Aby moj poglad byl bardziej modny i szokujacy poowinien byc sprzeczny ze zdaniem wiekszosci. Jedynie wtedy osiagne poczucie, ze opinia jest obiektywna i jedyna sluszna, a ja jako autor wzbijam sie ponad "ciemna mase" i wszystkich tych kretynow ktorzy kracza jak wrony. Ja jako jedyny, a jednak sposrod tysiecy mi podobnych wpadam na pomysl sprzeciwienia sie wiekszosciowej opinii ogolu i zakladam dziesiatki kont by upewnic samego siebie, ze kazde z moich wcielen popiera moje zdanie i zaden klik nie chybi jedynki przy ocenianiu tego gniota bez muzyki, bez fabuly, gry aktorskiej, bez obrazu... Jestem przeciez krytykiem filmowym, widzialem wiecej obrazow filmowych niz niejeden sasiad w mojej wsi co pozwala mi obiektywnie diagnozowac stan inteligencji ludzi pozostajacych w konflikcie z moim gustem. Musze nadmienic, ze widzialem "Ojca chrzestnego" wiec moje zdanie jak najbardziej sie liczy, a znajomosc obu filmow, o ktorych pisze pozwala mi stwiedzic, ze nie widze miedzy nimi zadnych podobienstw- dlatego wlasnie warto wspomniec o "Ojcu..." a nastepnie oba filmy porownac, by lepiej zobrazowac czego nie ma w avatarze.
W swej wszechwiedzy stwierdzam krotko, ze gra aktorska byla beznadziejna. To tyle w tej gestii. Nie moge powiedziec wiecej, bo gdybym chcial rozwinac watek musialbym powiedziec, ze pani Weaver zagrala calkiem dobrze, a Neytiri choc w sporej czesci animowana komputerowo byla niesamowicie realistyczna. Reszta aktorow porprostu sie nie wyrozniala, ale zagrala przyzwoicie.
Muzyka oczywiscie kicz i zenada, bo nie pamietam, zadnego kawalka z filmu. Poprostu szkoda slow i to rowniez tyle, istota wszechwiedzaca- w tym wypadku ja, nie musi sie tlumaczyc ze swoich pogladow, ciemna masa i tak nie zrozujmie... moglbym w sumie powiedziec, ze gdyby pod Avatara podlozyc sciezke Klausa Badelta z "Wehikulu czasu" film wieleby zyskal, ale przeciez i tak nic nie uratuje tego gniota przed ocena, ktora zaraz wszystkich zaszokuje, bo nie jest ona zapewne ciemnej masie znana od pierwszych slow mojego posta...
Efekty specjalne- tutaj jestem ekspertem! DO-BA-NI. To wszystko tlumaczy. Poprostu obejzalem caly film i nie widzialem ani jednego. Oszukali mnie w tym filmie nie ma efektow, wszystko wyglada naturalnie, wiec gdzie te obiecane efekty. Uzyje teraz zaporzycenia z jezyka trolleckiego by podkreslic jak bardzo zawiedziono moje oczekiwania: "zal.pl"
Budzet- szkoda slow, a tyle dzieci gloduje w afryce... dopiero ogrom tej liczby przypomnial mi o tej tragedii o ktorej na codzien nie pamietam. Poprostu rozpusta... tak szastac kasa... i jeszcze przez nich wydalem prawie 30 zl na seans, za ktore moglbym nakarmic z 6 osob w barze mlecznym- ten Cameron to szatan, nie szanuje mojej wolnej woli.
Coz podsumowujac film 1/10, bo wyszedlem z kina w ogole o nim nie mysle, nawet przez chwile, wlasciwie to mojego posta na tym forum tez nie ma bo nie mysle o tym filmie, bo taki byl do dupy. A tak w ogole moglbym jeszcze wiele o tym napisac, ale nie mam jak obnizyc oceny. Ogolnie wylamalem sie poza ogol ciemnej masy. Dobrze, ze jest coraz liczniejsza grupa ludzi myslacych dokladnie tak jak ja. Zaraz... czy ja nie tone w morzu wlasnie takich wylamujacych sie indywidualnosci? Zmieniam zdanie! AVATAR 10/10!
W życiu swoim nie przeczytałam takich kretyńskich wypocin. Bardzo jesteś z tego dumne?
Mam jedno pytanie: W jakim języku to napisałoś? Jeśli sądzisz, żeś dowcipne, to masz o sobie zbyt dobre mniemanie. Bardziej chu*jkowe, tak bym to określiła.
Pan mastique swoją strasznie sarkastyczną kpiną z krytyków Avatara trafił niestety kulą w płot. Dlatego tez miało być inteligentnie, wyszło beznadziejnie.
Tak się bowiem składa, że większość rzeczowych zarzutów pod adresem filmu nie dotyczy gry aktorskiej, muzyki, efektów specjalnych czy też budżetu. Ludzi razi po prostu jego infantylna fabuła. A niestety, jeżeli film jest infantylny, to nie może być arcydziełem. Proste jak budowa cepa.
Dlatego też nie rozumiem skąd ów chór podnieconych klakierów.
Są trzy wersje na ten temat (a przynajmniej tyle usłyszałem):
1. Fabuła jest w porządku tylko my (krytycy) jej nie rozumiemy.
2. Fabuła prosta nie znaczy że zła. Na tym filmie dobrze że jest prosta bo
nie chodzi o fabułę, a o efekty i świat. (co się swoją drogą później kłóci
z opiniami "nie o efekty chodzi!")
3. Fabuła zła jest w wielu innych słynnych filmach, ale wy się tej z
Avatara czepiacie bo - patrz opinie autora tematu, albo "Pełne drzewko
postaw".
I troll który pisze od rzeczy świadomy swojej nienormalności nie wiedzący
jakim prawem rządzi się język potoczny.
Do pana Gramin
Krótka krytyka a jak bardzo trafna. Przykładem że świetny film Sci-Fi nie musi opierać się na efektach jest "The Man from Earth", wystarczy dobry scenariusz i zdolny reżyser.
Pan Gramin zawstydzil samego turbodynamomena, trafil kula w plot po trzykroc. Miala byc cieta riposta, wyszlo jak zwykle.
Tak sie bowiem sklada, ze celowo nie napisalem nic o fabule w rozpoczynajacym watek poscie, by podkreslic, ze na celownik biore wlasnie te nierzeczowe opinie o filmie oraz ludzi majacych do powiedzenia wiecej o wspoluzytkownikach forum niz samym filmie. Nieco dalej pisalem takze o rzeczonej fabule- mam na ten temat swoje zdanie, ale nie bronie tutaj avatara. Jesli ktos oczekiwal fabularnego opadu szczeki, jest to jak najbardziej rzeczowy argument 'przeciw'.
Dla rownowagi, dopowiem, ze argumenty fanow( a sam sie za takiego uwazam) tez bywaja smieszne, ale jest ich mniej i rzadziej kipi z nich jad i nienawisc do ludzi prezentujacych odmienne stanowisko.
*maly ekran w kinie
*"niezrozumiales debilu przeslania"
*obnizony prog wrazliwosci
*blablabla
Dla mnie 10/10 bo bylem w kinie juz kilka razy i nadal mnie nie znudzil. Jesli okaze sie za jakis czas, ze regularnie sobie o filmie przypominam i ogladam, to dodam nawet do ulubionych. Nie licz jednak drogi Graminie, ze bede Cie przekonywal i na sile wyprowadzal z "bledu", bo szczerze mowiac nie bardzo mnie obchodzi czy sie ze mna zgadzasz- ja juz film widzialem i mam zdanie, a post ktory Cie tak zdenerwowal, ze pokusiles sie o odpowiedz, mial dopiec "znafcom" z obu frontow potyczek slownych.
Twój post wcale mnie nie zdenerwował. Chyba lekko przeceniasz swoje możliwości ;)
Poza tym zastosowałeś tam jeden z bardziej znanych "tropów retorycznych", mianowicie hiperbolę. Polega to mianowicie na wyolbrzymianiu i przejaskrawianiu opinii przeciwnika w celu udowodnienia własnej tezy. Hiperbola, jak wszystkie tropy, jest niestety wyłącznie tanią sztuczką, a nie merytorycznym uzasadnieniem własnego zdania.
No bo jeżeli zdawałeś sobie sprawę w owych rzeczowych zarzutów, to dlaczego o nich nie wspomniałeś?
Jeżeli zgadzasz się, że fabuła Avatara jest płaska jak naleśnik, to skąd końcowa ocena 10/10?
Jeżeli natomiast uważasz ten zarzut za jeszcze jedno bezpodstawne czepianie się wspaniałego filmu przez pseudointeligentów, to chyba należałoby się jakoś do tego odnieść w owym szalenie "zjadliwym" i jeszcze bardziej i"nteligentnym" poście? Czyż nie?
Jeszcze jedna mała uwaga.
O tym, że przytoczone "argumenty" przeciwko krytykom filmu nie mają żadnej wartości świadczy chociażby to, że w miejsce Avatara można by wstawić dowolny film z dużą ilością efektów specjalnych. Nawet taki totalny gniot jakim był 2012.
Ciemna masa krytykuje film za:
- aktorstwo
- muzykę
- efekty specjalne
- budżet
Więc aby być oryginalny i nie utonąć w owej masie daję filmowi 10/10
Naprawdę szalenie błyskotliwy i niezmiernie rzeczowo przeprowadzony dowód dlaczego 2012 jest arcydziełem :D
"Nawet taki totalny gniot jakim był 2012."
Nie bywam na forum tego filmu wiec nie wiem, za co i od kogo obrywa, nie interesuje sie 2012, chociaz z kina z tego co pamietam wyszedlem rowniez zadowolony. Co do uwielbianego przez Ciebie dystryktu- dla mnie ten film nie rozni sie znacznie od avatara, generalnie w obu ludzie chca cos od obcej rasy i do celu daza po trupach. Ta sama bajka, tyle ze swiat avatara zachwyca a dystrykt niektorzy maja za oknem. Dystrykt moim zdaniem konczy sie happy endem. Glowny bohater pozostaje w ciele obcego mniej lub bardziej szczesliwy- w tym miejscu naprawde az ciezko dojrzec roznice miedzy D9 i Avatarem. Uciskanej przez ludzi rasie udaje sie od nich uwolnic, wiadomo jednak, ze powtorne spotkanie nastapi, niewiadomo jednak jak przebiegnie kolejny kontakt.(do ktorego z filmow pasuje bardziej? sam nie wiem...).
Avatar nie mial plaskiej fabuly. Byla to nieskomplikowana historia rozniaca sie od D9 w bardzo kosmetyczny sposob. Czemu wiec dalem D9 9/10? Bo nie chce mi sie ogladac go kolejny raz czego nie moge powiedziec o avatarze. Wlasciwie o tej nieszczesnej fabule zaczolem myslec pod wplywem tego forum, po seansie nie jest to ten najwazniejszy element filmu o ktorym mysle( a lubie ciekawe historie)- mysle wiec, ze skoro nie mam przemyslen odnosnie fabuly to moge jej wybaczyc przecietnosc i dac ta dyche za elementy ktore odsuwaja sama historie na drugi plan. Poza tym nie oczekuje od filmow, ksiazek czy tez gier, ze zawsze beda opowiadac niesamowita historie, zaskakujaca w najmniej oczekiwanym momencie.
"Naprawdę szalenie błyskotliwy i niezmiernie rzeczowo przeprowadzony dowód dlaczego 2012 jest arcydziełem"
Gdybym rzucal "logYcznymi dowodami" a nie opiniami plynacymi z filmowego gustu parodiowalbym sam siebie.
I nie wciskaj mi, ze obrazam krytykow filmu- w zasadzie nie wydaje mi sie bym obrazil nawet ta grupe, ktora w rzeczywistosci mialem na mysli.
Pzdr!
"Avatar nie mial plaskiej fabuly. Byla to nieskomplikowana historia rozniaca sie od D9 w bardzo kosmetyczny sposob."
Gdyby District 9 różnił się od Avatara wyłącznie kosmetycznie to wyglądałby dokładnie tak, jak to przedstawiłem w poscie poniżej. Byłby po prostu tak koszmarnym obrazem, że nie można by go było zaliczyć nawet do filmów klasy B. Tymczasem jest rewelacyjny.
Co do 2012, to był to jedynie pierwszy z brzegu przykład. Chodzi o to, że twój pierwszy post nie mówi absolutnie niczego ani o krytykach Avatara, ani o samym filmie. Nie wynika z niego, ani dlaczego krytycy nie mają racji, ani dlaczego Avatar jest arcydziełem. Jedyny sensowy przekaz brzmi: "dałem filmowy ocenę 10/10 ponieważ nie chcę być członkiem ciemnej masy indywidualistów". Zaprawdę bardzo głęboka i jeszcze bardziej dogłębnie uzasadniona teza, dlaczego Avatar jest arcydziełem :D
Dlatego też dalej zupełnie nie rozumiem, dlaczego ów nie mówiący absolutnie niczego post wywołał takie podniecenie u gromady klakierów.
No tak... a jak widzę, Madagaskar wg twojej oceny jest arcydziełem. Litości... I Dystrykt 9...
Oczywiście, że w swojej grupie, czyli filmów animowanych Madagaskar 2 jest arcydziełem. Etan Cohen wykonał naprawdę kawał dobrej roboty i w filmie, pomimo że to bajka czuć ów Cohenowski absurdalny humor.
District 9 dostał ocenę trochę na wyrost, ale było to w moim przypadku największe zaskoczenie ubiegłego roku. Kawał naprawdę dobrego kina, które pod płaszczem sf porusza szalenie ważne problemy społeczne.
Avatar natomiast pod płaszczykiem sf daje nam infantylną historyjkę dla ośmiolatków.
Jakoś zupełnie nie rozumiem z czym masz problem?
''Kawał naprawdę dobrego kina, które pod płaszczem sf porusza szalenie ważne problemy społeczne.
Avatar natomiast pod płaszczykiem sf daje nam infantylną historyjkę dla ośmiolatków. ''
Oba filmy dotyczą dokładnie tego samego, są jedynie inaczej wykonane: naturalistyczny obraz kontra utopijny, baśniowy świat. Nie ma nic w Dystrykcie co miałoby większy przekaz poruszający istotniejsze problemy niż Avatar. Śmieszne dla mnie jest pisanie nieraz że Avatar to bajeczka dla dzieci, a Dystrykt 9 to niezwykle poważny film. Tematyka niczym się nie różni. To, że niektórym wydaje się że film jest niezwykle poważny jest spowodowane naturalistycznym płaszczykiem, nic więcej. Historia w Dystrykcie 9 jest banalna, a końcowe sceny są błahe i typowe dla kina sensacyjnego. Gdyby film bardziej pokolorować i zabrać mu brutalność widoczne byłoby rzeczywiste spojrzenie na tą historyjkę.
Sorry, ale jakim cudem film mówiący a apartheidzie, gettach, eksperymentach na innych istotach, traktowaniu ich jak śmieci wyłącznie dlatego, że są inni od nas (groteskowi jak wyrośnięte krewetki) może być banalny?
District 9 to jedna wielka alegoria działań nazistów i segregacji rasowej w RPA.
A co oferuje Avatar? Zgrany do granic możliwości schemat walki szlachetnych dzikusów ze złymi najeźdźcami? Oczywiście z obowiązkowym happy endem (którego nota bene brak w District 9).
Na tej samej zasadzie można powiedzieć:
Jakim cudem film mówiący o kolonizacji świata, zdobywaniu obu ameryk przez
białych, współczesnych wojnach surowcowych, sytuacji Palestyńczyków,
Aborygenów i przesiedlanych Chińczyków, globalizacji, rasizmie,
eksperymentach genetycznych i krzyżowaniu gatunków może być banalny?
Avatar to przecież kilka wielkich alegorii różnych działań ludzkich przez
ostatnie 500 lat.
A co oferuje Dystrykt 9? Zgrany do granic możliwości schemat przybycia
kosmitów na Ziemię, tylko tym razem nie mają już siły zaatakować?
Oczywiście bez klasycznego happy endu (bo to przecież zawsze daje +6 do
niebanalności, patrz Titanic).
Po pierwsze, District 9 zrywa ze schematem w którym obcy przylatujący na Ziemię muszą górować nad nami intelektualnie lub moralnie. W filmie, pomimo iż dysponują od ludzi dużo bardziej zaawansowaną technologią, są przez ziemian traktowani jak bydło. Duży plus za nowatorstwo.
Po drugie, główny bohater nie jest superbohaterem i wzorem do naśladowania przez nastolatków. Na dobrą sprawę jego inteligencja jest lekko poniżej średniej i przez zwyczajną głupotę znalazł się w sytuacji, która go przerasta.
Po trzecie, nie dokonuje żadnych Wielkich Czynów w imię Wielkich Idei. Próbuje jedynie ratować samego siebie.
Cała historia związana z apartheidem i rasizmem toczy się niejako w tle i właśnie na tym polega jej siła oddziaływania. Jest autentyczna i przekonująca, ponieważ autentyczny jest główny bohater. Jest po prostu człowiekiem z krwi i kości, a nie papierowym superbohaterem.
Film mocno mnie więc zaskoczył swoją świeżością. Niekonwencjonalnym podejściem do tematu i - pomimo iż sf - autentycznością.
Gdyby District 9 był zrobiony w stylu Avatara, to główny bohater byłby supeperherosem, który na początku wysługuje się czarnym charakterom i przeprowadza akcję wysiedlania krewetek. W slumsach spotyka jednak ponętną krewetkę w której z wzajemnością się zakochuje (obaj przechodzą metamorfozę w obcego, więc droga otwarta). Odkrywa także przy okazji głębię i piękno krewetkowej kultury, no i na koniec zostaje przywódcą powstania przeciwko potworom z MNU. Oczywiście krewetki wygrywają, odlatują na własną planetę, nasz superbohater zostaje ich przywódcą i wszyscy żyją długo i szczęśliwie.
Zapewniam cię, że gdyby District 9 miał tego typu fabułę nigdy bym nie napisał, że porusza ważne problemy społeczne ;)
Zupełnie tak samo, jak Avatar nie mówi niczego ciekawego o ekologii, kolonizacji, czy globalizacji.
Nikt nie pisze i chyba nie zauważył, że na D9 obcy się zgubili, zostali przez nas zaproszeni wręcz uratowani, dano im miejsce do życia a oni co zrobili? zabijali ludzi, dopuszczali się przestępstw i dzięki temu zdobyli miano krewetek (zupełnie odwrotnie jak na Avatarze). Przez co wywiązała się walka o przetrwanie ludzi na tym terenie bo krewetki mnożyły się gorzej jak pluskwy. Nic więc dziwnego, ze ludzie chcieli się pozbyć tego ścierwa, które nie potrafiło być wdzięcznym za pomoc. Chociaż pokazanie rasy na tyle inteligentnej, aby mogła podróżować w czasoprzestrzeni jako scierwa żywiącego się kocim pokarmem i nie mających zasad moralnych była lekko mówiąc odpychająca i bardzo nieprzyjemna.
W Avatarze chyba nie trzeba nadmieniać, ze to ludzie byli najeźdźcami i to oni zabijali obcych nie na odwrót. Więc kompletnie odwrotna sytuacja. Jednakże D9 porusza problemy jakie są na codzień w RPA a do Avatara ma tyle co piącha do nosa. Zupełnie inne problemy inne postawy obcy/człowiek
W tych filmach podobne było to, że były statki kosmiczne pokazane ze dwa razy, byli ludzie ... tak jak w każdym filmie miłosnym to, ze się kochali, także każdy podobny do drugiego, w sensacyjnych się strzelają i ścigają samochodami.... nie bardzo rozumiem w czym jest problem ... jak zwykle.
Moim zdaniem D9 = Piła X ... horror
Sorry, ale czy ty aby na pewno oglądałeś film pt. District 9? Może ci się coś pomyliło?
Gdzie i kiedy krewetki zabijały ludzi i dopuszczały się przestępstw (pomijając samoobronę)?
No i o jakiej walce o przetrwanie ludzi mówisz?
Aż mi się w głowie nie mieści jak można aż tak nie zrozumieć fabuły filmu?
No właśnie, krewetki nikogo nie zabijały.
Po prostu ich "sposób bycia" nie odpowiadał normom ludzi.
To dlatego chcieli ich wykopać.
W tym filmie ludzie, jako gatunek, też się nie popisali.
i dalej 5'38" tekst "kolejne zabójstwa ludzi", no chyba że to nie ten sam film.
Piata minuta 10 sekunda, o napadzie na konwój, następnie wypowiedź kobiety. Jednakże to co krewetki wyprawiały podczas eksmisji (urwana ręka policjanta, jednego chyba zabili, nie klatkowałem całego filmu)nie robiło jak by na nikim większego wrażenia, tak jak by zginął na polu walki. Takie ich mnożenie i zachowanie od samego początku dla mnie zapoczątkowało by już walkę o przetrwanie, przynajmniej otoczenia w którym żyli.
Owe napady na konwój, czy też relacja kobiety mają charakter wyłącznie newsów prasowych i tak naprawdę nie wiadomo, czy krewetki rzeczywiście były agresywne, czy jest to zwyczajne kreowanie rzeczywistości, próba usprawiedliwienia niechęci mieszkańców Johannesburga do mieszkających obok obcych. Co więcej dalsza fabuła filmu pokazuje dokładnie, że stroną agresywną są tu wyłącznie ludzie.
Natomiast incydenty podczas eksmisji są wyłącznie formą obrony.
Wyobraź sobie np. że przychodzi do twojego domu policja, pali ci żywcem dzieci i nakazuje natychmiastowe opuszczenie lokalu. No i jak się wówczas zachowujesz?
Krewetki podczas całej akcji wysiedlania były i tak bardzo spokojne i ugodowe.
no jasne, nie trzeba mi tego tłumaczyć, tyle, ze moim zdaniem cała ta relacja pomiędzy 5 a 6 minutą to fakty jakie nam film przekazuje, to nie dziennik tv, że kłamią, przyjmuję to za część fabuły i na tym opieram rozumienie filmu. Dlatego zupełnie inaczej niż Ty odebrałem ten film zapewne.
Następny koleżka z urojeniami wielkościowymi. A potrafisz wskrzeszać umarłych? Albo chociaż wodę w wino przemienić? Szkoda. Wypilibyśmy za twoją głupotę.