Zapewne zarówno powieść jak i jej adaptacja mają swoich wiernych fanów, ja jednak nie dołączę do ich grona. Taki rodzaj humoru połączony z science fiction zdecydowanie do mnie nie przemawia. Zmęczyłem się przeokrutnie i z trudem dobrnąłem do końca. Oceniam go na 3/10, ponieważ w mojej ocenie nie był gorszy niż ”Kochaj i Tańcz” i ”Stritrejserzy” - tym właśnie filmom przyznałem trójki. Więcej niż trzy dać nie zamierzam, bo strasznie mnie ten film irytował. Pewnie jakiś forumowicz zarzuci mi, że nie rozumiem wysublimowanego brytyjskiego humoru, ale ja uważam, że ”Autostopem przez galaktykę” to film po prostu głupawy.
Film rzeczywiście jest dość głupawy i w zasadzie o niczym, ale jedynie dlatego, że nijak ma się do wprost genialnej "trylogii w pięciu częściach" D. Adamsa. W filmie bezsensownie wyeksponowano wątek miłosny między Arturem a Trillian (którego w książce w ogóle nie było!) z obowiązkowym happy endem, natomiast zupełnie gdzieś zagubił się absurdalny humor Adamsa.
Do końca dobrnąłem wyłącznie dlatego, że jestem zagorzałym fanem książek z cyklu "Autostopem przez galaktykę" i niestety strasznie się rozczarowałem. Natomiast wspomniany wyżej końcowy happy end w stylu "miłość wszystko zwycięży" jest po prostu żenujący.