Nie wiem dlaczego, po obejrzeniu Avatara ogarnęła mnie niechęć w ogóle do pójścia na kina, na jakąkolwiek nową produkcją tj. Sherlock Homes czy Parnasus. Jestem Avatarem zachwycony, ale sam nie zdaje sobie z tego sprawy, że ten film mnie wciągnął na tyle, że nie mam ochoty oglądać czegokolwiek innego niż tej produkcji. Podobał mi się film bardzo, 10/10, ale ludzie kochani, inne filmy też mi się podobały, a tu heca. Nic mi się nie chce oglądać, co lepsze nawet bym z kina nie wychodził. Byłem już 2 razy i mam zarezerwowane kolejne dwa seanse w lutym. To działa jak hipnoza, która zaprasza do ponownego obejrzenia, a tym samym odradza oglądanie czegokolwiek. Leona Lewis w utworku "I see you" jest świetna, piosenka też genialna, ale nie potrafię jej słuchać, bo znów mi się przypomina Avatar i bym najchętniej się przeszedł do kina obejrzeć go jeszcze raz. Może mam wrażenie, że to zaraz minie, i chcę z tego korzystać? w końcu już zapewne w życiu nie obejrzę tego filmu w trzech wymiarach, bowiem jakby to wyglądało? Na polsacie nam go puszczą w 3d? Dadzą specjalne telewizor? A świat filmu jest tak interesujący, że chce sie korzystać puki się da. Nawet ciężko mi jest się skupić na czymkolwiek innym. Na obowiązkach, na nauce. Nie jest to nic jakoś chorobowego, nie potrzebuję jakiś deprimów czy Bóg wie jeden co, ale tylko mam pytanie czy ktoś czuje chociaż w części podobnie jak ja. Nie jestem jakimś trollem, jestem 23 letnim mężczyzną, tak więc proszę was o poważne odpowiedzi, bo ja z całkowitą powagą pisałem ten teamt.
To narazie tyle. Chcę tylko się dowiedzieć czy jestem jakimś wyjątkiem, co coś jednak w tym jest.
U mnie dokładnie to samo. inne produkcje stały się jakby czymś innym. Wolę iść na Avatara jeszcze raz niż jeden raz na coś innego. Widziałam Sherlocka i to już nie to samo.
@ zapomniałem dopisać.
Nie pozwala się skupić, w sensie, że przypominają mi się w różnych, przypadkowych chwilach dnia sceny z filmu, czy muzyka, obojętnie. Wszystko co jest związane z tym filmem. Nie jest to jakoś mega wkurzające, ale jak się zacznie myśleć o czymś to już się leci za ciosem, a to już jest gorsze :)
Wygląda na to, że jesteś dość ciężkim przypadkiem, ale nie martw się, stan o którym piszesz dotknął wielu ludzi, jednych bardziej, innych mniej. Na pewno się na to nie umiera :)
Pozdrawiam!
Czytając innych to chyba nie najgorzej. Nie płaczę w domu po kątach, że nie jestem na Pandorze. Po prostu to jest taka przygnębiająca niechęć, bo wiem, że ten film jest tak dobry, że ten na który bym miał się wybrać i tak będzie gorszy, więc mi się po prostu nie chce :) irytujące to jest.
To ja wam powiem coś przykrego oglądam ten film po 4 razy dziennie , a mi sie w ogóle nie podoba. -.-
Nie chcę być niegrzeczny, ale nie oceniamy tu filmu... Ale jak już wspomniałeś.... każdy ma inny gust, może Ci się nie podobać, ale jak 4 razy dziennie oglądasz to napewno nie w kinie, a na piracie na komputerze w wersji "cam" to raczej się nie ocenia... To tak jakbyś miał wodę w czyściutkim źródle, a wodę w kiblu... To woda i to woda, a jednak różnica jest i to wielka :)
Myślę jednak, że 0zim0 jest pracownikiem kina. Nikt przecież nie oglądałby po kilka razy dziennie filmu, który mu się nie podoba.
Mam dokładnie tak samo - jakoś nie mam już parcia na nowe filmy, wystarczy mi Avatar ;) Byłem na filmie 5 razy, mam 2 plakaty, płytę audio, książkę, grę na xboxa i grę na iPhona. Nigdy nie doświadczyłem takiego "pierdolca" po filmie jak teraz. Dla mnie ten film to arcydzieło..
Bardzo wielką rolę odegrała tu muzyka w tym filmie.
I też mam takiego "pierdolca" którego nie chciałbym już mieć.
Ale patrząc na to, jakie wrażenie wywarł na mnie film, to gdybym mógł cofnąć się w czasie i bym wiedział, że ten film mi tak "zryje" łeb to i tak bym na niego poszedł :D
Gry napewno mieć nie będę, bo to już nie dla mnie, soundtracka zapewne sobie ściągnę/kupię bo muzyka jak każdy wie jest nieśmiertelna.
I niestety, pośród długiej (jak dla mnie) drogi w kinematografii, bo ponad 10 lat, to jest to film który mi najbardziej utkwił w psychice.
Niestety bądź na szczęście. Ale chyba coś w tym jest, że ten film tak ryje banie i hipnotyzuje, a ja chcę wiedzieć co to jest. Bo uważam, że to wcale nie efekty specjalne. Może Pandora? Może gra aktorska? Może to serce włożone w produkcję tego filmu? Sam nie wiem, ale dojdę do tego jak dostanę olśnienia.
A może zamieniasz sie w typowego amerykanina który bez happy endu i wiadra kukurydzy nie jest w stanie dostrzec bardziej ambitne filmy.
"I niestety, pośród długiej (jak dla mnie) drogi w kinematografii, bo ponad 10 lat" - to naprawdę z całego serca radzę sięgnąć po filmy sprzed 1990, kiedy to najważniejsza była fabuła i świetna gra aktorska. Tyle ode mnie :)
Świat się zmienia.
Pamiętam również jak taką "banię" miałem po locie nad kukułczym gniazdem. Wpierw przeczytałem książkę, potem obejrzałem film. Ale to jednak jest fenomenalny film. W ciągu tych 10 lat interesuje się filmami, a nie oglądam produkcje które mają max. 10 lat. chyba źle zostałem zrozumiany.
I ciężko jest porównywać filmy ze względu na poszczególne aspekty. Fabuła, gra, efekty. Film trzeba oceniać ogółem.
A Ty kolego na dole, nic mi rozumku nie odebrało. A swój lepiej troszkę poćwicz na jakieś krzyżówce tudzież scrabble'ach, bo za genialnie to on nie pracuje :)
Podobna sprawa.Nie moge uwierzyć,aby film który jest zupełnie czymś nowym,świeżym (nie tam jakieś kolejne części SW lub cholera wie czego)tak mnie oczarował. Podobnie wcześniej tylko z dystryktem 9, no ale Avatar go przebija i to baaaaaardzo =]
Ja również mam podobnie... Po obejrzeniu Avatara, gdy wychodziłem z kina...
wszystko, co do tej pory widziałem w kinie i całe to kino 2D wydało mi się
takie beznadziejne. Po prostu. :P
Może ja to trochę zobrazuję, to będzie lepiej widać.
Bo na Avatarze było tak:
http://www.otofotki.pl/img12/dp1139_Avatar.jpg.html
Granice obrazu znikały, nie widziało się ekranu w sensie błaskiego białego
pola, na które pada światło. Widziało się zwyczajnie świat Pandory - nie
ruchome obrazki wyświetlane na dużym ekranie. Po prostu się tam było
zapominając o bożym świecie.
I po wyjściu z kina, wszystko co do tej pory oglądałem wydało mi się takie:
http://www.otofotki.pl/img12/ae7599_Kino 2D.jpg.html
Czyli szare, płaskie, bez życia... jak pokaz slajdów.
Tak właśnie czułem w chwili, gdy opuszczałem kino po obejrzeniu Avatara...
Miałem uczucie, jakbym dopiero teraz odkrył kino i nie miałem ochoty iść na
cokolwiek innego. :P
*poprawiony link do drugiego obrazka:
http://www.otofotki.pl/img12/ae7599_Kino%202D.jpg.html
LukeR i to chyba jest to coś, co hipnotyzuje.
Że to człowiek będąc w kinie nie spostrzega tego jako film, tylko jako uczestnik tamtejszych "prawdziwych" wydarzeń. Oglądając ten film zapominasz, że oglądasz film, tylko angażujesz się w wydarzenia które widzisz i widzisz je takie jakimi są, czyli prawdziwe. Dlatego nas do tego tak ciągnie... to jest chyba właśnie to coś :)
Szkoda tylko że ten film jest "arcydziełem"(tak nazywany jest przez wielu) w 3D. Ciekawe czy zachwyt będzie gdy wyjdzie na płytach w wersji 2D i czy dalej będziesz tak zachwycony...
Tak jak napisałem.
Korzystam puki jest 3D. Bo co? Na polsacie nam za 2 lata puszczą w 3D?
Śmiech na sali.
troszkę gramatycznie proszę!, puki są w pinach a zwrot *do puki* jest dopuzszczalny w naszej szlachetnej Ojczyźnie tłumoku.
Na początek muszę powiedzieć, że mam takie same odczucia. W piątek byłem na Avatarze po raz trzeci (wiem że to żaden wynik, ale się poprawię) i od tej pory już po raz trzeci odczuwam to samo co Ty, z tym że po każdym seansie coraz mocniej. Nie ma w tym nic złego, to jest właśnie magia tego Filmu, to jest to coś, co wciąga w tę przepiękną rzeczywistość Świata Pandory.
Jeśli mogę to jeszcze parę słów odnośnie innej kwestii. Pierwszą z nich jest to, iż myślę osobiście że na 99% wyjdzie do kupienia wydanie 3D ze specjalnymi okularami w zestawie, bo niewątpliwym jest fakt, że bez porównania jest Avatar w 3D i w 2D. Fani nie byliby zachwyceni gdyby zostali zmuszeni do końca swych dni profanować arcydzieło jakim jest Avatar poprzez oglądanie go jedynie w 2D. Więc tutaj jestem dobrej myśli :)
P.S. LukeR97, skąd jest ta fota z pierwszego linku który wkleiłeś? Z IMAXa może? Pytam bo jestem zachwycony tą fotką!
Najlepiej po prostu Luke. :P To "R87" dodałem tylko dlatego, że Luke było
już zajęte. :( A fotka znaleziona w necie. Tzn. granice ekranu dodałem sam,
żeby pokazać, o co mi chodziło. :)
Wrzuciłem na mediafire. Masz:
http://www.mediafire.com/imageview.php?quickkey=dtmmlt2zyry
Czytałem forum, przeczytałem ogromną ilość postów na tym forum. Wiem, że ludzie też się zachwycają 2D i nie mam nic do wersji 2D żeby nie było :) Chodziło mi o to że 3D dużo bardziej uwidacznia przepiękną przyrodę Pandory, no i oczywiście łatwiej jest poczuć się częścią otaczającej rzeczywistości oglądając Avatara w 3D :) Jest zupełnie inne poczucie tego arcydzieła :) Ale wersja 2D również jak najbardziej! :)
rozumiem zachwyt, film jest niezły, zwłaszcza po pierwszym razie
pracuje w kinie i jednym ze stanowisk jest "3d" oglądałam avatara już łącznie 72h i mam już dość serdecznie
nie przeginajcie z oglądaniem go w kółko bo się może przejeść, już teraz na myśl o tym ze w środę znowu mam stanowisko "3d" zastanawiam się jakie tym razem znaleźć sobie zajęcie na ten czas
"troszkę gramatycznie proszę!, puki są w pinach a zwrot *do puki* jest dopuzszczalny w naszej szlachetnej Ojczyźnie tłumoku. "
jak jest "dopuzszczalny" to o co ci chodzi analfabeto?
dopóty, dopóki... pasuje teraz?
I nie będziesz dzieciaku mnie obrażał. Przez internet każdy cwany.
Czuję się tak samo0 jak ty.
Gdy zobaczyłem ten film 2 raz, pomyślałem, że trzeba by iść na niego 3 raz żeby właśnie nacieszyć się 3d, bo drugiej takiej okazji w życiu nie będzie.
I jakoś tak wyszło, że byłem na nim już 11 razy...
A chodziliście w ogóle wczesniej na filmy 3D ? Bo moze to być też to powodem , mówię całkiem serio bez zgryźliwości , bo może po prostu zakochaliście się w 3D a nie w filmie.