Na jednym z forów znalazłem fajną odpowiedź na pytanie, dlaczego AVATAR nie jest filmem wartościowym. Ponieważ:
1) nie ma w nim ani jednej sceny, pokazującej pełny proces parzenia się herbaty ekspresowej w szklance wstawionej do metalowego tzw. koszyczka z uchem,
2) nie ma w nim ani jednej sceny, pokazującej w zbliżeniu rozżarzającą się intensywnie końcówkę papierosa podczas zaciągania,
3) film nie został oparty na autentycznym wydarzeniu, które miało miejsce w rzeczywistości,
4) nie gra w tym filmie Maja Komorowska,
5) film nie ma tzw. "konwencji", nie jest to np. "klasyczny film drogi", ani nie pokazuje "wewnętrznego rozdarcia bohatera" (tzn. pokazuje, ale źle - w pełnym świetle, zamiast schować go w mroku);
6) kamera nie posługuje się efektami specjalnymi, charakterystycznymi dla kina wartościowego, typu: absolutna ciemność na ekranie, przechodzi w ciemność rozświetloną brudną, małą żarówką i widać zarys sylwetki bohatera lub połowę jego twarzy, a w głębi pokoju stoi krzesło...
Autor: Majkkel
Dorzucę do tego brak listonosza wśród bohaterów filmu, i zwycięstwo Hiszpanii na Euro 2008. To wszystko składa się na to, że Avatar musi zostać jednoznacznie uznany za bezwartościowy obraz.
Mimo wszystko uważam, że Avatar byłby wartościowszy, gdyby:
- główny bohater odciął sobie penisa w ramach sprzeciwu wobec nierównościom społeczny oraz
- gdyby zamiast 3D Cameron skorzystał z analogowej taśmy czarno-białej.