Epicka baśń w klimatach saj faj. Film będący najlepszym w historii kinematografii jeśli chodzi o science fiction. Nie domagał pod względem scenariusza, bohaterom wszystko przychodziło zbyt łatwo, a zwroty akcji i cudowne ocalenia mnożyły się jak grzyby po deszczu, do tego mnóstwo patosu. Ale wszystko usprawiedliwione - zagrożenie planety=jest stawka, moralizatorska baśń= "bzdety" o połączeniu z planetą i pro ekologiczne przesłanie, ułatwienia fabularne=jak na tak długi film i tak wyszło naprawdę nieźle. Tanie chwyty mają to do siebie,że w jednych filmach działają, w innych nie. Tu wszystko gra i buczy, bo takie kino zasługuje na taki rozmach, o który w dzisiejszym świecie coraz gorzej, a wszystko skrywa warstwa taniej patyny. Ten film to dzieło stworzone z miłości do natury i efektów specjalnych. Człowiek na obcej planecie, w obcym ciele zakochuje się i odnajduje własny dom. Banalnie, ale uwielbiam !
Po powtórce nic się nie zmienia, nadal robi wrażenia pod każdym względem. Fontanna kreatywności, cud efektów specjalnych i miażdżący rozmach. Tak powinno wyglądać kino epickie.
PS: W gruncie rzeczy to nie takie głupie kino jak na pierwszy rzut oka wygląda. Duchowa wędrówka między ciałami, połączenie między każdym żywym organizmem planety, spoglądanie na własne ciała oczyma Avatara, wybranie innej rasy na swoją rodzinę i obcej planety na dom i to przy tak drastycznej zmianie środowiska. Żal,że film nie dostał Oskara, żal jak diabli, bo należał mu się.
Muehueueheheuehee!
"Film będący najlepszym w historii kinematografii jeśli chodzi o science fiction"
Twój gust osiągnął poziom dna, moje gratulacje, hehe.