Przed tym jak wybrałem się do kina naczytałem się opinii że to kicha i że nie warto i że rozczarowuje net pełny takich opinii i tu nagle znajomi do mnie dzwonią i mówią mi że zarezerwowali bilety na Avatara i że idę z nimi do kina koniec kropka. Zaczęło się zabawnie pan z Multikina nie mógł znaleźć naszej rezerwacji a potem z uśmiechem na twarzy stwierdził że w tej właśnie sali zepsuła się klimatyzacja i jest 16 stopni i jak chce to mogę iść jak nie w dowolnym tłumaczeniu pocałujcie ITI w pompkę ;).
Zdecydowaliśmy się wygrał fakt że znajomi mogli zostawić swoją 5 miesięczną pociechę i mieli wolny wieczór.
dostałem okulary od miłej pani kino pełne i zaczęło się. Początkowo zwykły wątek zwykła sensacja do momentu gdy Cameron wprowadza nas w baśniowy świat który moim skromnym zdaniem jest rewelacyjny. Miejscami akcja ciągnie się jak flaki z olejem bohaterzy są łopatologicznie określeni i żadnej zagadkowości raczej nie można się spodziewać.
Po amerykańskim kinie wiadomo czego można się spodziewać a happy end wpisany jest tradycyjnie. Ręka w górę kto idąc na ten film spodziewał się tragicznego końca pozwole sobie odpowiedzieć nikt. Ale co z tego że film jest przewidywalny ale moim skromnym zdaniem jest dobry bo historia jednak wciąga uwodzi nas bajkowym otoczeniem i odwołuje się do naszych uczuć. A że rzeczywistość historyczna pokazywała że takie bajki raczej nie zdarzają się choć patrząc na amerykańskie podboje militarna z parudziesięciu lat to zawsze w dupę dostawali :)
Moja subiektywna mocna 8 w skali 10 :)