Trochę się rozpisałem i nie każdemu się będzie chciało czytać. Wniosek podaję więc na początku. Moim zdaniem "Avatar" jest za krótki. Niektóre wątki zarysowane są naprędce i bez odpowiedniej wyobraźni i empatii nie pozwalają w pełni docenić występujących postaci. A teraz zapraszam do lektury ;)
Moim zdaniem fabuła "Avatara" jest dobra. Zdarzenia mają swoje przyczyny, skutki i uzasadnienie. Nie ma wyskakujących, nie wpasowanych w historię postaci. Zachowania i decyzje bohaterów są logiczne. Fabuła rozwija się nie za wolno i nie za szybko. Chęć poznania (naukowcy) przegrywa z rządzą pieniędzy. Zarysowuje i rozwija się jasny podział na dobrych i złych. Dochodzi do konfliktu. Dobro wygrywa (czy jest ktoś kto w finałowej bitwie kibicował, jakby nie patrzeć, swoim?). Jest słynna ostatnia walka i happy end. Czego brakuje?
Jak to się stało że Jake jest sparaliżowany od pasa w dół? Przydałoby się kilka flashbacków jego życia. Jakieś wojny, rana, operacja. Ukazanie jego dramatu, przeżyć jako niepełnosprawnego. Jest tylko krótkie wprowadzenie w formie narracji głównego bohatera. To zdecydowanie za mało. Nie ma czasu wczuć się w jego położenie. Kilka więcej scen Jake'a na wózku próbującego wykonywać codzienne czynności by nie zaszkodziło. Wzbudziłoby empatię w widzach. Jest rewelacyjna scena gdy Jake po raz pierwszy "budzi się" w ciele avatara, siada i zaczyna przebierać palcami u nóg. Polecam zwrócić uwagę na jego twarz w tym momencie. Albo tą czystą radość gdy wychodzi na zewnątrz i zaczyna biec. Dlaczego Jake bez żadnej praktyki i szkolenia tak łatwo opanowuje nowe ciało? Bo on o tym marzył. Spellman, mimo praktyki (ileś tam bodajże 280 godzin), wychodząc za nim jeszcze się trochę zatacza. I to nieszczęsne tłumaczenie "we are not supposed to be running" na "nie powinniśmy uciekać" zamiast "nie powinniśmy biegać".
Postać brata Jake'a też mogła być szerzej przedstawiona. Mało o nim się dowiadujemy. Właściwie tyle że zginął i że miał doktorat. Brakuje sceny pt: "bracia razem". Nie ma smutku głównego bohatera po bolesnej stracie. Początek filmu, czyli wyjaśnienie skąd Jake na Pandorze w ciele avatara, przelatuje przed oczami widza szybko. Moim zdaniem takie wprowadzenie nadawałoby się na trailer ale już w samym filmie wypada kiepsko. Cameron robi coś w stylu "oto główny bohater, stąd się tu wziął a teraz podziwiaj".
Wątek romansu rozwija się nienachalnie i nie dominuje. Bardzo podoba mi się zwłaszcza ukazanie kobiety jako opiekunki i przewodnika. Neytiri wprowadza Jake'a w świat Pandory. Na początku traktuje go jak rozwydrzone, niesforne dziecko (czyż tacy nie są mężczyźni?). Jake zdobywa sobie pozycję w jej świecie i uznanie w jej sercu. Traci je lecz powraca jako bohater i zbawca ludu Na'Vi. Ale w scenie finałowej walki to ona ratuje Jake'a. Wielki plus dla pana Camerona za główną postać kobiecą. Neytiri jest silną, pewną siebie kobietą; jest w niej jednak ta cudowna lekkość, łagodność, wyrozumiałość i radość życia, przez które się w nich zakochujemy.
Moim zdaniem brakuje równowagi między wątkiem "Jake wśród Na'vi" a "Jake w bazie ludzi". Takie przesunięcie akcentów za bardzo przygotowuje psychicznie widza na zakończenie filmu, które przez to nie jest wybitnie zaskakujące. Troszkę więcej o ewentualnych planach Jake'a na Ziemii po odzyskaniu pełni sprawności. Jakieś nadzieje na nowe życie ze sprawnymi nogami i już powstałby ubarwiający fabułę konflikt dramatyczny głównego bohatera. Może jakaś bliska przyjaciółka (ale broń Boże coś więcej) albo rodzina zostawiona na Ziemii? To by chyba (przy odpowiednim poprowadzeniu) nie zmieniło "Avatara" w melodramat.
Jak powyżej wspomniałem, mało jest scen z obozu ludzi. Co tam się dzieje? Czemu dostajemy tylko skrót? Może Selfridge powinien próbować powstrzymać niszczycielskie zapędy Quaritch'a? Pada zdanie że "to Quaritch teraz wszystkim rządzi" - dlaczego? Nagle szef ochrony zostaje głównodowodzącym. Brakuje kilku scen rozmów między Selfridgem a Quaritchem. Może jakieś spięcie na oczach reszty personelu. To jest jeden z wątków, moim zdaniem, "niedorozwiniętych" w "Avatarze". Chociaż nie uznaję tego za wadę. Dramatyczny dialog między wymienionymi popadłby bez wątpienia w banał. Byłoby to wciskanie na siłę jeszcze jednego oponenta konfliktu. Selfridge jest cynikiem, elementem machiny korporacyjnej i ma jasno określony cel. A Quaritch to jego facet od brudnej roboty.
Zresztą postać Quaritch'a to jeden z mocniejszych akcentów "Avatara". Jak to mówią poeci: straszny z niego sk****syn. Przerysowany twardziel. Kupa mięśni napędzana testosteronem. Jest w nim jakaś pasja gdy wyskakuje z karabinem na zewnątrz w trujące powietrze aby powstrzymać uciekinierów. Walczy do końca aby ukarać zdrajcę. W finałowej scenie zrzuca osłonę kabiny robota i staje do walki niczym rycerz z otwartą przyłbicą. Jest w nim zacięcie do teatralnych gestów. Koniecznie chce zabić Jake'a podrzynając mu gardło własnymi rękoma. Ideał czarnego charakteru.
Po drugiej stronie barykady twardziela gra Tsu'Tey. Od początku niechętny i wrogi wobec głównego bohatera. Nic dziwnego bo Jake zajmuje czas i uwagę Neytiri, z którą Tsu'Tey ma stworzyć parę i razem stać na czele klanu. Staje się jednak jego sojusznikem i walczy pod jego komendą przeciwko obcym. Brakuje jednak w "Avatarze" interakcji między Tsu'Tey'em a Neytiri. Jeśli mieli być parą to dlaczego jest tylko jedna krótka wzmianka na ten temat? Jako przewodniczący rady w momencie rozpoczęcia konfliktu też sobie za bardzo nie pograł. Rozwinięcie wątku Tsu'Tey'a pozwoliłoby widzom bardziej docenić zakończenie filmu.
Podoba mi się historia opowiedziana w "Avatarze". Akcja rozwija się prowadząc przez kilka zwrotów do kulminacji: finałowej walki dobra (poszanowania natury, życia w zgodzie z nią) ze złem (niszczycielska rządza pieniądza). Główny bohater jest na początku traktowany jak wyrzutek, zarówno wśród Na'vi jak i przez dr Augustine (kolejny nierozwinięty wątek - Jake wśród naukowców). Zdobywa sobie szacunek i miłość, staje się kimś ważnym i odkrywa nowe życie. Avatar" jest baśnią. O marzeniach. Jest w "Avatarze" piękny cytat: "All i ever wanted was a single thing worth fighting for" (pragnąłem choć jednej rzeczy za którą warto walczyć). Cieszę się że mogłem zobaczyć jak Jake znalazł swoją.
jednym słowem chciałbyś więcej, ale zabrakło na to czasu - moze zrobią kiedyś z tego serial?
Jake - wyjaśniono dość dokładnie kim był, że stał się niczym czyli weterane - wystarczy mić za sobą kilka amerykańskich filmów z czasów wietnemu by dużo wiedzieć o Jake'u, w czasie filmu wyraźnie padają sowa kim jest dla ludzi, ochłap, bezmózgi mięsniak - jego pozycja została określona był nikim a szansę na zmianę dawała tylko śmierć brata
wiedza o bracie była jak dlamnie wystarczająca - on nie miał znaczenia dla filmu - był tylko "szansą" Jake'a, naukowiec i marine od lat mogli być dla siebie obcy
"brakuje "Jake wśród Na'vi" a "Jake w bazie ludzi". .."
chyba nie do końca - szybko trafił do Na'vi, jeszcze nie skażony podejściem ludzi do tubylców, przez to nie miał uprzedzeń i był otwarty, a potem jego pobyt u Na'vi wymagał sporo zaangażowania, więc nie miał zbyt dużo czasu na bazę, musiał zjeść, wyspać się i odbębnić to co miał do zrobienia a pozostały czas spędzał w komorze. Gdyby czas tu i tam wyrównano to nie zrozumiałe by było jego "wchłonięcie" się w świat Pandory - jego naczynie musiało być puste
"...Może Selfridge powinien próbować powstrzymać niszczycielskie zapędy Quaritch'a?..." Selfring to cywil, który ma na celu zdobyć złoża, gdy dochodzi do konfrontacji jest bezradny, nie zna sposobu by wilk był syty i owca cała. Próbował zrobić to inaczej ale nie dało się.
dlaczego kontrolę przejął Quaritch? w filmie przedstawiono jego postać - to też był marine, a jak Jake sam powiedział - marine pozostaje się na zawsze
Quaritch poczuł krew w powietrzu, powrócił jego instynkt żołnierza i w sposób naturalny przejąl kontrolę - przestał być niańką cywili a znowu stał się żołnierzem
Neytiri i Tsu'Tey - o nich samych krótka w zmianka - ona miała zostać następczynią Moha a on wodzem - dla plemienia to naturalne, że mogli się połączyć, ale nie musieli, im związak miedzy zwierzęciem a człowiekie wymagał wiekszego oddania tym bardziej było oczywiste że jedno musi wybrać drugie i nawzjem, tak samo było z nimi,a oni jeszcze się nie wybrali - więc nie było nad czym się rozwodzić.
Bez pomocy plemienia i Tsu'Tey co Jake by wskórał nawet siedząc na Turuku - mógł symbolizować wsparcie symbolu dla obcych a nie dla Na'vi
Doskonała recenzja i nie sposób się z nią nie zgodzić. Szczerze mówiąc Avatara widziałem do tej pory dwa razy... i mnie osobiście nie zawiódł scenariusz, choć rzeczywiście można było nieco rozwinąć kilka wątków. Nawet nie będę się rozpisywał, bo Twoja wypowiedź w pełni temat zamyka ;)
przeciez te wątki są rozwinięte w scenariuszu i zostały nawet nakręcone, jednak wypadły przy montarzy, kiedy postawiono warunek skrócenia filmu
czekamy na czterogodzinną wersję reżyserską w kinach! :)
Bardzo fajna recenzja, winszuję... a jak pisał kolega wyżej, owe wątki rzeczywiście powstały i mam nadzieje, że pojawią się w wersji reżyserskiej. Jeszcze raz brawo dla autora tematu.
P.S. Scenę przejęcia władzy w bazie przez Quaritch'a i jego wymianę zdań z Selfridgem można zobaczyć na jednym z filmików na youtube. Pozdrawiam
Filmik pokazuje jak kręcone były poszczególne sceny... (i między innymi starcie pomiędzy Selfridgem a Quaritchem) oraz samego Jamesa Camerona w akcji ;)
Filmik Behind The Scenes
http://www.youtube.com/watch?v=61kMpOgkZRs&feature=related
Wow mi by sie chyba nie chcialo tyle pisac...
Polecam w takim razie do przeczytania scenariusz. W nim wszytkie fabularne braki o ktorych wspominasz.
Pozostaje miec nadzieje, ze w wydaniu DVD/BR zawarte zostana wszystkie te sceny o ktorych mowa. Ale nie wydaje mi sie zeby przez to film mial trwac ponad 4h jak niektorzy forumowicze chyba sobie bardziej tego zycza... 20 min max dluzszy tak mi sie wydaje.
Pozdrawiam
Z tego co słyszałem to właśnie pierwotna wersja (przed "pocięciem") trwała 4h 18 min. Choć rzeczywiście, czytając sam scenariusz nie wydaje się żeby usunęli ponad półtorej godziny filmu.
Jedna rzecz, piszesz:
"Zarysowuje i rozwija się jasny podział na dobrych i złych."
To jest właśnie największa wada tego filmu. Wszystko jest czarne lub białe. Taki podział jest dobry w filmach dla dzieci, które dopiero uczą się rozróżniać dobro od zła...
Natomiast człowiek mający więcej niż te 12 lat, zaczyna widzieć iż tak naprawdę nic nie jest "białe" i nic nie jest "czarne"...
Tu poza jedną laską, zrobiono z żołnierzy psychopatów, którzy przyjechali tam dla szczerej frajdy z zabijania. Tak w rzeczywistości nigdy nie jest, żołnierze to nie tylko chodzące mięsnie...
Naukowcy zaś to osoby o złotych sercach, nikogo by nie skrzywdzili, chcą tylko badać i poznawać... To też nie jest prawdą, założe się że i w ich obozie były czarne owce... Nie powiecie mi, że żadnego z nich nie skusiły by tak ogromne pieniądzę, jakie były do zdobycia?
Właściciele, to rzecz jasna kolejni zimni kapitaliści, którzy wszystko zrobią dla pieniędzy. Ale nie wiemy wiele o sytuacji na ziemi, być może gdyby nie ten surowiec, gatunek ludzki by wyginął?
Film jak dla mnie 5/10, mnóstwo nie doróbek, mega naiwna historyjka, dla grzecznych dzieci...
Poza dwoma ostatnimi postami -_-' najciekawszy i najdojrzalszy temat o
avatarze na filmwebie :) tak trzymać poziom, chłopacy, to jest właśnie
dyskusja na poziomie. Kolega bardzo ładnie i wyczerpująco wytknął 'braki'
avatara', braki w tym sensie, że było go za mało :-)ja również czekam na
wersję reżyserską, jeżeli trylogia dojdzie do skutku, to może puszczą ją w
kinach, kto wie? A jak nie to na DVD będzie :)
AVATAR uzyskał właśnie nominację od Writers Guild of America na najlepszy film roku !!!!! (najważniejsza nominacja, która w większości przypadków decyduje o rozdaniach w Oskarach)
Wszyscy co pieprzą o banalnym scenariuszu proszę się zamknąć właśnie w tym momencie :)
www.awardsdaily.com
Nie podoba mi się argument "jeśli masz więcej niż 12 lat to...". Nie żyjemy w świecie szarości, tylko raczej mozaiki (yin i yang). Każdy powinien sam oceniać gdzie leży dobro a gdzie zło. Nie zgadzam się też z twierdzeniem "nic nie jest białe i nic nie jest czarne". Szanuję odmienny pogląd ale moim zdaniem koncepcja wszechobecnej "szarości moralnej" zbyt często jest używana w celu usprawiedliwiania zła. No ale to nie miejsce na etyczne dysputy więc do rzeczy:
Moim zdaniem jasny podział i konflikt dobro/zło to zaleta. "Gwiezdne Wojny", "Władca pierścieni", "Leon zawodowiec", "Braveheart", "Gladiator", "Terminator", "Matrix" i wiele innych. Kiepskie filmy? Zależy jak na to spojrzeć.