UWAGA, MOŻLIWE SPOILERY!
Co tu dużo mówić? Chyba jeszcze żaden film nie wywołał u mnie tylu emocji. Minął już tydzień, a ja dalej nie mogę przestać o nim myśleć. Film wciąga od początku do końca tak, że zapomina się o całym realnym świecie. Po seansie ciężko mi było wychodzić z kina i nie mogłem uwierzyć, że minęło aż 2,5 h.
Ale zacznijmy od początku. Cała historia jest prosta i przewidywalna, ale przedstawiona w taki sposób, że nie można się nudzić. Szczere gratulacje należą się Cameronowi za to, że wykreował praktycznie od zera ten piękny i magiczny świat jakim jest Pandora. Jeśli chodzi o samych bohaterów, to każdy miał swoje pięć minut. Główna postać, czyli Jake Sully nie zrobił na mnie jakiegoś większego wrażenia, jednak bardzo ciekawie oglądało się to wszystko z jego perspektywy. Znacznie lepiej moim zdaniem wypadały postacie drugoplanowe, przede wszystkim perfekcjonista Dr. Grace, czy sadystyczny pułkownik Quaritch. Jednak najbardziej jestem zauroczony postacią Neytiri. Z jednej strony jest taka twarda i waleczna, a z drugiej delikatna i wrażliwa. Dodajmy do tego jeszcze seksowny, zachrypnięty głos, piękny uśmiech oraz oczy i ten głupkowaty śmiech:). Po prostu ideał... Zoe Saldana odwaliła kawał dobrej roboty i szkoda, że najprawdopodobniej jej rola nie zostanie doceniona. Efekty specjalne są boskie. A dzięki efektowi 3D można było wyczuć tę głębię obrazu. Moim zdaniem oczywisty Oscar w tej kategorii.
Podsumowując Avatar to piękna opowieść z prostą, aczkolwiek ciekawą fabułą, świetnymi postaciami i genialnymi efektami specjalnymi. Gorąco polecam. Moja ocena: zasłużone 10/10.
A tak w ogóle to witam wszystkich. To mój pierwszy post:)
Ja się tylko przyczepię do stwierdzenia, że fabuła jest przewidywalna. Ona
jest taka tylko wtedy, gdy się na tym zastanawiasz. :P Gdy Jake uczył się
zwyczajów Na'vi, gdy spędzał czas z Neytiri, latał na Banshee... ja
praktycznie zapomniałem, że ma być jeszcze jakaś wojna. :P Wydawało mi się
to prawie niemożliwe, bo przecież było tak pięknie. A potem nadszedł ten
czas. Nie wiem, może niektórzy znali zakończenie i wiedzieli, że główni
bohaterowie przeżyją, ale ja ciągle bałem się, że zginie Neytiri, albo
Jake. Były takie momenty, że niewiele brakowało... Kiedyś oglądałem
Titanic'a i może właśnie dlatego tak się martwiłem o nich.
Ale poza tym to w całości się z Tobą zgadzam. :) To było niesamowite
przeżycie...
Rzeczywiście, może trochę przesadziłem. Ale chyba każdy raczej się spodziewał, że Jake dosiądzie Toruka, czy zakocha się w Neytiri. A jeśli chodzi o bitwię, to dobry przykład dałeś. Kiedy Neytiri sterczała nad avatarem Jake'a, to myślałem sobie: "Ku*wa, odwróć się!". I zrobiła to jakby mnie posłuchała:).
Albo ten moment, gdy Neytiri stała sama za drzewem, a tam pełno ludzi szło
w jej stronę. Już naciągała łuk, już miała wyjść i zginąć bohaterską
śmiercią. W myślach wołałem: "Nie! Neytiri, słuchaj Jake'a, nie atakuj!".
:P I tu nagle... niespodziewanie... stado młotogłowów. :D To były emocje.
Szkoda, że takich przeżyć można doświadczyć tylko raz, bo później się już
wie... :)
I tu jest problem ludzi, którym Avatar się totalnie nie spodobał. Nie potrafią żyć chwilą, ciągle myślą o tym co będzie. A zawsze myśląc o przyszłości traci się całą teraźniejszość, czyli całe życie ;)
Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale ja za Avatara mogłabym paść na kolana przed Cameronem i mu buty całować. Bo Avatar to film o którym nie muszę nic mówić. Każdy widzi jaki jest:)
Ja też się podłączę.
Nic tu dawno nie pisałem, bo też nie widziałem sensu. :)
Naprawdę wielki pokłon należy się za zastosowanie nowych technologii i wykreowanie takiego świata. Film faktycznie może być trochę przewidywalny, ale też sam się dałem w pewnym momencie porwać i zapomniałem o tym co było nieuniknione w drugiej części filmu. Zakończenie też jest mniej przewidywalne niż można by się spodziewać. Dlatego 10/10.
Pięknie powiedziane, chociaż zgadam się z LukeR87 co do przewidywalnej fabuły(Ja też zapomniałem o wszystkim innym, kiedy Neytiri uczyła Jake'a kultury Na'vi). Moim zdaniem film jest po prostu idealny, sprostał moim oczekiwaniom, a po obietnicach Camerona ustawiłem mu BARDZO wysoką poprzeczkę(tj. oczekiwałem od niego filmu na 10/10) i film sprostał moim wymaganiom z nawiązką razy 10(zresztą to dla Avatara zarejestrowałem się na Filmwebie;). Co do samego Camerona oczekuję od tej pory samych takich filmów.
Poza tym ja również witam wszystkich jako, że jest to również mój pierwszy post.
Ja też zarejestrowałem się na Filmwebie przez Avatara bo film praktycznie przykleja do fotela aż ma się ochotę zostać w kinie do ostatniego napisu (a nóż coś jeszcze się na koniec zobaczy, choćby jakąś migawkę). Ale przyznacie, że jeśli ktoś już oglądał 66 części Rambo, 102 części Van Damme'a i x razy Seagal'a to oglądając scenę bitewną gdy Neytiri stoi za drzewem i chce strzelić nasówa się refleksja: no tak klasyczna akcja - bohater prawie zginął więc zaraz nadciągnie przysłowiowa kawaleria - jak w prawdziwym westernie...
Ale przyznaję, że gdyby nawet film nie miał żadnej logicznej fabuły tylko luźne odosobnione wątki to i tak byłby arcydziełem!!!
Nawet tak nie mów, bo zaraz nadciągnie tu ekipa anty-fanów-misjonarzy, którzy będą Cię próbowali zbawić, a Twoje ostatnie zdanie skomentują "no właśnie! nic ponad efekty specjalne, przesłanie jak w bajce dla dzieci!" ;]
Ale ja moja droga naprawdę uważam że Cameronowi zabrakło czasu na dopracowanie fabuły w tym filmie - dla miłośników ambitnego kina może to być tylko "bajka dla dzieci". Mimo to przesłanie jest bardzo czytelne co sprawia że uważam film za arcydzieło