Czasem pojawia się taki film, który od razu jest kandydatem do Oscara. Nie wiem tylko dlaczego wiadomo to już przed premierą. Zawsze myślałem, że kolejność powinna być odwrotna.
Film dobry, ale nie wiem co jest w nim takiego szczególnego (może poprostu nie rozumiem reżysera, bo żaden jego film mi się nie podobał). Fabuła jest trochę postrzępiona - momentami cięzko złapać wątek. Być może wynika to z tego, że trzeba było trzymać się faktów, chociaż myślę, że można było zrobić to lepiej.
Zwróciła moją uwagę także ocena głównego bahatera. W świetle filmu jest postacią pozytywną. Trochę mnie to raziło, bo uważam, że nie był do końca fair. Przynajmniej nie na tyle, aby został bahaterem Ameryki i kręcono o nim film. Było wiele ciekawszych osobowości w historii.
Oczywiście nie brakuje w filmie "elementów kina nowoczesnego" - robienie pozorów filmu głębokiego i wciąganie widza, aby czuł, że jest obserwatorem wielkich wydarzeń. Nie lubię tego, ale spodziewałem się takich zabiegów.
Po recenzjach oczekiwałem więcej od tego filmu. Niestety nieco się zawiodłem. W sumie gdyby film był lepszy nie potrzebował by takiej reklamy.
Racja, ten film był kandydatem przed premierą bo to film o Hughesie... Ale szczerze mówiąc wcale nie mam zamiaru negowac tej kandydatury, bo to "dzieło" udało się Scorsese.. wyszło tak, jak miało wyjść - po amerykańsku bo to o Amerykaninu.. fakt, film zalicza sie do tych pseudointeligentych, ale takie zazwyczaj w obecnych czasach dostają nominacje... I sądze ze pomimo innych "bohaterów Ameryki" o Howardzie warto było zrobić taki film... między innymi dlatego ze "nie był do końca fair".
Jednak czy pseudointeligentne amerykańskie dzieło o Amerykaninie zasługuje na Oscara. Rzeczywiście od kilku lat takie filmy wygrywają, jednak moim zdaniem nie jest to wielkie dzieło niezależnie od tego ile Oscarów dostanie.
Rzeczywiście zgadzam się, że Hughes jest ciekawą postacią. Zastanawiam się tylko czy nie został ukazany zbyt "bohatersko". Ja kręcąc podobny film pokazałbym go z innym świetle. Oczywiście reżyser ma prawo innego spojrzenia. Biorąc pod uwagę, że sztuka, w tym także film kształtuje widza Aviator może mieć zły wpływ na niektórych ludzi, kórzy zapragną się upodobnić do głównego bohatera, ale te rozważania już nie dotyczą filmu.
Czy zasługuje? Cóż, przyznam ze z nominowanych widziałam jeszcze tylko "Marzyciela", a z reszty amerykańskich filmów 2004, które widziałam (przyznaje sie ze nie oglądnęłam zbyt wielu - odpoczynek) nie potrafie wyłonić dzieła "inteligentnego". Dlatego nie kłóciłabym sie, gdyby "Aviator" dostał Oskara (może to moja słabość do biografii..).
Jeżeli chodzi o ukazanie Hughesa to się nie zgodze - pokazali go oczami Ameryki, ale pozostawiając dużo miejsca na własną ocenę (czego przykładem jest Twój komentarz), przede wszystkim dzięki odsłonie dwóch stron Howarda : prywatnej (zwykły człowiek z fobiami i problemami) i publicznej (genialny milioner, uczciwy pomimo nieuczciwości). I należy sie też zastanowic czy konsekwentne dązenie do spełnienia swoich marzen nie jest już rodzajem bohaterstwa? A, i Twoja uwaga o "złym wpływie" faktycznie jest nie na miejscu, bo idąc takim tokiem myślenia możemy "besztać" miliony filmów o płatnych zabójcach (np. "Zakładnik" z dobrą stroną złego), fanatycznych przywódcach, Rambach i nie Rambach etc...
To że ciężko o inteligentne dzieło wśród nominowanych to inna sprawa. Dalej jednak uważam, że Aviator nie zasługuje na Oscara (tak jak pewnie reszta nominowanych filmów).
Oczywiście w trakcie filmu pokazywali Hughesa w różnych sytuacjach. Jednak ostatnie wrażenie jakie pozostało jest takie, że był bohaterem. Wyszedł na wielkiego człowieka, który nie był pozbawiony też wad (co sprawia, że jest bliższy widzowi). Gdyby Hughes nie mmiał fortuny, którą przeznaczył na film (a później dzięki niemu stał się osobą popularną) pewnie nigdy nie zostałby bohaterem Ameryki. Dla mnie bohater to m.in. ktoś taki, kto niezależnie od środków jakie posiada jest w stanie spełniać swoje marzenia.
Miliony filmów o płatnych zabójcach nie dostawały Oscarów. Od Aviatora oczekuje więcej. Gdyby to był film "jeden z wielu" oceniałbym go pozytywnie, ale jako wielkie dzieło sie nie sprawdza.