Witam wszystkich.
Żeby nie wydłużać tekstu nie będę robił obszernych wstępów i przejdę od razu do rzeczy.
Zacznę od pozytywów. "Avatar" jest niewątpliwie wielkim widowiskiem, które pod względem wizualnym wyznacza nowy etap w dziedzinie produkcji filmów. Aż trudno uwierzyć że technika na przestrzeni ostatnich paru lat aż tak poszła do przodu i umożliwia obecnie wygenerowanie tak bogatego, żywego i na pozór naturalnego świata. Dzięki najwyższej jakości efektom i montażowi seans ogląda się z zapartym tchem i z otwartymi szeroko ustami(przynajmniej w kinie 3d). Nie ma co się tu rozpisywać - ci którzy widzieli wiedzą o co chodzi a kto nie widział, powinien ten film zobaczyć, choćby ze względu na opisane wyżej wrażenia.
Drugim wielkim plusem jest kreacja Neytiri. Z duzym rozbawieniem, ale nie bez zrozumienia czytam wiele opinii na tym forum opiewających tą postać. Mnie również chyba wszystko się w niej podobało poczynając od sposobu poruszania się, przez skrajne cechy jej osobowości na głosie i akcencie kończąc;) Nie wiem na ile jest to zasługa aktorki grającej tą postać, a na ile efektów dzięki którym została "podrasowana", ale oceniam efekt, a efekt jest urzekający;)
Jeżeli chodzi o samą historię i fabułę - Podoba mi się motyw posiadania własnego awatara - zagadnienie bardzo aktualne w naszych czasach - erze internetu i wszelkiego rodzaju elektronicznej rozrywki, dzięki której często przychodzi nam wcielać się w inną postać, albo ukazywać swoje niecodzienne oblicze. Poza tym, już nie jest tak nowatorsko. Śledząc wydarzenia na ekranie odnosiłem wrażenie że wszystko już "gdzieś było". W tej sferze film raczej nie zaskakuje i nie wprowadza niczego nowego.
Jeżeli chodzi o wady [będą SPOILERY] - największą wg mnie jest kreacja głównego bohatera, a konkretnie brak rozbudowania wątku jego "przemiany". Nasuwa mi się tu porównanie do "Tańczącego z Wilkami" gdzie fajnie była ukazana droga adaptacji głównego bohatera w nowym środowisku. Droga od wrogości, przez stopniową fascynację aż po pełną akceptację. W "Avatarze" bardzo tego brakuje. Jake z jednej strony z pełnym entuzjazmem i łatwością wkracza do plemiennej społeczności, z drugiej nadal współpracuje z ludźmi przekazując im informacje potrzebne do zniszczenia "wielkiego drzewa". Motywy jego działania są niejasne i nielogiczne. Niby szczerze zakochuje się w Neytiri, po czym puka się w głowę mówiąc "co ty robisz Jake". Nie wiadomo w którym momencie przeważa w nim Jake "marine" a w którym jego awatar. Uważam że gdyby wątek dylematów moralnych i przemiany Jake'a został zdecydowanie rozwinięty, film znacznie zyskałby na wartości. Co jednak najbardziej uraziło mnie w postępowaniu Jake'a to fakt, ze bez chwili wahania zwrócił się przeciwko ludziom i zaczął ich ochoczo zarzynać. Jako były marine, powinien wiedzieć że obowiązkiem żołnierza jest wykonywanie rozkazów choćby najbardziej nikczemnych i podłych. Mając tego świadomość niemal nie próbuje uniknąć rozlewu krwi, i bez mrugnięcia okiem zabija swoich niedawnych towarzyszy broni.
Również postać główno-dowodzącego Parkera jest mało "wiarygodna".Wierzyć nie chce, że władze odpowiedzialne za ekspedycję postawiłyby na jej czele takiego nic nie kumającego półgłowka i ignoranta.
Te rzeczy najbardziej utkwiły mi w pamięci po wczorajszym seansie. Na pewno mógłbym napisać więcej, ale wtedy obawiam się że nikt nie chciałby tego czytać. Może będzie okazja jeszcze podyskutować;)
Wszelkie zarówno drobne jak i większe niedociągnięcia tego filmu nie zmieniaja faktu,że jest on świetnym widowiskiem i ogladanie go to prawdziwa frajda.Zdaję sobie sprawę że dla wielu, to "wrażenie artystyczne" decyduje o maksymalnych ocenach dla tego filmu. Jestem w stanie to zrozumieć, gdyż pod tym względem film jest naprawdę rewelacyjny.
Jednak ja daję - 8/10
Pozdrawiam.
Selfridge stoi na czele nie Quaritch. Quaritch pyta się go o pozwolenie. Selfridge reprezentuje gorę i zarząd, zarządowi chodzi o kasę i surowiec, i wynajmuje odpowiedniego człowieka do misji - Quaritcha, gościa który nie mrugnie realizując swoje zadanie, trudno o lepszego.
Jeśli chodzi o Jakea, to moim zdaniem od pewnego momentu Jake kontynuuje swoją podróż w świecie na'vi aby zyskać głos w plemieniu. Musi przejść inicjację i stać się jednym z nich, a swojej misji dla ludzi nie może przestać wykonywać, bo jeśli odsunął go od misji, nikt nie będzie mógł z na'vi nawet porozmawiać i rozjadą ich bez jednego słowa. Poza tym im dalej tym jego raporty są rzadsze, pułkownik zaczyna się martwić czy nie zgubił się w lesie, a ostatecznych informacji nie przekazuje ale nagrywa je na videologa, trochę bezmyślnie, ale wtedy jeszcze nie wiedział dokładnie jakie będą tego konsekwencje.
Wątek wahań i rozterek Jake mógłby być bardziej rozbudowany, podobnie jak wątek miłości do Neytiri czy wątek sytuacji na ziemii, ale film nie mógł trwać 5 godzin i osobiście myślę, że Cameron w czasie którym dysponował zawarł więcej niż dość.
Pisząc o przywódcy - półgłówku miałem na mysli właśnie Selfrige'a;)
Mimo wszystko wydaje mi się że parenascie minut przeznaczonych na dialogi czy też osobiste rozważania Jake'a wzbogaciłyby fabułę i zrównoważyły nieco dynamikę filmu.
Poza tym, podstawowym zadaniem Jake'a miało być "wkupienie w łaski" plemienia aby móc z powodzeniem przeprowadzić negocjacje z ludźmi. Generałowi pomagał "nieoficjalnie", przyzwyczajony jako żołnierz, że dowódcy się nie odmawia, no i niejako "za nowe nogi". Tymczasem nie widać żadnych dążeń do bezkonfliktowego rozwiązania problemu. Jake przez 3 miesiace radośnie hasa sobie po drzewach w świecie na'vi, i posłusznie zdaje raporty ludziom (może później trochę rzadziej, ale jednak) po czym nagle budzi się na widok buldożera jak student w dzień egzaminu. Jedyne co ma do powiedzenia wspólplemieńcom. to ze wiedział o wszystkim od początku, a potem zeby uciekali ile sił w ich długich niebieskich nogach. Może nie miał wcześniej głosu, ale mógł chociaż próbować ostrzec Neytiri, która była tam ważną postacią.
W momencie gdy zorientował się że chce za wszelka cenę ocalić plemię i ukochaną (na dobra sprawę kiedy to było?), mógł również podjąć jakąś próbę jeśli nie negocjacji, to sabotażu ludzkich planów (tym bardziej że był ich jedynym źródłem informacji).
wiele z tego czego Ci brakuje (mi także) zostało wyciętych z pierwotnej wersji filmu gdyż byłby on zbyt długi. Prawdopodobnie więcej scen
zobaczymy w wersji rozszerzonej na DVD i BD
spekuluje się że ilość materiału w dvd i BD będzie się zawierała w kilkudziesięciu minutach więc jest to sporo licze że nas nie zawiodą
a co do momentu w którym Jake zwrócił się przeciwko ludziom to jest on raczej bardzo widoczny
po zniszczeniu drzewa domu i zabiciu tylu Na'vi których polubił po czym jeszcze uwięzieniu go i całej ekipy to raczej logiczne że nie będzie dalej współpracował z ludzmi po to aby zabić więcej Na'vi i jego nową ukochaną Neytiri
Nie dziwi mnie sam fakt zwrócenia się przeciwko ludzkim interesom, bo to było oczywiste. Chodzi o to że zupełnie pominięto kwestie jego osobistego dylematu który musiał wystąpić u zasłużonego marine idącego na pole walki zabijać innych marines.
podejrzewam że i to jest rozwinięte ale wytwórnia kazała obciąć..
ale w sumie ja bym nie miał żadnego dylematu gdyby po próbach mediacji ludzie olali mnie i bili rakietami 10 metrów ode mnie a pózniej gdy udało mi się szczęśliwie przeżyć i żadna gałąz nie przerobiła mnie na pasztet, aresztowali mnie i całą ekipę i zamkneli w "więzieniu" cóż. ja z takimi ludzmi raczej zerwałbym współpracę mając do wyboru między urzekającą cywilizacją Na'vi w której mam swoją ukochane a już właściwie dziewczynę a ludzmi którzy trzymają mnie pod kluczem i chcą zmieść tą cywilizację razem z moją nową dziewczyną z powierzchni planety
Jake dobrze wie i bodajże sam o tym mówi, że to nie są marines, tylko marcenaries. Trudy zawracając swój śmigłowiec nie zdradza ojczyzny, zwyczajnie mówi, że nie na to się pisała. Zresztą sytuacja jest dramatyczna, pojawia się nagle i trzeba działać od razu, nie ma już czasu na rozterki.
No teraz już przesadzasz, Jake nie mógł nic zrobić. Kiedy w końcu im powiedział, żeby uciekali to tylko oberwał, ostrzeżenie ich wcześniej nic by nie dało. Zachowanie Jakea nie jest idealne, ale nie musi być, nie jest on ekspertem od taktycznego planowania jak główny bohater law abiding citizen. Jake jest Alicją w krainie czarów i ma prawo obudzić się z palcem w dupie i improwizować rozwiązanie na bieżąco i nie jest to błąd filmu. Chłopak jest zagubiony i nie wie co robić, zbliża się do na'vi i jednocześnie zdobywa informacje dla ludzi, ale też zyskuje powoli głos w plemieniu. Potem sprawy nabierają tempa, Quaritch nie słucha głosu rozsądku i wjeżdża z buldożerami zanim jake rozpoczął Mediacje. Tym samym pozycja negocjacyjna Jakea zostaje całkowicie zniszczona i wszystko co może już zrobić to stanąć do walki po stronie na'vi. Poza tym jest moment, w którym jake zadaje sobie pytanie co wyprawia, stając się jednym z na'vi mimo wiedzy co ich czeka. Jego opowiedzenie się po stronie na'vi następuje po akcie wypowiedzenia wojny przez ludzi, wcześniej jeszcze nie był na nic zdecydowany.
Ok, moment w którym mówił że to mercenaries najwidoczniej mi umknął, choć wydawać by się mogło ze w oficjalnym projekcie wydobycia surowca istotnego dla kraju/planety udział brać będzie regularna armia. Ale to juz detal.
"Chłopak jest zagubiony i nie wie co robić, zbliża się do na'vi i jednocześnie zdobywa informacje dla ludzi, ale też zyskuje powoli głos w plemieniu" - dokładnie. Właśnie tego mi zabrakło - Wyraźniejszego ukazania procesu zbliżania się do na'vi, narastajacych rozterek związanych z przekazywaniem ludziom informacji które mają służyć unicestwieniu plemienia.Wszystko jest ujete w paru zdaniach.Podobnie jak wątek miłości głównych bohaterów o którym wspomniałeś/aś. Z jednej strony dobrze, bo to nie "Tytanic", ale załatwienie wszystkiego jednym dialogiem to trochę za mało jak na film aspirujący do produkcji roku.
"On Earth, these guys were soldiers. Marines. Fighting for freedom. But there were only mercenaries. Taking money working for the company."
Jeśli film oglądałeś tylko raz, to te rzeczy w natłoku uciekają, więc polecam obejrzeć jeszcze raz, rozterek jake nie jest tak znowu mało.
Cameron musiał się zmieścić w te dwie i pół godziny i z części rzeczy musiał zrezygnować. Wybrał mniej pi*****nia na rzecz fajerwerków, lotów ikranem, spadania na liście itd, można ten wybór krytykować, ale filmów w których bohater dwie godziny nie może się wyjaić ze swoich dylematów jest moim zdaniem dość i idąc w tę stronę cameron pokazałby mniej nowego. Oczywiście mógłby zrobić 4 godzinny film i wtedy byłoby idealnie... no ale niestety nie mógł ;)
ja za kazdym razem gdy ogladam ten film zastanawiam sie wlasnie, czy w scenie ktorej quatrich zapytuje jake'a czy nie zgubil sie w lesie, sully wie, ze z pokojowego rozwiazania nic nie wyjdzie i klamie zeby moc ostrzec navi? czy ciagle liczy na pokojowe rozwiazanie, ale zastanawia sie juz po ktorej stronie stanie jesli bedzie walka..