Zależy jak do tego podejść. Obejrzałem wczoraj razem z całym naszym wesołym zakładem pracy. Recenzja z punktu widzenia nr 1:
- najlepszy film Jamesa Camerona, takich wypasionych specialefektów to jeszcze dotąd nie popełnił myślę (niewiele widziałem filmów Camerona, bo go nie lubię, no może poza Alien II). Film w formacie 3D, ale ja widziałem w 4D, bo wcześniej strzeliłem ze dwie lufy, a może nawet ćwiarę. Najfajniejsze dla mnie było to monumentalne drzewo, a także inne roślinki, wiszące skały, oraz śliczna pani pilot, która niestety zginęła, jak to ma w zwyczaju Michelle Rodriguez czynić w każdym filmie. Bardzo miło spędzony wczorajszy wieczór w towarzystwie Avatara i uroczych koleżanek z pracy.
Recenzja z punktu widzenia nr 2. Lubię filmy o czymś, nie cierpię filmów o niczym. Wizytówką Jamesa Camerona są durne jak but z lewej nogi fabuły . I tym razem Cameron stanął na wysokości zadania. Do oglądania Avatara nie ma najmniejszej potrzeby angażowania ani jednej szarej komórki. Cameron też nie byłby sobą, gdyby nie zakończył filmu czterdziestominutową naparzanką (czyt. sceną batalistyczną, gdzie strzaly i walenie piescia w morde wygrywa z pociskami. Polecam, nie polecam, zalezy co kto lubi.