Ode mnie Avatar dostaje 6. Nie szkolną, a filmwebową.
Efekty- rewelacja, nie ma co kryć. Od strony wizualnej kompletnie nie ma
się do czego przyczepić, do tego przeseksowna Michelle Rodriguez (a może
raczej jej niesamowity głos, który mnie przyprawia o dreszcze)...
Za to niesamowicie zażenował mnie Sam Worthington, jako Jake Sully. Czy
nikt nie widzi, że jego rola jest cholernie kiepska?
Fabuła na 3. Przesłodzone sceny, banalna historyjka, jedynie sprytne
nawiązania do obecnej sytuacji politycznej i pacyfistyczne (może trochę
błahe) przesłanie zasługują na pochwałę. Jak bym to streściła w kilku
słowach... Historia pięknej, niespodziewanej i niezwyciężonej miłości
niepełnosprawnego człowieka i niebieskiego jaszczura, no bo jak to-to
nazwać po ludzku. Love, love, love, jak to śpiewają ostatnio T.Love,
kochajmy się, lubmy się, jak to mawia mój Tata... A może zacznijmy
uprawiać miłość ze zwierzętami?
Jedyne, co czaruje, to świat przedstawiony. Klimat, kolory, stwory,
"rośliny"- wyobraźnia Camerona na 10. Poza tym? Zmarnowany potencjał
filmu, który mógł być czymś więcej niż pożywką dla mas, spragnionych
nowości i efektów 3D, których nie interesuje przesłanie, cała reszta. No
ale czego się spodziewać po człowieku, który nakręcił "Titanica"...
Wyszłam z kina oczarowana, to prawda. Wszystko przez niesamowite efekty
w 3D, dzięki którym można było poczuć się jak w środku wydarzeń. Jednak
na drugi dzień po przebudzeniu stwierdziłam, że łyknęłam bajkę dla
dużych dzieci. Za to szacunek dla Camerona, że udało mu się pomysłowo
odwrócić uwagę od mankamentów Avatara przez skupienie uwagi widza na
świeżości, czyli dość fascynującym świecie jego wyobraźni. Z czystym
sumieniem wystawiam Avatarowi 6, mogę się nawet zgodzić, że jest pewnym
przełomem w kinematografii. Jednak jeśli chodzi o to, co film powinien z
sobą nieść, bardzo, bardzo się zawiodłam. I nie mogę już słuchać
fascynatów niebieskich stworków, którzy masowo uczą się języka Na'vi i
chodzą po 5 razy do kina na ten film, w łagodniejszych przypadkach po
prostu na siłę starają się przekonać mnie do tego, że to ARCYDZIEŁO. To
nie jest arcydzieło, i nie mydlijcie mi statystykami. To jest po prostu
marna bajeczka z kiepskim przekazem i zaje..stymi efektami. Pozdrawiam
obiektywnych.
"Za to niesamowicie zażenował mnie Sam Worthington, jako Jake Sully. Czy
nikt nie widzi, że jego rola jest cholernie kiepska? "
Wielu ludzi mówi, że ta rola im się podobała. Można zapytać ciebie, czy (dlaczego) ty tego nie widzisz?
"Historia pięknej, niespodziewanej i niezwyciężonej miłości
niepełnosprawnego człowieka i niebieskiego jaszczura, no bo jak to-to
nazwać po ludzku."
Ja bym tego po ludzku nie nazwał jaszczurem.
"A może zacznijmy
uprawiać miłość ze zwierzętami? "
Dlaczego? Skąd takie pytanie?
"Jednak jeśli chodzi o to, co film powinien z
sobą nieść, bardzo, bardzo się zawiodłam."
Co film powinien z sobą nieść?
"I nie mogę już słuchać
fascynatów niebieskich stworków, którzy masowo uczą się języka Na'vi i
chodzą po 5 razy do kina na ten film, w łagodniejszych przypadkach po
prostu na siłę starają się przekonać mnie do tego, że to ARCYDZIEŁO."
Gdzie wciąż słyszysz takich ludzi?
"Pozdrawiam
obiektywnych."
Czy chciałaś tym pozdrowieniem zasugerować, że twoja opinia o filmie była obiektywna?
Widzę, że ktoś tu dziś straszną rozpierduchę :)
Limokaa uważaj Twój wielbiciel gdzieś tu krąży w pobliżu :P
"Człowiek to trzcina, ale trzcina myśląca". Zgadzam się, że z biologicznego punktu ludzie to zwierzęta, ale mamy coś więcej niż tylko instynkt. Chociaż patrząc tu na nie które wypowiedzi, śmiem twierdzić, iż ewolucja minęła ich autorów. Zdarza się też, że ludzie są gorsi niż zwierzęta i to boli ;( Lecz Na'vi to tak jak człowiek, ten sam rodzaj czy rodzina (nie pamiętam jak tam systematyka leciała), ale skoro wszystko to zwierzęta (z punktu biologicznego) to nie rozumiem o co chodziło autorce tematu, bo wygląda na to, że seks człowieka z człowiekiem to seks zwierząt, a w filmie było zbliżenie między osobnikami tego samego gatunku, anie człowieka i Na'vi, więc o co kaman?
"w filmie było zbliżenie między osobnikami tego samego gatunku, anie człowieka i Na'vi, więc o co kaman?"
No właśnie gdzie tam był sex ludzi z e zwierzętami,cos jej sie chyba pomyliło...
"Za to niesamowicie zażenował mnie Sam Worthington, jako Jake Sully. Czy
nikt nie widzi, że jego rola jest cholernie kiepska? "
Wielu ludzi mówi, że ta rola im się podobała. Można zapytać ciebie, czy
(dlaczego) ty tego nie widzisz?
Czuję się dość kompetentna, żeby ocenić jego rolę. Nie wiem, czy
patrzysz na niego pod kątem urody, czy pod kątem kunsztu aktorskiego.
Aktor z niego marny, zdaniem wielu znajomych filmoznawców. Naprawdę
podejmujesz się to podważyć, za argument podając "wielu ludzi"? Wielu
ludzi może oglądać nałogowo Esmeraldę lub zachwycać się rzemiosłem braci
Mroczek i Kasi Cichopek. Jednak ludzie, którzy się znają (podkreślam),
mogą jedynie się w tym momencie zaśmiać z rezygnacją.
"Historia pięknej, niespodziewanej i niezwyciężonej miłości
niepełnosprawnego człowieka i niebieskiego jaszczura, no bo jak to-to
nazwać po ludzku."
Ja bym tego po ludzku nie nazwał jaszczurem.
No ok, a jak byś to nazwał? Mogę ewentualnie zmienić słowo "jaszczur" na
niebieskie nie wiadomo co z ogonem i kropkami na ciele. Faktycznie, jak
polemizować to ze wszystkim, byle polemizować?
"A może zacznijmy
uprawiać miłość ze zwierzętami? "
Dlaczego? Skąd takie pytanie?
Pytanie stąd, że usiłuję dopatrzyć się sensu w tej cukierkowej historii
o człowieku i nie-wiadomo-czym. Nie płaczę za stworkami, które nie
istnieją i nie rozumiem miłości między kosmitą a Ziemianinem, wybaczysz?
...
"Jednak jeśli chodzi o to, co film powinien z
sobą nieść, bardzo, bardzo się zawiodłam."
Co film powinien z sobą nieść?
Przekaz, przesłanie, wartość artystyczną, nie tylko wizualną- jeżeli
mówimy o filmie godnym miana ARCYDZIEŁA.
"I nie mogę już słuchać
fascynatów niebieskich stworków, którzy masowo uczą się języka Na'vi i
chodzą po 5 razy do kina na ten film, w łagodniejszych przypadkach po
prostu na siłę starają się przekonać mnie do tego, że to ARCYDZIEŁO."
Gdzie wciąż słyszysz takich ludzi?
Słyszę ich choćby w pociągu, którym mam pecha codziennie podróżować.
Starczy?
"Pozdrawiam
obiektywnych."
Czy chciałaś tym pozdrowieniem zasugerować, że twoja opinia o filmie
była obiektywna?
Owszem- powtórzę, czuję się w miarę kompetentna, żeby ocenić ten film.
Nie jestem jednym z połykaczy seriali pt. 39 i pół, czy Klub szalonych
dziewic. Mam wykształcenie, które pozwala mi na jego obiektywną ocenę. I
brzmi ona dokładnie tak, jak powyżej- z subiektywnymi wstawkami, które
nie mają wpływu na całokształt.
Dziwne zadajesz pytania, jeśli chcesz podważyć moją wypowiedź, musisz
zwrócić uwagę na konkrety, a nie na pierdypały. Big Up
"Czuję się dość kompetentna, żeby ocenić jego rolę. Nie wiem, czy
patrzysz na niego pod kątem urody, czy pod kątem kunsztu aktorskiego.
Aktor z niego marny, zdaniem wielu znajomych filmoznawców. Naprawdę
podejmujesz się to podważyć, za argument podając "wielu ludzi"?"
A co to za argument "zdaniem wielu znajomych filmowców"? Może "ludzie", o których pisałem, to moi znajomi filmowcy? I wielu mówi, że koleś jest całkiem w porządku. Co teraz?
"No ok, a jak byś to nazwał? Mogę ewentualnie zmienić słowo "jaszczur" na
niebieskie nie wiadomo co z ogonem i kropkami na ciele. Faktycznie, jak
polemizować to ze wszystkim, byle polemizować?"
Cóż, to pokazuje tylko, jak strasznie ubogą masz wyobraźnię. Nieco to kontrastuje z tym podkreślaniem posiadania kompetencji do oceny takiego filmu...
"Pytanie stąd, że usiłuję dopatrzyć się sensu w tej cukierkowej historii
o człowieku i nie-wiadomo-czym. Nie płaczę za stworkami, które nie
istnieją i nie rozumiem miłości między kosmitą a Ziemianinem, wybaczysz? "
Wybaczę. Pisałem wyżej o wyobraźni, zdarza się. I znów te legendarne kompetencje, w świetle takich słów, wydają się cokolwiek podejrzane. W tym miejscu można by się też zastanowić, dlaczego w ogóle próbujesz "obiektywnie" ocenić film, który wyraźnie jest nie z twojej bajki. Ja np. zupełnie nie czaję musicali, nie mogę dopatrzeć się w nich sensu itd., ale w związku z tym nie wystawiam im opinii, bo logika podpowiada, że to bez sensu.
"Przekaz, przesłanie, wartość artystyczną, nie tylko wizualną- jeżeli
mówimy o filmie godnym miana ARCYDZIEŁA. "
Czyli rzeczy zupełnie niemierzalne, sprowadzające się i tak do tego, czy się ludziom film podobał, czy nie. Inna rzecz, że wrzucanie wszystkiego do jednego worka też jest raczej ryzykowne (sorry, ale muszę znów przypomnieć o tych kompetencjach). Są filmy uznawane np. za arcydzieła horroru, w których chyba trudno doszukiwać się przekazu, przesłania czy nadzwyczajnej wartości artystycznej...
"Słyszę ich choćby w pociągu, którym mam pecha codziennie podróżować.
Starczy? "
Tzn. jeździsz pociągiem i ciągle słyszysz wokół siebie maniakalnych fanów filmu gadających po na'vijskiemu, którzy siłą próbują cię przekonać, że Avatar to arcydzieło. Okeeeeeej. A budzisz się chociaż na dobrej stacji?
"Owszem- powtórzę, czuję się w miarę kompetentna, żeby ocenić ten film. "
W świetle tego, co pisałaś wyżej, zupełnie się z tym nie zgadzam, nie wnikając w przyczyny i nie licytując się tym, kto jaką uczelnię skończył i jakie seriale ogląda.
"pozwala mi na jego obiektywną ocenę. I
brzmi ona dokładnie tak, jak powyżej- z subiektywnymi wstawkami, które
nie mają wpływu na całokształt. "
Ty to piszesz na poważnie? Przeczytaj to może na głos sobie, bo to jakiś absurd jest, z całym szacunkiem.
"A co to za argument "zdaniem wielu znajomych filmowców"? Może "ludzie",
o których pisałem, to moi znajomi filmowcy? I wielu mówi, że koleś jest
całkiem w porządku. Co teraz?"
Co teraz? A teraz popełnię harakiri z żalu nad moją mizernością
umysłową.
A na poważnie, porównujesz KOMPETENCJE :D filmoZNAWCÓW i filmowców- ok,
nic dodać, nic ująć.
"Cóż, to pokazuje tylko, jak strasznie ubogą masz wyobraźnię. Nieco to
kontrastuje z tym podkreślaniem posiadania kompetencji do oceny takiego
filmu..."
Jeśli moja próba chłodnego zdefiniowania niebieskiego stwora, na punkcie
którego trwa teraz światowa histeria, jest dla Ciebie brakiem wyobraźni-
również nie mamy o czym rozmawiać.
"Wybaczę. Pisałem wyżej o wyobraźni, zdarza się. I znów te legendarne
kompetencje, w świetle takich słów, wydają się cokolwiek podejrzane. W
tym miejscu można by się też zastanowić, dlaczego w ogóle próbujesz
"obiektywnie" ocenić film, który wyraźnie jest nie z twojej bajki. Ja
np. zupełnie nie czaję musicali, nie mogę dopatrzeć się w nich sensu
itd., ale w związku z tym nie wystawiam im opinii, bo logika podpowiada,
że to bez sensu."
O, dzięki, już myślałam, że nie wybaczysz :D Jeśli Ty rozumiesz miłość
pomiędzy niebieskim stworzeniem a człowiekiem, czy też np. pomiędzy psem
i kwiatkiem, to naprawdę nie wmawiaj mi, że wszystko w porządku. I nie
wiem co do tego mają moje "legendarne kompetencje". Lubię bądź toleruję
SF w różnej postaci. Co nie znaczy, że rozumiem ten dziki szał na
punkcie mdłego i bardzo nowoamerykaszańskiego AVATARA. Nie uważam, że
bez sensu jest uargumentowana krytyka filmu, który większość (ale cóż to
za większość?!) uważa za arcydzieło. Nie, powtarzam jeszcze raz, teraz
konkretnie do Ciebie, fana Avatara: to nie jest arcydzieło! :-) Czemu?
Bo arcydzieło jest przeciwieństwem kiczu, a ten film jest kiczu
najznakomitszym przykładem.
"Czyli rzeczy zupełnie niemierzalne, sprowadzające się i tak do tego,
czy się ludziom film podobał, czy nie. Inna rzecz, że wrzucanie
wszystkiego do jednego worka też jest raczej ryzykowne (sorry, ale muszę
znów przypomnieć o tych kompetencjach). Są filmy uznawane np. za
arcydzieła horroru, w których chyba trudno doszukiwać się przekazu,
przesłania czy nadzwyczajnej wartości artystycznej..."
Jeśli patrzeć pod kątem SF (o ile tak to klasyfikujesz, bo może inaczej?
), Avatar również nie byłby na pierwszym miejscu. Ale mniejsza o to. Czy
ja wrzucam wszystko do jednego worka? Gdzie? A przesłanie, wartość
artystyczna, przekaz, to rzeczy zdecydowanie definiowalne, a czy
mierzalne? Oczywiście. Gdyby wszystko było subiektywne, po cóż szkoły,
książki, teorie, po co nauka?
"Tzn. jeździsz pociągiem i ciągle słyszysz wokół siebie maniakalnych
fanów filmu gadających po na'vijskiemu, którzy siłą próbują cię
przekonać, że Avatar to arcydzieło. Okeeeeeej. A budzisz się chociaż na
dobrej stacji?"
Jeśli tak bardzo Ci przeszkadza, że jeżdżę pociągiem i mam okazję
wysłuchiwać srania żalem fanów Avatara po gali Oscarowej, i ich
refleksji po seansie nad GŁĘBIĄ i wartością tego tworu, to faktycznie
coś tu nie gra. Mój przystanek jest w porządku, ale co do Twojego
zaczynam mieć wątpliwości.
"W świetle tego, co pisałaś wyżej, zupełnie się z tym nie zgadzam, nie
wnikając w przyczyny i nie licytując się tym, kto jaką uczelnię skończył
i jakie seriale ogląda."
Uczelnia niekoniecznie, jednak seriale bardzo wiele mówią o
intelekcie... Co zresztą można z łatwością dostrzec na codzień :-)
""pozwala mi na jego obiektywną ocenę. I
brzmi ona dokładnie tak, jak powyżej- z subiektywnymi wstawkami, które
nie mają wpływu na całokształt. "
Ty to piszesz na poważnie? Przeczytaj to może na głos sobie, bo to jakiś
absurd jest, z całym szacunkiem."
Aż się zaśmiałam :D którego wyraz nie zrozumiałeś? Mam to napisać w
języku Na'vi? :P
Zamiast mnie przekonywać do filmu, coraz bardziej mi pokazujesz, jak
zaślepieni i zdesperowani mogą być jego fani. O czym zresztą świadczą
depresje i samobójstwa z powodu nieistnienia Pandory, hehe...
No proszę, raptem dwa - trzy posty i już wyszedł z ciebie cały ten obiektywizm i intelektualna przewaga koneserki "ambitnych seriali". Szybko.
"A na poważnie, porównujesz KOMPETENCJE :D filmoZNAWCÓW i filmowców- ok,
nic dodać, nic ująć. "
Śmiechu warte. To jest ta "głęboka myśl"? Pomyliłem się przy pisaniu. Miało być "filmoznawców". Teraz możesz śmiało dodawać, czekam.
"Jeśli moja próba chłodnego zdefiniowania niebieskiego stwora, na punkcie
którego trwa teraz światowa histeria, jest dla Ciebie brakiem wyobraźni-
również nie mamy o czym rozmawiać. "
A o czym mamy rozmawiać, skoro brakuje ci wyobraźni? Jeśli to miała być twoja próba "chłodnego zdefiniowania", to przypomina rysunek mamy i taty w wykonaniu dziecka z przedszkola. Pewnie jesteś z siebie dumna:D
"Co nie znaczy, że rozumiem ten dziki szał na
punkcie mdłego i bardzo nowoamerykaszańskiego AVATARA."
Ojej, no hardkor. Za to niemdłej i bardzo nienowoamerykaszańskiej Alicji dajesz 10/10. Ciekawym, jaki tam przekaz zawarte, cóż za przesłanie, jakież walory artystyczne, w czym tkwi niebanalność historii i czy dziwacznych bohaterów też nazwałaś "jaszczurami", a po seansie miałaś ochotę na miłość ze zdeformowanymi bliźniakami cierpiącymi na zespół Downa. Ani chybi, że tak, w końcu po ocenie sądząc - to arcydzieło.
Swoją drogą - wzięłaś mnie za fana Avatara, bo nie zgadzam się z twoją opinią? Poważny błąd, piszę z zupełnie innego powodu, który tak kompetentna osoba powinna bez trudu dojrzeć.
"A przesłanie, wartość
artystyczna, przekaz, to rzeczy zdecydowanie definiowalne, a czy
mierzalne? Oczywiście. Gdyby wszystko było subiektywne, po cóż szkoły,
książki, teorie, po co nauka?"
Subiektywne odczucia ludzi są dla ciebie mierzalne? Jak jakieś jabłka czy inne pyrki? Rany, ty naprawdę jesteś jakimś ewenementem (chociaż obiektywnej opinii popartej subiektywnymi odczuciami, które jednak na ową opinię nie mają wpływu nie przebiłaś).
"Czy
ja wrzucam wszystko do jednego worka? Gdzie?"
Chciałoby się odpowiedzieć, że w... Ale cóż, znowu trzeba wyjaśniać schematem. Otóż oczekujesz, że każdy film będzie miał, cytuję: "Przekaz, przesłanie, wartość artystyczną, nie tylko wizualną- jeżeli
mówimy o filmie godnym miana ARCYDZIEŁA." Co jest oczywiście bzdurą. Podałem jasny przykład, ale oczywiście go zignorowałaś, bo ci nie pasował do koncepcji.
"Jeśli tak bardzo Ci przeszkadza, że jeżdżę pociągiem i mam okazję
wysłuchiwać srania żalem fanów Avatara po gali Oscarowej, i ich
refleksji po seansie nad GŁĘBIĄ i wartością tego tworu, to faktycznie
coś tu nie gra."
Nic nie rozumiesz:( Ja mam to gdzieś, po prostu pisząc takie rzeczy, i jeszcze się przy nich upierając, robisz z siebie idiotkę. Jeszcze napisz, że w każdym przedziale siedzi przynajmniej jeden koleś pomalowany na niebiesko, wtedy już wszyscy ci uwierzymy.
"Uczelnia niekoniecznie, jednak seriale bardzo wiele mówią o
intelekcie..."
Przezornie nie podajesz tych, które oglądasz. Mądry ruch z twojej strony.
"Aż się zaśmiałam :D którego wyraz nie zrozumiałeś? Mam to napisać w
języku Na'vi? :P "
Znów zero logicznego myślenia i czytania ze zrozumieniem:( I gdzie ten intelekt? Wyjaśnienie tej arcytrudnej zagadki podałem już wyżej, więc nie będę go powtarzał, liczę, że dasz sobie radę.
"Zamiast mnie przekonywać do filmu,"
A po kiego grzyba? Nie mam najmniejszego zamiaru ani ochoty do czegokolwiek cię przekonywać a twoje zdanie o filmie naprawdę w ogóle mnie nie interesuje.
"coraz bardziej mi pokazujesz, jak
zaślepieni i zdesperowani mogą być jego fani."
Jesteś prosta jak nie powiem co:D Gdzie ja ci napisałem, że jestem fanem tego filmu czy uważam go za arcydzieło? Ergo - jakim cudem mogę być zaślepiony czy zdesperowany? W czym to się przejawia według ciebie? :D
Jeśli już, to ty masz klapki na oczach i myślenie zaburzone żółcią, a ta kiepsko tajona nienawiść do filmu jest dużo bardziej niezdrowa, niż najgłupsze nawet wątki fanów o miłości do Neytiri.
"O czym zresztą świadczą
depresje i samobójstwa z powodu nieistnienia Pandory, hehe..."
Ile było tych samobójstw? Jakieś dane posiadasz na ten temat, hehe? Śmiało.
"kiepsko tajona nienawiść do filmu" a to się uśmiałem. Zaraz wyskoczysz z jakąś spiskową teorią dziejów :]
A co tu takiego dziwnego? Klasyka. Na początku "obiektywna, kompetentna opinia", chwilę później "sranie żalem, zaślepienie i tępe masy oglądające puste seriale" i zafiksowanie na celu. Jak z podręcznika, z niczym nie trzeba tu wyskakiwać.
Plus oczekiwanie "przekonywania do filmu" w sytuacji, gdy wystawiła ocenę 6 - zatem pozytywną. Schemat jest zawsze ten sam.
"Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest
tylu Idiotów."
Stanisław
Więcej Ci nie odpiszę, bo mi się nie chce :D i nie chcę Ci okazać braku
szacunku jak Ty mi, z tej swojej bezsilnej złości :)
Sama sobie nie okazujesz szacunku nie używając mózgu w celach, do których został stworzony. I za co miałbym być na ciebie zły? Wiem, że natury nie oszukasz.
"Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest
tylu Idiotów."
Stanisław Lem
Właśnie sęk w tym, że nie oglądam seriali :P, widzę i rozumiem pewne
medialne i filmowe mechanizmy, o których Ty nie masz pojęcia. A nienawiść
do filmu, heheh, cóż, wyczuwam zalążek (o ile to jeszcze zalążek)
schizofrenii :P walcz z tym, chłopie (?) ;), a jad w Tobie aż kipi, upuść
troszkę na neutralnym gruncie :P chyba, że to właśnie filmweb pomaga Ci się
wyżyć, skoncentrować przed codzienną batalią ze swoimi nerwami w świecie
rzeczywistym :P czy może jesteś takim no-lifem sprzed monitora? dobra,
koniec z diagnozą, ją powinien Ci wystawić lekarz ;)
Więcej Ci nie odpiszę, bo mi się nie chce, znajdź sobie innego partnera do
jałowych dyskusji :D mam swoje zdanie, znam swoją wartość- a Ty każdym
postem udowadniasz swoje kompleksy :-)
Pozdro i, jak to mówią, karaluchy pod poduchy
Ble ble ble. Tyle mniej więcej powiedziałaś, plus parę rzeczy rodem z piaskownicy i obowiązkowa głęboka psychoanaliza. Na tyle wystarczyło ci tych kompetencji, znajomych filmoznawców i wysokiego intelektu. Cieszę się bardzo, że znasz swoją wartość, chociaż powinna być na metce, więc w razie czego możesz sprawdzić.
Heh, kolejny z metra cięty mędrzec, przekonany, że jest jedyny w swoim rodzaju. I jak każdy wykłada na najprostszym, logicznym rozumowaniu, nie potrafiąc - to już smutne - wytłumaczyć nawet własnych słów.
Ależ się przejęłam twoimi pseudoanalitycznymi wywodami, oj chyba nie zasnę
tydzień :P ale naprawdę dość tego chromolenia o dupie maryni, ja mam swoje
ciekawe życie, a to że ty masz tylko internet, średnio mnie rusza :P
Już trzeci chyba raz się ze mną "żegnasz". Masz jakiś problem? A te gadki rodem z piaskownicy i ach jak przefajne emotki naprawdę mam gdzieś, możesz się produkować do woli. To co, jak nie chcesz gadać o dupie Maryni, to może się ustosunkujesz do konkretnych argumentów i pytań? Było ich trochę, możesz wybierać. Może opowiesz o Alicji, albo o samobójstwach? Jesteś jeszcze kompetentna, czy może pędzisz właśnie na spotkanie ze swoimi znajomymi słitaśnymi filmoznawcami?
StreetSamuraj, byłeś takim opanowanym gościem, jeden krótki post dwa razy w tygodniu i tyle, a tu na koniec kiedy forum dogorywa nagle szarpiesz się na dyskusję z z jakimś idiotą... Co się stało? :)
Z całym szacunkiem, o ile przestałem dyskutować nt. Avatara (nie ma sensu powtarzać się 30 razy dziennie), tak tylko spytam z czystej ciekawości:
Alicja i Król Lew, co w nich jest takiego niezwykłego ? Rozumiem, że Króla Lwa można szanować z sentymentu młodości, ale nowy film Burtona jest strasznie przeciętny i chyba najgorszy od czasu Planety Małp, bardzo mnie to dręczy (wybacz za wścibskość).
Autorka bardzo starła się udawać kogoś kim nie jest.
Niestety jej to nie wyszło za bardzo.
Zgadzam się w całości z opisem jw, jednak... zdjęcia naprawde super. Film ogłonie niestety nie zachwycił, bo tez nie miał czym. Sądzę, iż szybko odejdzie do lamusa. Ocena 5/10
Znacznie lepszy jest THL, ale to zupełnie inne kino. Dla mnie 8/10, choć i mankamenty dały się zauważyć.
Pozdrawiam!
"Sądzę, iż szybko odejdzie do lamusa."
Ten zakład mogę przyjąć.
A co o Hurt Locker ?
http://www.strefabiznesu.pomorska.pl/artykul/smierc-w-rekach-czyli-hurt-locker-w edlug-saperow-z-chelmna-32333.html
Napisali że film nijak się ma do rzeczywistości. Buahaha. To avek dopiero realny. Weź nie wyskakuj z takimi textami bo się ośmieszasz [czekam na odwet fanatyka]
"Avatar mnie zawiódł"
Fajnie, że to napisałaś, bo już traciłem wiarę, że ktoś w sposób
normalny może skrytykować ten film :D. Z reguły są to kompromitujące
opinie typu "gniioooot!!! 1/10, autor np: superBamberManga95" co mnie
zawsze cholernie denerwowało. Wracając do Avatara, to wydaje mi się, że
jestem wyczulony na dialogową tandetę, nic jednak w tym filmie nie
wyłowiłem takiego fatalnego. Rola Worringtona była dość oszczędna jak na
mój gust ale chmmm...dawała radę w konwencji. Chyba jest tak, że albo
się go lubi albo nie. Przyczepiłbym się za to do pułkownika Quaritcha -
moim zdaniem jego postać komiksowo przerysowana i przeeksponowana,
chociaż zagrał poprawnie. Poza tym nie odczułem większych potknięć w
Avatarze, na szczęście nie było też żadnego fatalnego tekstu, który by
totalnie zniesmaczył film. Film wydawał mi sie spójny i dobrze
przemyślany.
Zainteresowało mnie to co napisałaś odnośnie tego, że jak wyszłaś z kina
to byłaś pod wpływem czaru filmu. Jak się obudziłaś, wyczułaś wszystkie
jego braki i poczułaś niechęć. Ktoś gdzieś napisał coś i mi się to
spodobało - że aby oglądać Awatara, "trzeba wyłączyć myślenie i
przyjmować go tylko takim jaki jest" - całościowo i na gorąco. Do tego
nie ma lepszego sposobu aby się do niego zniechęcić, niż rozebrać go na
części i analizować pod kątem banalności fabuły, wtórności scenariusza
itd. Mi się film bardzo podobał...i nie przestał podobać. Fabuła mi nie
komplikowała oglądania. Wręcz przeciwnie, bo moim zdaniem główną zaletą
filmu jest dobre wyważenie proporcji, między tym co musi być powiedziane
a tym co pokazane. Najwidoczniej potrzebujesz po prostu czegoś innego,
albo inaczej podanego, żeby poczuć pełną satysfakcję.
Punk dla Ciebie, ze nie zaczęłaś od "kiiicz!!! 1/10 !!!" , tylko dałaś
normalną opinię. :)