(Niektórzy uważają, że po tym poznaje się dobre filmy...) Ja jednak pozwolę sobie zostać wyjątkiem od reguły i zapewne poirytuję tym obie strony, ale dla mnie film był po prostu dobry. Nic poza tym.
Znajomi ostrzegali mnie, że film ma prostą fabułę. Ale i tak rekomendowali mi ten tytuł ze względu na stronę wizualną. I fakt, film okazał się dokładnie taki, jak oczekiwałem. Przepraszam, ale z lenistwa wysłowię się jak uczniak:
UWAGA! Spoilery!
Podobało mi się:
- scena obalenia drzewa (Hometree) - przyznam, że trochę mną ruszyło, sam nie wiem czemu, przecież była taka banalna. Ale bezsensowna przemoc zawsze działa na widza. Jak zresztą było widać, poruszyło to także niektórych "złych" w filmie;
- reżyseria - dobre prowadzenie historii, itp.;
- Pułkownik Quaritch - ach, uwielbiam czarne charaktery, zwłaszcza jak pracują na rzecz tego złego kapitalizmu - zawsze im kibicuje. Nie, żeby płk był jakiś genialny, ale zawsze wyróżnia się na tle kryształowych charakterów;
- fakt, iż protagonista na początku faktycznie zachowywał się jak na żołnierza przystało - iż tak szybko zgodził się na szpiegowanie i oszukiwanie Na'vi, że robił to świństwo bez zbędnej egzaltacji, tylko profesjonalnie.
- koncepcja umiejętności łączenia się w jedną sieć neuronową z całą przyrodą za pomocą warkocza... Tak, ładna idea, którą możnaby jeszcze lepiej wykorzystać.
- realistycznie przedstawione konsekwencje związne ze słabszą grawitacją: rzadka atmosfera, duży wzrost istot i drzew, przystosowanie do tego pojazdów latająych, itp. Trzeba docenić, że twórcy filmu odrobili podstawową pracę domową z fizyki.
Nie zrobiło na mnie wrażenia:
- wbrew wielu, nie uważam, iż koncepcja planety Pandory (na marginesie: czemu ją tak nazwali - nie widzę związku z mityczną puszką Pandory!) była jakaś nadzwyczjanie oryginalna. To już w Gwiezdnych Wojnach można znaleźć oryginalniejsze koncepcje planet. Zwierzęta są już totalnie lame. Jak chcecie zobaczyć oryginalną (i naukową) koncepcję kosmicznej fauny i flory, to polecam paradokument Discovery Channel, bodajże "Planeta Darwina" czy jakoś tak. A z tych fikcyjnych planet, jakie znam, chyba nic nie przebije fantasmagorycznego Solarisa Stanisława Lema.
- Jak już ktoś napisał - scena z wchłonięciem duszy pani doktor przez drzewo była IMHO totalnie niepotrzebna. Ale to już kwestia polemiczna.
- stereotypowe postaci i mało zachwycające dialogi. Mało kreatywne wykorzystanie kanwy z historii o Pocahontas.
- postać Neytiri - co w niej jest takiego nadzwyczajnego? Przecie to Pocahontas, to już było!
Nie spodobało mi się:
- Iż scenariusz ma pewne mankamenty:
:: Działanie avatara rozumiem jako transmisję na żywo aktywności świadomości mózgu operatora do mózgu avatara. Wobec czego musi być używana jakaś antena na miejscu, a wewnątrz ciała avatara musi być odbiornik. Technologia protokołu oraz interfejsu na pewno musi być (to już ostatnie :D) zajedwabiście zaawansowana. Wobec czego na pewno nie jest problemem, by można było zlokalizować avatara oraz nadajnik przy pomocy radaru albo statycznego albo umieszczonego na zdalnej sondzie - dzięki czemu ludzie wykrywaliby bez problemu swoich wśród tubylców. Ale ci źli tym nie dysponowali. No cóż, może się czepiam...
:: Dużo gorsze jest to, że tubylcy tak szybko na nowo i goręcej pokochali Jakeskully'ego, gdy ten przybył na Turoku (?) - okej, popisał się, pokazał, że mu na nich zależy, ale i tak... trochę naciągane. Kurde, na jego miejscu nie ważyłbym się im pokazywać na oczy.
:: Coś, co zauważył ktoś inny: czemu w kokpitach pojazdów użyto szkła, a nie pleksiglasu, czy innego akrylu? Przecież wiedzieli, że Na'vi używają strzał.
- Iż statek kosmiczny na początku filmu tak bardzo przypominał ten z Odysei Kosmicznej Kubricka...
-----
Nie mniej jednak, doceniam ogrom pracy włożonej w ten film i ludzi zaangażowanych w jego wykonanie. To fascynujące, że ten sam człowiek stworzył dwa najbardziej kasowe filmy w historii - i to pod rząd, jakby nie było! Z całą pewnością James Cameron wielkim filmowcem jest. Naprawdę, podziwiam tego człowieka za determinację w realizowaniu swojej wizji. Po tym się poznaję prawdziwego reżsyera. Brawo, panie Cameron, brawo!
"To fascynujące, że ten sam człowiek stworzył dwa najbardziej kasowe filmy w historii - i to pod rząd, jakby nie było! Z całą pewnością James Cameron wielkim filmowcem jest. Naprawdę, podziwiam tego człowieka za determinację w realizowaniu swojej wizji."
Wielkim filmowcem, albo świrem - nie to nie jest trollowy atak, Cameron przejawia "trochę" objawów świrnięcia. Słyszeliście o tych koszulkach z napisem "Przeżyłem pracę u Camerona"?
Licytowałem tą koszulkę na allegro, kiedy już miałem wcisnąć Kup za 100.000 $ to net mi padł a jak za 5 minut odpaliłem stronę to ktoś kupił za 300.000 $. No cóż, szkoda. Nie zasnę teraz po nocach przez kolejne 3 dni i myślę non stop jak wrócić do świata Pandory. James zabierz mnie tam!
Pozostaje mi się tylko z tobą zgodzić,bo nie widzę potrzeby przepisywać
twoich słów.
zgadzam się z Fayyar, ale do rzeczy które mi się w filmie nie spodobały muszę dodać scenę, w której Jake Sully przemawia do Na'vi. To jest typowa, tkliwa scena w filmach amerykańskich. Czekałam tylko aż spyta się
"pomożecie", na co niebieskie stwory chórem odpowiedzą "tak, pomożemy" !
Pandora została nazwana tak najwyraźniej z tego powodu co inne planety. Od X czasów się przyjęło by nazywać planety, układy, księżyce od postaci mitologicznych np. planety z naszego układu słonecznego to bogowie olimpijscy.
Może też chodziło o pewną alegorię. Pułkownik mówił że poza bazą wszystko co się znajduje tylko czeka by zabić marines. Mogli ją więc nazwać propagandowo, że to miejsce nieszczęść.