- zastanawiam się czemu w tym zagrali? Czy to znaczy, że są oszołomami?
Bo te ich postaci (na tyle na ile obejrzałam ów 'film' - nie do końca) są jednoznaczne, jak i sam 'projekt'. Jeden to ateista, który ma wszystkich w pogardzie - Boga, swoją kobietę. Gdzieś tak w połowie okazuje się, że nawet w tym fundamentalnym ateizmie jest zakłamany, bo w Boga wierzy, tylko nienawidzi Go bo zabrał mu mamusię (sic!). To zresztą popularny mit katolików, że ateiści podświadomie łakną Boga. Drugi z kolei to okrutny kapitalista. = Wiedzieli w czym grają. Innym nieznanym mi gębą w obsadzie dziwię się jakby mniej,
Jak zobaczylem pierwsza scene Sorbo, jak wychodzi i recytuje nazwiska filozofow... ktore po chwili okazuje sie ze sa wygodnie rozpisane na tablicy... "Herkules nie umiec pamietac! Herkules musiec miec napisy!" :D
Już jest trochę stary, a takie wyliczanki do najłatwiejszych nie należą. W tym wieku mógłby właściwie zacząć robić karierę w "Modzie na Sukces", ale ta już się chyba (wreszcie) skończyła. Tym samym pozostały mu widać produkcje typu "God's not dead", w których to nawet klaty nie może porządnie pokazać. A dobra klata (albo cycki) mogłaby ten film uratować, przynajmniej pod względem estetycznym, odwracając przy okazji uwagę od bzdurnej tendencyjnej, samoudowadniającej się tezy filmu. Ale niestety źli ateiści i dobrzy chrześcijanie są tu równie nietrakcyjnie podani (wreszcie jakaś sprawiedliwość tegoż obrazu).
Ciekawi mnie na ile zamierzone bylo to rownouprawnione zobrazowanie chrzescijan, ateistow, muzulmanow itd jako koszmarne istoty ludzkie. Doczytalem sie ze Sorbo jest krzyzowcem w stopniu wiekszym nz ustawa przewiduje, narzeka nawet ze nie chca go brac do Holywudu rzekomo przez jego wiare wlasnie. Czy to bylo powodem tak pociesznie przesadzonego sportretowania wykladowcy-ateisty w tym filmie? Pure Flix Entertainment ktore stoi za God's Not Dead to studio nastawione na produkcja chrzescijanskie a inspiracja do nakrecenia filmu mialo byc ich refleksja nad tym jak wielu mlodych Amerykanow porzuca wiare przez czas trwania studiow (nie wiem skad ta refleksja w najbardziej chyba zjezusowanym kraju swiata, ale whatever). Domyslam sie wiec ze zalozeniem kazdego kto pracowal przy tym filmie bylo nie tylko to ze kreca kolejny spot reklamowy, Ci kolesie musieli miec MISJE. To, ze tak uroczo spartolili ze nawet chrzescijanie czuja sie obrazeni ich sportretowaniem, zakrawa na boska interwencje :P
BTW Kevin Sorbo swego czasu gral tez w serialu Andromeda jako kapitan statku kosmicznego. Widzialem kiedys kilka odcinkow i prezentowal sie nawet OK. W takiej roli nie musi szpanowac miesniami cyckow ani udawac profesora ktory wie o czym mowi, wiec dzisiaj w jakims startrekopodobnym czyms nawet z przyjemnoscia bym go zobaczyl.
Jesteś świetnie zorientowany w temacie, albo trochę poguglowałeś ;]. Jakkolwiek jest - dziękuję za garść konkretnych informacji. Rzekome cierpienie Sorbo akurat w oczach Boga (i samego Sorbo, skoro jest taki wierzący) powinno go uszlachetnić, widać jest męczennikiem z jakiegoś powodu. A tak na serio Tom Cruise jakoś nie narzeka, a też jest postrzegany jako oszołom, choć z innej parafii. Choć jeśli aktor faktycznie publicznie prezentuje równie nachalną retorykę, co ów film to nie zdziwiłabym się, gdyby zmagał się z ostracyzmem, którego podstawą byłaby jednak demonstrowana głupota i niefrasobliwość, a nie od razu religia. Można być głupim i/bo przesadnie zaangażowanym gejem, Żydem, wegetarianinem, Demokratą itd. W tym przypadku Sorbo nie jawi się zresztą jako zaangażowany katolik, a zaangażowany wróc ateistów i innowierców, bo ten film nie prezentuje postawę pro, on konfrontuje, stawia na anty.
Ciekawe, że chrześcijańska produkcja tak zieje nienawiścią. Myślę, że normalny aktor, czy ktokolwiek nawet z ekipy technicznej nie chciałby mieć czegoś takiego w CV, dlatego zdecydowanie w grę wchodzi jakaś poczucie misji (na co szczególnie przeczulonam, od misyjności tvp poczynając). Niestety źle rozumiana bo ten film jest niesmacznym paszkwilem, który tak naprawdę pokrzywdził wszystkich - i przeciętnych katoli, i innowierców i ateistów. To może się podobać tylko oszołomom (których nie brakuje i u Nas, patrząc choćby na wyniki wyborów prezydenckich i sondaże parlamentarnych). I chyba mogli w tym zagrać tylko oszołomy. Już nawet na chwilę pomijając Herculesa i Supermana, którzy mieli te (negatywne rzecz jasna) postaci jakoś fabularnie obudowane i można tu mówić o jakiejś-tam grze aktorskiej to już tego blondyna (niejakiego David A.R. White, brzydkiego jak gość z "Dawson's Creek") nic nie tłumaczy. Przez cały film (a przynajmniej pół które obejrzałam) z głupawym uśmiechem powtarzał z czarnoskórym murzynkiem jakąś głupią mantrę o dobroci Boga. Strasznie to było nawiedzone.
Ja wcześniej nigdy nie zastanawiałam się nad Sorbo, rola w serialu nie hańbi, wygląd mięśniaka też (nawet nie przeszkadza na drodze do stanowiska gubernatora Kalifornii). Jednak po tym filmie bezwarunkowo wywoła On u mnie negatywne skojarzenia, i kwaśny wyraz twarzy - ale tak to jest jak się zagra w g***. Jak się zagra w g*** nie dla pieniędzy, a z pełną wiarą i zaangażowaniem w projekt - to jest nawet 100x gorzej. Przed Twoim postem to cicho liczyłam, że może zrobili to z braku laku, dla kasy, niezrozumienia tendencyjności scenariusza (chociaż na papieże mogło to wyglądać nawet jednoznaczniej).
*papierze, telefon robi mi byki, i to nawet takie ironiczno-szydercze, osadzone poniekąd w temacie :).
Sorbo ma ten problem ze Cruise jest gwiazda ktorej nazwisko zna kazdy, a Kevina wiekszosc zna jako Herkulesa; nie dziwne wiec kogo sie gdzie angazuje... Dodatkowo - nie sledze kariery Cruise'a jakos namietnie, ale nie przypominam sobie zeby zagral w jakiejs fabule gloryfikujacej scjentologie ("reklamowek" nie licze), bo chyba wie ze do takich rol to trzeba miec talent zeby z nich wybrnac jako aktor (plus, umowmy sie, scjentologia nie ma takiej fazy na przyciaganie jak najwiekszej ilosci Januszy jak religie nastawione na biedniejszy target, wiec i nie potrzebuja krecic czegos w stylu "Xenu's Not Dead"). Z drugiej strony, Sorbo nie jest przez to az takim posmiewiskiem wsrod zdrowo myslacych jak Tomeczek :D
Co do zorientowania w temacie to film God's Not Dead tak mnie zafascynowal swoja nieporadnoscia realizacji, ze poczulem sie w obowiazku poznac jego genesis, hehe.
Oszolomy nieco inteligentniejsze typu Cejrowski ciekawi mnie co by sadzily o tym filmie. Bo teoretycznie sam misyjny wydzwiek powinien mu sie podobac, z drugiej strony udowadnianie czegokolwiek odnosnie bogow mija sie chyba z samym sednem wiary, ktora zdaje sie ma polegac wlasnie na wierze, nie dowodach; przynajmniej ja jako laik tak to widze... Jako ze pewnosci nie ma, to mnie to ciekawi.
Osobiscie mam wrazenie ze film najbardziej podpasuje wierzacym zapalonym dyskutantom internetowym, bo da im troche wody na mlyn podczas obalania argumentow jakiegos piewcy Dawkinsa :> Zalozenie ktore mieli tworcy - zeby podbudowac wiare tych ktorzy watpia - chyba nie wyszlo, jako ze mnostwo jest glosow ludzi wierzacych uwazajacych film za gniot :P
Teraz na fali chyba jeszcze pora obejrzec "Kirk Cameron's Saving Christmas", slyszalem ze tez ma zajebiste motywy pokroju "nawet w klozecie znajdziesz Jezusa" :D
Ogólnie to każdy normalny człowiek (nawet katolik bo to tego nie wyklucza) poza tym, że jest katolikiem ma jeszcze wiele innych zboczeń. Po co utożsamiać się z tym jednym i toczyć jakieś boje? A jak się tego podjął to była to jego decyzja, niech trwa przy niej po męsku (zwłaszcza, że czasu nie cofnie), miast jęczeć, że jest prześladowany przez środowisko filmowe (jeszcze powinien dodać, że zdominowane przez Żydów, ale to pozostawia w domyśle). Choć on karierę zrobił w tv, ale mniejsza o to, Żydzi są widać wszędzie. Pewnie tylko przez grzeczność, albo jednak jakiś instynkt samozachowawczy (koniunkturalizm?) Sorbo tak tego nie przedstawia :). FIlm nie bawił się w takie niedopowiedzenia i mini-subtelności, wykładając rzecz jak na tacy.
"Co do zorientowania w temacie to film God's Not Dead tak mnie zafascynowal swoja nieporadnoscia realizacji, ze poczulem sie w obowiazku poznac jego genesis, hehe."
Przyznam, że ten film jest jakimś fenomenem jawnie chamskiej już nawet nie indoktrynacji (nieprzekonanych nie przekona), ale obrazy dla ludzkiego intelektu. Te postaci są tak karykaturalnie nakreślone grubą kreską, że jest to aż niepojęte (początkowo myślałam, że to będzie pastisz). Ja nawet nie wystawiam ocen filmom, których nie obejrzałam do końca, ale tu i tak wiedziałam, że go nie skrzywdzę taką a nie inną notą. Zresztą wyłączyłam chyba kwadrans przed finałem (aż się boję co mi umknęło :).
Co by powiedział Cejrowski to, aż się boję myśleć. Strach tego Pana czanelować - czasem Go kocham, czasem nienawidzę, często nie rozumiem. Nie podejmuję się diagnozy stanu umysłu. Na szczęście nie jest napastliwy (tzn. w swoim oryginalnym czasie antenowym), tok-szołów z jego udziałem oglądać nie trzeba, a w tych swoich programach katolickiej indoktrynacji nie czyni jak by to było źródłem i jestestwem całej jego ziemskiej tożsamości (choć nie wykluczam, że jest). Takie to dziwne czasy nastały że trzeba oddzielać człowieka tworzącego dany program, od tego samego człeka udzielającego bardziej prywatnego wywiadu, człowieka śpiewającego z mojej playlisty od człowieka polityka itd.
Dawkinsa też nie lubię - to jest druga skrajność. Po co udowadniać, że nie ma czegoś czego nie ma? Dzięki takiemu podejściu jako normalna ateistka dogadam się z normalnym katolikiem (choćby przez przemilczenie tematu). Wolę mieć zresztą pozytywne hobby. Jakkolwiek "Saving Christmas" do obejrzenia dodałam, może wytrwam do ostatniej minuty, póki co intryguję niewygórowaną (?) oceną :P.
Może to jest zresztą podstawowy problem Sorbo, że połączył prywatę z zawodem (w ramach rzeczonej misji krzewienia katolicyzmu na świecie, która była silniejsza od Niego). Taki Wentworth Miller (nie przepadam) np. jak jeszcze aktorzył nie obnosił się z homoseksualizmem (do dzisiaj się nie obnosi, choć to raczej tajemnica poliszynela) bo nie chciał by mu to zaszkodziło, albo w ogóle zmieniło postrzeganie jego osoby jako aktora. Bo to co robi sobie w czterech ścianach to jest Jego prywatna sprawa. Za gościem, jako aktorem nie przepadam, ale za akurat to szanuję. Inna sprawa, że dzisiaj homoseksualizm pewnie dałby się fajnie sprzedać.
Ostatnie 15 minut jest najlepsze, pojedynek chlopaczek vs Sorbo musialem pauzowac zeby sie wysmiac ze dwa razy :D I ten zalosny twist na koncu... Poezja kiczu.
Może doobejrzę zatem, na raz nie byłam w stanie tego przełknąć, ale teraz po przerwie czuję przypływ nowej energii (może to wpływ słońca, bo raczej niczego innego :). Też zastanawiam się jaki finał może mieć film, które wszystkie puenty zamknął zanim zdążył je otworzyć. Może właśnie odkrył jakąś genialną trzecią drogę (obalając równo ateistów, innowierców i Boga), a ja tu odsądzam go od czci i wiary (nomen-omen)?