Czy tylko mnie się wydaje, że fabuła Avatara jest identyczna do tej z Atlantydy? Grupa poszukiwaczy trafia na nieznane dotąd ziemie, żeby zdobyć drogi surowiec, jednak jego wydobycie kosztuje życie tubylców. Jeden z przybyszy sprzeciwia się swojej grupie, bo zakochuje się w córce wodza, która też zaczyna coś do niego czuć. Nawet wątek z ojcem jest identyczny - najpierw sprzeciwia się grupie i nie chce miec z nią nic wspólnego, to samo, jeśli chodzi o tego jednego "dobrego", który zabiega o względy córki, żeby podczas śmierci jednak przekonać się do niego.
Przykładów tego podobieństwa jest multum i szczerze już ich nie pamiętam, bo Avatara oglądałam już dawno, mogłam coś przekręcić, za co przepraszam, jednak oglądając Atlantydę byłam oszołomiona faktem, że te filmy są niemal identyczne pod względem fabuły. Zapraszam do dzielenia się swoimi wrażeniami :)
Zapomniałam dodać, że nawet maszyny w Atlantydzie uruchamiało się poprzez połączenie ze swoim kryształem, co w Avatarze twórcy zmienili na wielkie ptak-smoko-dinozaury (nie pamiętam nazwy), z którymi łączyło się za pomocą włosów.