Czyli tak małą cenę zapłaci Pandora za randez vous z ludzką rasą? Miałem nadzieję, że zniszczą im chociaż to święte miejsce... a tak happy end pełną gębą. Zresztą ludzie nie podarowali by takiej porażki. To byłaby sprawa nie tylko kasy ale i honoru. Zrobili by planecie nuklearny holocaust i dalej wydobywali cenny minerał z tą różnicą, że oprócz masek nosiliby kombinezony przeciwradiacyjne. Stara zasada: naboje są tanie
Co chcesz bombardować atomówkami? Nie ma konkretnych celów, a w dodatku promieniowanie wpływa też na wydobycie - będziesz wiózł na ziemię radioaktywny ładunek? Przed radiacją nic nie chroni w 100%, więc robotnicy tak czy siak, powoli by się tam usmażyli jak grzanki.
No i jeszcze jedna sprawa, raczej nie łatwo usprawiedliwić inwazję na planetę, podając przyczynę - bo trzeba kraść zasoby, RDA wydawała ciężką kasę, na tuszowanie swoich działań na Pandorze, co dowodzi, że raczej opinia publiczna nie bardzo była za takimi działaniami - w konsekwencji oczekiwana wojna totalna raczej nie nastąpi.
Masz słuszność, ale weź pod uwagę dwie rzeczy.
Po pierwsze to przyszłość, więc sposobów masowej eksterminacji mają na pewno więcej niż nam się marzy - może np. broń biologiczna - ciach, parch i w kilka miesięcy masz czysto. Nie chodziło mi o sposób tylko o mentalność.
Co do drugiej sprawy. Podczas ataku zginęła masa ludzi. To świetny pretekst. A ekolodzy? Co oni mogą. Nie mają pieniędzy - nie mają władzy... mogą tylko szczekać.
Mentalność jest taka, że zabijanie w imię korzyści źle wpływa na wyniki wyborów, więc władze nie przyłożą do tego ręki w tak oficjalny sposób - tym bardziej, że wiedzą o nadajnikach na Pandorze i że informacja o takich działaniach szybko przedostanie się na ziemie - co wywoła falę protestów, inaczej RDA nie tuszowałaby swoich działań na taką skalę.
Druga sprawa, to fabryka i naukowcy którzy pozostali na planecie, raczej zrobią z niej użytek - więc obronność planety wzrośnie.
Jeszcze inna kwestia, broń biologiczna jest kiepskim systemem walki, bo nikt nie przewidzi jej skutków, a skuteczność (jak pokazuje historia) nie jest wcale aż taka wielka.
Nie zapominaj, że jesteśmy potomkami drapieżników i wielkimi skurwysynami. Jak odkryjemy słabszą od siebie rasę to zrobimy sobie z nich niewolników i wyssiemy ich planetę do zera. Wyborcy? To łatwy do ogłupienia motłoch. Zobacz jak dziś wciąż świat doi Afrykę. I co. Przez to nie wybiorą kolejnego prezydenta USA czy Francji? Przecież to nie on się tam bezpośrednio babrze tylko korporacje, które go opłacają. A jak się pojawi jakiś 'ludzki' konkurent to go zniszczą, zabiją lub skorumpują. I to się nie zmieni, bo wydając wojnę takim kreaturom, jeśli chcesz wygrać, musisz się zniżyć do ich poziomu. A gdy nawet wygrasz to co... oddasz władzę? To zamknięte koło. Hitlera mógł pokonać jedynie większy zbrodniarz - Stalin.
Tylko że teatr działań jest często zawężany, nigdzie nie ma takiej eskalacji. Tworzy się pozory, że jakoś tam zaczyna się układać - na Pandorze to nie przejdzie, nikt nie będzie teraz tolerował takich podchodów. Co do omamiania motłochu, to działa to w dwie strony, a zawsze ludziska będą patrzeć na to, że ktoś tam coś rozwala, to jest zły, więc wystarczy drobny przeciek i już można gadać o politykach że są dupkami.
Niemniej odległość i poziom techniczny raczej nie dają zbytnej możliwości na prowadzenie wojny z inną planetą - po prostu ekonomicznie się tego nie udźwignie.
To wszystko zależy od ilości złóż i zapotrzebowania na minerał. Jeśli by technika na to pozwalała a zyski były większe niż koszta to cała to planeta została by rozpiżdżona w drobny mak a śmieciarki pozabierały by jej szczątki w kontenerach do hut.
Odległość - to jedynie plus. Zaciemniasz, że coś co zagraża rodzajowi ludzkiemu tam się pojawiło - np. wirus lub anomalia w czasoprzestrzeni, obejmujesz cały układ planetarny kwarantanną, wprowadzasz stan wojenny i sprawa załatwiona. Jak nie to wysyłasz ekologów i innych niewygodnych 'humanitarnych' bojowników o wolność na orbitę, zestrzeliwujesz statek, zwalasz na tubylców i... za jednym zamachem masz kilku niewygodnych mniej i zezwolenie opinii publicznej na wojnę. Pojawi Ci się nieproszony gość na horyzoncie to dostanie torpedą. Ktoś puści farbę - wyrżniesz jego i całą jego rodzinę - drugi się nie odważy.
Powiesz, że fantazjuje - ale to wciąż się dzieje na naszych oczach i na całym naszym globie. I się nie zmieni
Być może, ale i tak zawsze w konsekwencji ekonomia zacznie brać górę nad innymi aspektami. Taka kampania pochłaniałaby potężne ilości kasy, a to już nie bardzo idzie tuszować i wmawiać ludziom, że to dla ich dobra - są pewne granice. Żeby skutecznie prowadzić wojnę na terenie Pandory, musieliby wysłać w tym samym czasie wszystkie ISV i dokonać desantu w jednym czasie - koszta, ryzyko, niepewność siły obrony p.lot. Dlaczego, nie stosuje się bomb atomowych, chemicznych czy biologicznych? Bo to powoduje efekt pyrrusowego zwycięstwa, więc jak wytłumaczyć, no wygraliśmy, ale guzik z tego mamy, bo teren uniemożliwia jakąkolwiek egzystencję, nawet w osłonie. Kasa poszła, ludzie zginęli, tubylcy też - głosujcie na nas. Nie da się kontrolować takich informacji w odpowiedniej skali, zawsze będzie wyciek danych, więc nie sądzę, by władze ryzykowały czymś takim - RDA będzie pozostawiona sama sobie, może z jakimś tam "zielonym" światłem na działania, ale jak by co - to my nic nie wiemy.
Pyrrusowe zwycięstwo? Nie zapominaj, że dywagujemy tutaj o świecie przyszłości za jakieś minimum 50-100 lat. Żaden przemysł nie rozwija się tak szybko, jak przemysł zbrojeniowy więc ich wachlarz zdolności do anihilacji jest większy, niż nam się dzisiaj może śnić.
Co do tubylców i ich 'matki'. Możliwe, że skasowanie jej wystarczyło by, aby przejąć kontrolę nad planetą. Jak nie to poznać ją dokładniej i do jej ogólnoplanetarnego mózgu wszczepić wirusa czy jakiś błędny program.
Podam inny przykład. Konkwistadorzy i Aztekowie. Przepaść pomiędzy ich technologiami nie była aż tak gargantuiczna jak na Pandorze. Ale wyobraźmy sobie, że Aztekom udało się wybić ekspedycję Corteza. Czy to by oznaczało koniec wojny. Czy do dziś mielibyśmy cywilizacje Azteków? Nie. Ich zagłada zostałaby jedynie odsunięta w czasie a cierpienia po obu stronach zmaksymalizowane. Przypłynęło by więcej statków, zostałby utworzony stały, obronny przyczółek gdzieś w pobliżu brzegu i kawałek po kawałku tubylcom wydzierało by się terytorium, życie i... oczywiście bogactwa.
Spotkanie dwóch cywilizacji zawsze było i będzie tragedią. Nie wyobrażam sobie bodźca, który byłby w stanie tak dalece zmienić naszą mentalność by było inaczej - w świecie, gdzie nobilitowana jest bezwzględność. Taki bodziec by nas pewnie znów zmiótł kilka wieków do tyłu. I nie daj boże by wtedy nad nami pojawili się jacyś obcy - bo też nas w kajdany zakują i zaczną się nami bawić. Zwykłe prawo ewolucji.
Wykluczyć tego nie można, jednak mechanizm jest na tyle złożony, że spekulacje w tym zakresie są bardzo różne.
Co do samego przemysłu zbrojeniowego, na obecnym etapie nic więcej racjonalnie nie da się zbudować, jedynie ulepszyć istniejące technologie. Ręczna broń będzie zdecydowanie nadal bronią palną, tak jak rakiety i karabiny pokładowe śmigłowców czy samolotów. Kwestia zasilania - praw fizyki nie oszukamy. Działa Gaussa są w fazie eksperymentalnej, ale poza krążownikami lub niszczycielami nigdzie indziej tego się nie zastosuje, a na pewno nie w najbliższych stuleciach. Tak więc wątpię w to, by poza tym co już widzieliśmy, zostało zastosowane w walce.
Natomiast finezja kina ma swoje prawa, więc niczego przewidzieć nie można.
Racja. Zarówno zbrojeniówka jak i przemysł komputerowy dochodzą już do granic swojego rozwoju - ale tylko w swoim konserwatywnym kształcie.
Stoimy obecnie u progu drugiej rewolucji kwantowej. Otwiera się nam przed oczami nowy, inny świat o którym wiemy coraz więcej, dający niewyobrażalne wcześniej możliwości. Powstają już pierwsze prototypowe komputery kwantowe. Gdy ta technologia wyjdzie z pieluch... wyobraź sobie broń zaprojektowaną na takiej maszynie, która wykorzystuje w działaniu prawa kwantowe. Z której wystrzelony pocisk lub energia jest na raz wszędzie i nigdzie... my sobie nawet tego nie jesteśmy wstanie wyobrazić. Pierwsze 'tradycyjne' komputery powstały pod koniec II wojny światowej - a po 60 latach nie wyobrażaliśmy już sobie bez nich życia. Ale postęp jest coraz szybszy. Technologie kwantową naukowcy opanują w ułamku tego czasu.
W teoria zastosowania fizyki kwantowej wygląda w miarę przystępnie, ale niestety pierwszym problemem jest sposób kontroli nad materię w takiej skali. Podstawową przeszkodą jest fakt, że im mniejsza cząstka materii, tym musimy na nią oddziaływać większa siłą - CERN nadal tylko zbliża się do tego, nawet nie udało się do końca wykonać takich eksperymentów. Siły jakie musimy wytworzyć do kontrolowania subatomowego cząstki elementarnej są astronomiczne i to zasadniczo decyduje o rozwoju tej dziedziny. W dziedzinie komputeryzacji jest odwrotnie, przemysł stara się zmniejszyć wielkość układów i potrzebne zasilanie do ich funkcjonowania. W zbrojeniach jest odwrotnie, dlatego ta dziedzina nauki jeszcze będzie musiała poczekać w szerszym zastosowaniu wojskowym. Niemniej technologie egzoszkieletów i maszyn kroczących zaczynają nabierać prototypowego kształtu.
Wszystko sprowadza się do tego,że wiemy jak to działa, ale "blacha" tego nie udźwignie, innymi słowy - analogicznie do antymaterii, wiemy jak ją zrobić, jak przechowywać, ale procedura jest bardzo niebezpieczna i pochłania gigantyczne ilości energii i zasobów. A w wojsku mentalność jest prosta, jak masz kupić 100 M14, a 1 nieco lepszy karabin (niech już będzie Gaussa :D), to raczej nikt nie będzie nawet rozważał zakupu tego drugiego, nie w takiej skali.
Z filmu dowiadujemy się, że ekspedycja na Pandorę leciała 6 lat. W odległości do 6 lat świetlnych znajdują się jedynie cztery gwiazdy. Trzy leżą w układzie Alfa Centauri (najprawdopodobniej zbyt niestabilny układ dla życia) a czwarta to karzełek, który z życiem może mieć niewiele wspólnego. Reszta bliskich nam gwiazd leży w odległości powyżej 7 lat świetlnych. Stawiam więc tezę, że ekspedycja na Pandorę musiała używać napędu nadświetlnego. Nie wydaje mi się opanowanie tej technologii bez możliwości wytwarzania ogromnych ilości energii i bez ujarzmienia kwantów. A mając te technologie bez problemu ludzkość mogła by poddać eksterminacji rozumne życie na planecie - bez większego wysiłku.
Odsyłam do materiałów astronomicznych, tam są podane odległości. Także jeden z forumowiczów dokładnie opisał i wyliczył, ile potrwa taka podróż - opierając się na faktycznych danych.
Co do ujarzmiania technologii kwantowej, jest pewna kwestia, która zawsze będzie wyznacznikiem - czy się to opłaca. Tutaj jeszcze inna sprawa, na tą chwilę wiemy bardzo dużo o zachowaniu materii i również z tego powodu broń laserowa (ręczna w szczególności) po prostu nigdy nie powstanie - nie ma możliwości wytwarzania takich małych źródeł energii.
Jedyne co jest najpewniejsze, to produkcja i wykorzystywanie antymaterii, ale jak na razie jest to mocno w powijakach, bo mimo że się to udało, to jednak koszty magazynowania są gigantyczne.
W najbliższych latach broń palna będzie stanowić główny typ broni ręcznej, po prostu coś innego niewiele by wniosło, a kosztowałoby zbyt dużo. Liczy się precyzja strzału, a nie jego siła w takich przypadkach.
Tak na marginesie, po co tworzyć coś silniejszego od bomby atomowej? Tylko jaki jest sens jej używać, skoro potem tam nie można wejść?
To był dopiero początek ;) nie wiadomo z czym wystrzelą w drugiej części :P Może olbrzymia inwazja ludzi nieba? Kto wie...
Nie zapowiada się, aby akcja toczyła się na Pandorze - więc chyba batalia przeniesie się gdzie indziej - takie krążą słuchy...
Lecz gdzie mogła by się przenieść... chyba film opowiada o pondorze i niebieskich elfach, tak mi się przynajmniej wydaje, tak to odebrałem :]
Pociesz się, że rozwalili im to Hometree, to już zabolało Na'vi i to
bardzo. A to "święte miejsce" było - dosłownie! - mózgiem planety, więc
gdyby je zbombardowali, to prawdopodobnie zniszczyliby całe życie na
planecie. A wtedy nie byłoby mowy o happy endzie.
Masz rację. To byłby pewnie koniec. Cenę zapłacili straszną. Ja jednak nie lubię przyjemnych zakończeń, bo życie nie jest takie łatwe i zło zawsze wygrywa. Tego oczekuję od filmów. Inni chcą się odprężyć a ja chcę na końcu siarczyście przekląć
No to polecam jedną ze starych części Planeta Małp - tam nie ma szczęśliwego zakończenia...
Co od kwestii, że w życiu nie ma happy endów - ludzie, co z wami? Fakt, że jest mnóstwo dziadostwa wokół nas, ale bez przesady, w końcu też są szczęśliwe zdarzenia - więc nie róbcie z tego tragedii życiowej.
Uwierz mi, że jestem radosnym, szczęśliwym i lubianym człowiekiem. To że jest morze gówna dookoła - trudno - ja do niego ręki nie przykładam. Lubie jednak filmy, gry, książki realne...
a jak sie mialo skonczyc? sa dobrzy i zli to dobrzy wygrywaj gdyby strony konfliktu nie byly takie czarnobiale to by i ciekawsze zakonczenie bylo bo nawet jakby zli wygrali to by bylo wtedy zalosne
Filozofia, że realne, znaczy bez szczęśliwego zakończenia? Gdyby to było realne, to ludzkość już by nie istniała - podajesz skrajność. Poza tym nie mówmy tutaj o happy endzie rodem w pełnym znaczeniu - ginie mnóstwo ziemia i Na'Vi, powstaje ostry konflikt, więc to szczęśliwe zakończenie to nie tak do końca.
z twierdzeniem że to taki full HappyEnd to jednak bym polemizował.
jakby na to nie patrzeć ludzie zniszczyli hometree, połacia lasów pandoriańskich bardzo dużo zwierząt, podczas niszczenia drzewa zabili setki Na'vi w tym dzieci i starsze osoby, podczas bitwy wymordowali większość na'vi któzy jakby na to nie patrzeć przegrali bitwę i o mało nie zostali wyeksterminowani, w ostatniej chwili uratowała ich planete
w historii kinematografii były znacznie gorsze przypadki happy endów.. ten jest według mnie znacznie mniej nachalny niż setek innych filmów
Omaticaya muszą od nowa szukac miajsca do życia, budować kulturę i warunki do zycia ze świadomością że ludzie pewnie jeszcze tu wrócą..
avatarowski happend można porównać do niedawnego trzęsienia ziemii na Haiti
trzęsienie zabiło setki tysięcy osób, zniszczyło tysiące budynków... całe miasta są w ruinie ludzie rozpaczliwie walczą o przezycie a Wy jesteście w stanie nazwać to HappyEndem bo trzęsienie nie zabiło wszystkich mieszkańców haiti? bo ja z czystym sumieniem nie mogę tak powiedzieć
Straty ponieśli spore, ale widać jak ci na koniach się wycofują...
Ciekawe, czy ci w powietrzu zdążyli się wycofać przed całkowitym rozgromieniem...