Przeglądnąłem sobie kolejną porcję tematów krytycznych i postanowiłem zadać pytanie przedstawicielom tzn. pseudo-elity kinomanów. Sam jestem reprezentantem tzw. masy, która chodzi do kina od święta na filmy kręcone dla kasy, więc wiele rzeczy nie rozumiem.
Pytam. Co wy dorzucilibyście do Avatara oryginalnego, żeby w waszych oczach był on lepszym filmem. Zwykle gdy zadaję to pytanie padają do bólu ogólnikowe odpowiedzi "No coś takiego oryginalnego czego jeszcze nie było w innym filmie." albo "Coś nieprzewidywalnego co mnie zaskoczy, czego się nie spodziewam przed wejściem na salę.". I to są takie ogólniki. A ja proszę o konkrety. Czym jest to "takie oryginalne" czy "coś nieprzewidywalnego"? Dać mi przykład.
Nieprzewidywalne by było gdyby Jake Sully umarł np. po 5 minutach filmu, ale jakby to wyglądało? Byłby rekordowy dochód? Nie. Ludzie by poszli do domu po 5 minutach. Dlaczego? Bo do dupy fabuła. Bohater umiera tak szybko.
Przewidywalne było to, że ci dobrzy wygrają, a źli przegrają. Ok, a gdyby było odwrotnie dalibyście Avatarowi wyższą ocenę? "Spodziewałem się przed wejściem na salę, że wygrają dobrzy, ale NIESPODZIEWANIE przegrali." Bylibyście usatysfakcjonowali oryginalnością scenariusza? Gówno! Dalibyście tą samą niską ocenę, bo się film głupio skończył.
"Co wy dorzucilibyście do Avatara oryginalnego, żeby w waszych oczach był on lepszym filmem."
Zamiast scenariusza z Pocahontas wypadało wymyślić historię od podstaw. Tu nie ma co pisać o tym "co by się dodało" bo tutaj cała fabuła jest kalką.
Bo widzisz założycielu tematu, tu chodzi o to, że część osób jak słyszy, że film jest wspaniały, to myśli, że na sali kinowej dozna nirvany albo conajmniej wielokrotnego orgazmu, a potem okazuje się, że film nie rozwiązał zagadki pochodzenia życia czy istnienia boga i taki człowiek czuje się rozczarowany, no bo miał być przełom, wyzerowanie kalendarza...
Inny problem to taki, że ludzie, którzy nie są za bardzo otrzaskani w fantasy, sci-fi, nie rozumieją, że jest to gatunek w całości oparty o starożytne schematy, które ukazuje się w różnej formie, ale szkielet zawsze pozostaje ten sam i dziwią się, że w filmie nie zostało wymyślone absolutnie wszystko od nowa. W dodatku z tym starożytnym schematem zetknęli się raz i wydaje im się, że tylko raz został wykorzystany. Założę się, że 95% ludzi piszących o pocahontas nawet nie wie, że to postać historyczna, a jedynie bohaterka disneyowskiej bajki która jest całkowicie oryginalna. Ktoś tym ludziom powiedział, że Avatar to pocahontas, a pocahontas akurat widzieli więc coś skojarzyli i czują się jak wielcy odkrywcy.
Pamiętam taką sytuację kilka lat temu, kiedy bon jovi okupowało pierwsze miejsca list przebojów z kawałkiem it's my life i dla części moich znajomych był to obiecujący debiutant. Znałem też osoby, dla których madonna i płyta frozen to był świetny debiut obiecującej artystki i byli w stanie porównywać tych wykonawców do tego co znali, czyli np. Madonna dla nich była kimś kto się pojawił na fali np. popularności Jennifer Lopez czy coś w tym stylu.
I taki sam błąd popełniają ludzie krytykujący Avatara. Avatar nie jest dla nich oryginalny, no bo przecież to zrzyna z Tańczącego z Wilkami, i nikt sobie nie zada pytania, zrzyną z czego jest taki wychwalany Tańczący z wilkami.
A z tym Pocahontas to nie są przypadkiem Wasze widzimisię? Cameron potwierdził gdzieś, że inspirował się tą starą animacją? Ja sam podobieństwa zarysu ogólnego dostrzegłem dopiero po przeczytaniu spostrzeżeń kinomanów.
osobiście los głównego bohatera był mi zupełnie obojętny, o wiele ciekawszy byłby motyw dla mnie gdyby stracił władzę w nogach po walce z tymi obcymi, i żądny rewanżu chciałby ich unicestwienia, ale z czasem by oczywiście zmienił zdanie
na marginesie to trzeba mieć klapki na oczach żeby nie zauważyć wielu podobieństw do takich filmów jak choćby Pocahontas, Tańczący z wilkami. Z tą różnicą że tu przeznaczono 300 mln na efekty i musiały się one zwrócić, jak dla mnie mistrzostwo świata za marketing
> na marginesie to trzeba mieć klapki na oczach
> żeby nie zauważyć wielu podobieństw do takich
> filmów jak choćby Pocahontas
Niekoniecznie. Ja co prawda nie zauważyłem od razu tych podobieństw, jak zresztą wspomniałem wyżej, nie wynika to bynajmniej z tego, że jestem ślepy, czy jak to ująłeś "mam klapki na oczach", tylko z tego, że wielkim pasjonatem Pocahontas nigdy nie byłem i zwyczajnie o niej zapomniałem.
"Dorzucić" nic się nie da. To tak, jakby wrzucać śliwkę w g... :-) To musiałaby być OD PODSTAW nowa historia, ż żywymi, wielowymiarowymi bohaterami, a nie z papierowymi wycinankami (albo ludkami, którymi się "chodzi" w grach komputerowych).
Akurat wczoraj obejrzałem sobie po raz pierwszy "Aż poleje się krew". To jest właśnie prawdziwe kino: z prawdziwą fabułą i prawdziwym aktorstwem. Na takim tle pięknie widać, że Avatar to plastik i wydmuszka. Z genialnym marketingiem! Co już zresztą wielokrotnie podkreślano.
A no i zapomniałem, że część osób nie rozumie różnic między gatunkami filmowymi, i wydaje im się, że każdy film powinien być dramatem psychologicznym o homoseksualnych mongolskich hodowcach borsuków plamistych na tle okupacji niemieckiej, zawierać 7 minutowe dialogi między targanymi skrajnymi emocjami postaciami doświadczanymi ciężkimi doświadczeniami i straszliwą rzeczywistością. Dla takich ludzi dramat o tym jak baba zjada kotleta będzie metafizycznym orgazmem, i żaden film w który nie mówi o PRAWDZIWYM ŻYCIU nie będzie dla nich fajny, bo będą w nim popierdalać niebieskie smerfy, głupie roboty, będą się strzelać i ganiać samochodami i nikt nie będzie opowiadał o tym jaki się czuje wyalienowany przez niemców i niekochająca matkę. Tacy ludzie charakteryzują się niesamowitym niezrozumieniem dla faktu, że część filmów może zupełnie nie być robiona dla nich, tylko dla innych i ich życie upływa na wiecznym zaskakiwaniu się obecnością innego rodzaju kina i wyrażaniu dla niego pogardy.
A nie uważasz, że kino z głupimi robotami, które "będą się strzelać i ganiać samochodami" zasługuje tylko na pogardę?
Odkąd to wśród gatunków filmowych równoprawne miejsce ma "gatunek" pt. "filmy dla odmóżdżonych kretynów"?
Natomiast samo SF mi ABSOLUTNIE nie przeszkadza. Do moich ulubionych filmów należy "Blade runner", któremu (w pierwszej wersji reżyserskiej) daję 10/10.
Tak więc przestań pieprzyć o gatunkach, bo nie na tym problem polega, tylko na jakości W RAMACH gatunku. W tym samym gatunku "Terminator 1" jest mistrzostwem, a każdy kolejny numerek już gorszy (2 trochę), a 3 i 4 to odlot jakościowy.
Ja na Avatar poszedłem jako na hollywoodzką rozrywkę, fajną zabawę, zapowiadany szał dla oczu! A po pół godzinie ziewałem z nudów i miałem dość tych odpustowych kolorków i przereklamowanych "efektów". Trudno, ale nie rozrywam się tym, że mi jakieś świecące badziewie lata "na wyciągnięcie ręki".
I tak, uważam, że jeśli kogoś to niebywale bawi, a ma więcej niż 10-12 lat, to cierpi na niedorozwój emocjonalny i umysłowy.
"I tak, uważam, że jeśli kogoś to niebywale bawi, a ma więcej niż 10-12 lat, to cierpi na niedorozwój emocjonalny i umysłowy."
A ty pizda :)
Zgadzam się w zupełności. Nie wiem czemu ludzie na siłę próbują porównywać jakieś ambitne kino z typowo topową produkcję nastawioną na akcję i efekty specjalne.
"Tacy ludzie charakteryzują się niesamowitym niezrozumieniem dla faktu, że część filmów może zupełnie nie być robiona dla nich, tylko dla innych i ich życie upływa na wiecznym zaskakiwaniu się obecnością innego rodzaju kina i wyrażaniu dla niego pogardy."
Myślę, że to ich podstawowy problem, który z resztą dotyczy również np. muzyki lub innych aspektów. Często używane określenia typu: "jedyny słuszny rodzaj(czegoś tam)" i że to jest prawdziwe/a (coś) a tamto jest ble są chyba najlepszym tego dowodem.
że to jest prawdziwe/a (coś) a tamto jest ble
_____________________
Życzę Ci Kolego, że jak kiedyś ktoś nabierze Cię na podróbę (sprzętu, proszku do prania, czy czegoś innego) i Ty mu powiesz, że to nie jest prawdziwy proszek, żeby tak właśnie Ci odpowiedział. Że to Ty masz podstawowy problem, bo wszystkie proszki są tak samo prawdziwe.
Rozumiem, możesz być rozczarowany tym filmem (jak to ująłeś dla dla odmóżdżonych kretynów, którym zakładam, że sam się stałeś po jego obejrzeniu)ale nie wszyscy przywiązują taką wagę do tego jaki jest na tle innych produkcji, tylko odbierają go takim jakim jest. Czujesz się oszukany bo to nie było coś pokroju Blade runner'a? A nie uważasz, że to mnie nie pozostaje nic prócz życzenia Tobie żeby wybaczyli ci ludzie z którymi przebywasz, a którym film się spodobał, za nazwanie ich niedorozwiniętymi emocjonalnie i umysłowo?
zgadzam się a co do tych nowych pozakładanych tematów cóż żal strzępić język po prostu jacyś antyfani wdarli się na forum a moderacja jak zwykle nic z tym nie robi no bo przecież ,,mamy prawo do wyrażania swoich opinii" tylko te opinie powinny być w jakiś ludzki sposób wyrażane a nie tylko rzucanie przekleństwami i wyzwiskami