Ten film jest samokrytyką Amerykanów (ówcześnie kolonizujących Brytyjczyków) na ich podboje Ameryki i wyżynanie Indian... Spalcie się w piekle amerykańscy hipokryci!
Byłaby świadomością, gdyby nie robili nadal tego co zrobili kiedyś. W imię "wolności" napadają na inne państwa, tylko że "wolności" w rozumieniu przez nich samych. Japonia wyciągnęła wnioski i nie szlaja się po świecie z armią. Amerykanie już nie kolonizują, bo mają swoją wielką ziemię, ale wejść na bliski wschód musieli, tak jak kiedyś weszli do ameryki (jako Brytyjczycy) po złoto i inne cenne minerały. Niczego nie nauczyli się od swoich przodków Brytyjczyków. Teraz tylko patrzeć jak w Afryce coś zauważą wartościowego... USAńcy już tak mają, muszą wszystkim naokoło udowadniać jaki ich "kapitan ameryka" jest potężny. Hipokryci. Proponuję zająć Rosję... a no tak, zapalniczki Zippo nie są na gaz.
Mówię o amerykanach, którzy zgadzają się z przesłaniem tego filmu, a zarazem są za wojnami na bliskim wschodzie, ale i o takich, którzy mają gdzieś, że wyrżnięcie Indian dało im tą ziemię, na której teraz żyją, a popierają ataki swojego kraju na inne państwa. Podniecają się takimi filmami, nie zwracając uwagi, że to co w filmie i z Indianami, toczy się na bliskim wschodzie i to już ich nie obchodzi, no bo Tamci są źli, a Amerykanie dobrzy. Tacy pewnie tłumaczą anihilacje Indian tym, że zaczęli (Indianie) napadać na przybyłych, to trzeba było się bronić, bronić aż do wytępienia. Założę się że wśród rządzących jest wielu takich co lubią ten film, a jest za wojnami które toczą amerykanie.
Ale czy współcześni Amerykanie przyczynili się do krzywd, jakie ich przodkowie wyrządzili Indianom? Myślisz, że współcześni Amerykanie, ogłupiani na co dzień przez media, bardziej przejmują się działalnością międzynarodową rządu niż swoimi codziennymi problemami? Myślisz, że współcześni Amerykanie (wszyscy, bez wyjątku) zasiadają w rządzie i mogą decydować o tym, z kim ich kraj walczy, a z kim nie? Myślisz, że choć połowa Amerykanów oglądających ten film dopisała do filmu ideologię?
Z twojego tematu wynikało, że zarzucasz reżyserowi hipokryzję i dlatego skomentowałem. Natomiast nie możesz również obarczać winą całego narodu. Wystarczy jedna wycieczka do Stanów i krótki wywiad środowiskowy, żeby zrozumieć, że znaczna większość tego narodu na filmy chodzi jedynie dla rozrywki, a o poczynaniach rządu nie ma zielonego pojęcia.
Poza tym zdziwiłbym się, gdyby Amerykanie po obejrzeniu "Avatara" postanowili rozpocząć kampanię antyrządową. Jaki normalny obywatel po kilkugodzinnym seansie stwierdziłby, że żyje w kraju opartym na mordzie i postanowił wyjechać/zrobić coś z tym? Było, minęło. Amerykanie mają teraz ważniejsze sprawy do przemyślenia niż winy ojców założycieli.
O hipokryzji można mówić, gdy ktoś świadomie odrzuca jedną ideę, a wyraża uwielbienie do drugiej, ściśle z nią związanej. Natomiast w tym przypadku widzowie zapewne nawet nie pomyśleli o symbolicznej wymowie dzieła Camerona. A sam reżyser hipokrytą nie jest, bo nigdy nie słyszałem, żeby z uwielbieniem wypowiadał się na temat kolonizacji.
"O hipokryzji można mówić, gdy ktoś świadomie odrzuca jedną ideę, a wyraża uwielbienie do drugiej, ściśle z nią związanej." - No i tacy amerykanie istnieją, a sądząc po tępocie tego narodu, jest takich wielu... A o Cameronie nic nie pisałem, jeżeli wyczytałeś to z pierwszego posta, to źle wyczytałeś, pierwszy człon zdania świadczy o samokrytyce, a drugi już dotyka tych o których piszemy, hipokrytach, a pomiędzy jest "...".
No oczywiście, że istnieją. Istnieją też tacy Polacy, Rosjanie, Włosi. To nie przesądza jednak o hipokryzji całego narodu.
A co do reżysera, faktycznie źle zrozumiałem. Przepraszam.