Gdyby zrobił ten film reżyser mniej zdolny od Scorsese, z pewnością pogratulowałbym mu pomysłów inscenizacyjnych i wizualnego wyszukania (tu brawa należą się też operatorowi) oraz prowadzenia aktorów (świetne kreacje Di Caprio i Blanchett). Niestety, "Aviatora" zrobił mistrz Scorsese i nie jest to jego szczytowe osiągnięcie. Bo film jest przepełniony wątkami, postaciami drugoplanowymi i zaskakująco mało mówi nam o motywacji Hughesa - skąd u niego pasja tworzenia filmów i konstruowaniu samolotów, oraz jak nabawił się nerwicy natręctw? Zamiast tego dostajemy ładnie zrobiony film o kolesiu, który latał, kręcił i używał. Całe szczęście, że Akademia nie przyznała Oscara za reżyserię Martinowi - przynajmniej w tym roku.