Opowieść o zakompleksionym, udającym niewierzącego, a tak naprawdę po prostu obrażonym na Boga wykładowcy filozofii. O uczniu, który wchodzi z butami do życia i poglądów religijnych reszty studentów próbując zrobić to samo co profesor, tylko w drugą stronę, kochając przy tym laskę planującą całe jego życie tak samo jak jego Bóg. O dziewczynie która z jednych obowiązków i bezsensownych zakazów nakłada sobie inne, przy okazji tracąc dach nad głową (ale to akurat dobrze). I o zabieganej kretynce, która "nie ma czasu na raka " i jej bezdusznym podniecającym się pieniędzmi mężu. Pojawia się też jakaś para milionerów, którzy zdobyli kasę po trupach i chwalą swojego, jak już się domyślacie - Boga cytując z Biblii fragment tłumaczący ich robienie w gacie przed fochem wszechmocnego i piekłem. Film pełen absurdów i hipokryzji. Dobre dla ludzi, którzy zjadając na wszystkie trzy posiłki dziennie kolejne strony Słowa Bożego odzwyczaili się myśleć i niczym zacięta płyta CD do znudzenia powtarzają wyuczone formułki.
Nie licząc wk*rwu i poczucia zmarnowanego czasu, jedynie trzy tysiące razy przemielona przez autotune nuta Newsboys zostaje w głowie po obejrzeniu filmu.