeniu można poskładać wszystko do kupy i spojrzeć na niektóre sceny inaczej. Do tego fajne jest stopniowe budowanie intrygi i zdarzeń.
Co do działań pisarza - można na siłę doszukiwać się jego dziwnych zachowań, ale zauważ, że on był młody, ambitny, chciał stworzyć bestseller, a taki to musi mieć ciekawą historię. Do tego jego poprzednik zginął w podejrzany sposób, czy jakbyś był w jego sytuacji to nie chciałbyś dowiedzieć się prawdy?
Gra aktorska Ewana rzeczywiście nie powalała, moim zdaniem zagrał nieźle i nic ponad to. Być może tak miał zagrać, postać bardzo stonowaną, mi to nie przeszkadzało, ale też nie elektryzowało. Zdecydowanie najlepiej wypadł moim zdaniem Brosnan - dawno nie widziałem go w tak dobranej roli. Na początku grał standardowo, ale scena w samolocie to był popis jego umiejętności, które niestety dość rzadko można zobaczyć. Miło jest także zobaczyć łysego Belushi'ego, którego z początku trudno było poznać:-)
"Po trzecie, choć to już pomniejsza sprawa - muzyka. Również przeczytałem jakoby muzyka trzymała w napięciu, ale ja jej prawie nie zauważałem. Może dlatego, że nie było w filmie napięcia i nie było, co budować, a może więcej - rzępoliła sobie w tle bez większego sensu."
To już zależy od indywidualnych potrzeb. Moim zdaniem muzyka była dobra, bardzo fajnie dodawała klimatu. Była w tych momentach co powinna, a nie na siłę. Dobrze też użyto ciszy, była w odpowiednich scenach. Moim zdaniem przesada z muzyką w tym filmie spowodowałoby zbytnią sztuczność i miałbym za złe reżyserowi, że chciał mi coś na siłę wcisnąć.
Film jest dość trudny w odbiorze i mam tą świadomość, że wielu osobom się nie spodoba. Moim zdaniem chyba największym minusem tego filmu jest to, że jest zrobiony w bardzo "ryzykowny" sposób - albo się będzie podobać, albo uzna się go za nudny i senny.